niedziela, 3 listopada 2013

Veinticuatro

- Jaką niespodziankę?- zainteresowałam się, pociągając nosem.
- Bardzo miłą- odparł, a ja kopnęłam go lekko w kolano.
- Okazało się, że psycholożka w Trentino poszła na roczny urlop macierzyński. Dowiedziałem się dzisiaj rano i załatwiłem ci pracę.- wyznał zadowolony, a ja wpatrywałam się w niego z otwartymi ustami. Mój radosny pisk i rzucenie mu się na szyję chyba wystarczyło jako optymistyczna odpowiedź.
- Jeśli dasz mi tam trochę czasu, to pokażę ci, co znaczy kochać.- szepnął mi prosto do ucha, a ja wtuliłam się w jego pierś. Nagle wszystko zaczęło się układać. No, prawie wszystko. Bo ja nadal nie potrafiłam pokochać, tak bardzo bałam się odrzucenia.
Dziadek zawsze mówił, że kocha mnie najmocniej na świecie. Brał mnie wtedy w ramiona i kręcił młynek nad głową, a ja śmiałam się jak opętana. Miałam wtedy cztery lata i to jedyne wspomnienie, jakie zapamiętałam. Nie licząc jego wątłej postaci trzy lata później, gdy musieliśmy po raz ostatni się pożegnać. Powiedział, że kocha mnie całym swoim sercem i nigdy mnie nie zostawi. Dzień później odszedł. To samo było z babcią, która z troską wycierała ściereczką w kaczorki moją umorusaną i zaczerwienioną od płaczu buzię, gdy spadłam ze schodów i wybiłam sobie dwa przednie mleczaki. Pocałowała mnie wtedy w czoło i utuliła do snu. Powiedziała wtedy, że miłość może przezwyciężyć wszystko, a jej piękny włoski akcent utkwił mi w pamięci przez wiele lat. Rok później musiała nas opuścić. A ojciec? Ten sam, który pomagał mi rozwiązywać zadania z matematyki, ten, który oglądał ze mną bajki i tłumaczył mi zasady moralności? On złamał je wszystkie naraz i nas zostawił, mnie, mamę i Oskara. A przecież mówił, że jestem jego najukochańszą córeczką i że zawsze będziemy razem. Może właśnie dlatego nie potrafiłam kochać? Bo to uczucie od zawsze kojarzyło mi się z bólem,  porzuceniem i samotnością.
- Nad czym tak rozmyślasz?- zapytał Sebastian, delikatnie chwytając moją dłoń.
- Nad niczym szczególnym- odparłam, posyłając mu ciepły uśmiech. Podróż z Rio do Trydentu minęła nam wyjątkowo szybko, bez zbędnych niespodzianek. Stresowałam się ogromnie przed pierwszą wizytą w klubie, chyba nawet bardziej niż tego pamiętnego dnia w siedzibie Skry, od którego to wszystko się zaczęło. Po całej hali Sebastiana oprowadził nowy kolega z drużyny, Emanuele Birarelli, który kazał sobie mówić „Bira”, bo jak wesoło stwierdził: „Tak jest krócej i szybciej”. Do wycieczki dołączyłam się ja, bo propozycja Włocha nieco pomogła mi w zaaklimatyzowaniu się w nowym miejscu.
- Tu macie naszą szatnię, korytarz dalej szatnię gości. Na samym początku, tu, przy recepcji, ale dwa pokoje dalej znajduje sklep z pamiątkami, siedziba związku, pokój trenera i psychologa drużynowego, czyli… Twój- spojrzał na mnie z uśmiechem, a ja odpowiedziałam mu tym samym. Na tym kończyła się nasza wycieczka.
- Więc ja się rozgoszczę, a wy lećcie na trening- powiedziałam optymistycznie i otworzyłam swój nowy gabinet kluczami, które dostałam od prezesa. Emanuele znika za rogiem, a Sole obejmuje mnie w pasie.
- Nie wiedziałem, że tak świetnie mówisz po włosku- dziwi się, wtulając nos miękki materiał mojego swetra. Odwracam się i przygryzam dolną wargę.
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz- uśmiecham się figlarnie, a w jego oczach pojawiają się wesołe iskierki.
- Seba, idziesz?- z oddali słychać głos Birarelliego, a Sebastian krzywi się nieznacznie. Odkrzykuje krótkie „Za chwilę!” i znów zwraca się do mnie.
- Później o tym porozmawiamy- mówi i składa delikatny pocałunek na moich ustach. Przyciągam go do siebie i oddaję ten gest ze zdwojoną siłą. To przecież nie moja wina, że w zetknięciu z jego wargami staję się nagle taka zachłanna! Argentyńczyk odsuwa się ode mnie i kręci głową z udawaną dezaprobatą.
- Nie teraz, Bella- upomina, obdarowując mnie soczystym całusem w czoło.- Do zobaczenia po treningu!- dodaje na odchodne i zamyka za sobą drzwi. Wzdycham głęboko i uśmiecham się do siebie. Mam nadzieję, że teraz już wszystko będzie dobrze.
Poznałam wszystkich członków drużyny, ale najlepszy kontakt złapałam z wcześniej wspomnianym Birą i Tsvetanem Sokolovem. Ten pierwszy miał do mnie stosunek bardziej jak do siostrzyczki, aniżeli koleżanki z pracy, a Bułgar był tak roztrzepanym dzieciakiem, że to ja traktowałam go jak młodszego brata, mimo tego, że był przecież ode mnie nieco starszy. Porozumiewałam się z nim po włosku, bo ja po bułgarsku nie znałam ani słowa, a z kolei angielski nie był jego najmocniejszą stroną. Mieliśmy wiele wspólnych tematów, chociaż ja traktowałam jego szalone pomysły z dozą pobłażliwości. Któż by przypuszczał, że taki filar drużyny w życiu osobistym potrafi być tak zwariowany? Codziennie opowiadał mi o swojej nowej miłości, którą spotkał rano- idąc na trening, do sklepu, czy jadąc metrem. W duchu śmiałam się z jego miłostek, lecz za każdym razem starałam się podejść do nich bardzo poważnie. W bardzo prosty sposób zaprzyjaźniliśmy się ze sobą i spędzaliśmy razem trochę więcej czasu niż z innymi kolegami z drużyny. Tsvetan miał wiele wad- był bardzo impulsywny i roztrzepany, czułam, że muszę cały czas go pilnować, jak małego dziecka. Poza tym był ogromnym bałaganiarzem! Nie wiem, jak inni zawodnicy z reprezentacji przeżywali tę jego tendencję na zgrupowaniach. Ale miał poczucie humoru i potrafił mnie rozbawić- może nie tak bardzo jak Sebastian, ale ogromnie cieszyłam się, że udało mi się tutaj kogoś poznać. Po kontuzji mojego chłopaka (przez chwilę smakowałam brzmienie tego słowa w moich ustach i aż się zdziwiłam, jak wielką sprawia mi to przyjemność) nie pozostał nawet ślad, a od naszego pobytu tutaj zgarnął już dwie statuetki MVP, co jak na środkowego było ogromnym osiągnięciem. Mieszkaliśmy w małym mieszkanku niedaleko hali, z jedną sypialnią, kuchnią, łazienką i salonikiem. Ostatnio coraz częściej odzywał się we mnie włoski temperament, a jego latynoska natura również dawała nam w kość. Nasze awantury zawsze opływały w ogromną pasję, zaciętość i intensywność. Już kilkakrotnie wyrzucałam jego rzeczy na klatkę schodową za byle głupotę, oboje tłukliśmy talerze ze złości, zbijaliśmy szklanki, a darliśmy się przy tym jak opętani. Kłóciliśmy się w czterech językach- po hiszpańsku, angielsku, włosku i po polsku.
- You are an asshole!- wrzasnęłam mu prosto w twarz, sama nie pamiętając już z jakiego powodu.
- Tu sei donna pazza!- odparował, zaciekle gestykulując, a ja aż zagotowałam się ze złości. Nie miał prawa nazywać mnie wariatką.
- Tu eres muy tonto!- wytknęłam mu, na co Sebastian aż zmrużył oczy. Podszedł do mnie i złapał za nadgarstki, a ja wypuściłam przy tym dzierżoną przez siebie szklaną butelkę. W sumie i lepiej- trener zabiłby mnie, gdyby Sebastianowi coś by się stało przed play-offami.
- Może i głupi, ale to dla temu, bo tak bardzo cię chcę- szepnął łamaną polszczyzną, całując mnie w czoło.
- Palant- fuknęłam, uśmiechając się pod nosem.
- Te quiero, mi amor- wyznał, gdy nasze usta dzieliły milimetry. Musnął językiem moją szyję, a ja z cichym jękiem wplotłam mu palce we włosy. Nogami otoczyłam go w pasie, przygważdżając do jednej z kuchennych szafek. Całowaliśmy bez opamiętania, tak, jakbyśmy nie widzieli się od lat, a buzujące w nas emocje jeszcze potęgowały tę namiętność. A potem i tak wylądowaliśmy w łóżku. Znowu, bo takie „kłótnie” miały miejsce średnio raz w tygodniu.
Mimo temperamentów i trudnego charakteru nasz związek był niezwykle harmonijny i spokojny, nie licząc oczywiście tych chwilowych wybuchów. Chyba oboje lubiliśmy się kłócić, nigdy tak naprawdę nie obrażaliśmy się na siebie, żadne nie podniosło na drugie ręki. To była jakaś rozrywka, wyładowanie gromadzących się przez cały tydzień emocji. Inne pary obrażałyby się na siebie miesiącami, ale u nas „ciche dni” były po prostu nie do pomyślenia. Dopełnialiśmy się idealnie, żyliśmy w takiej symbiozie, że radość biła od nas na kilometr. Znajomi śmiali się, że szykuje się rychły ślub. Zawsze wtedy zmieniałam temat. Wciąż miałam wiele wątpliwości co do naszych relacji. A Sebastian z każdym dnia starał się jak najmocniej, żebym zrozumiała, co znaczy miłość. Nie miałam serca powiedzieć mu, że to uczucie to w moim mniemaniu największe zło, które przywodzi na myśl najgorsze skojarzenia.
- Mała, zabieram cię dzisiaj na imprezę!- oznajmił Sole, zaraz po zamknięciu drzwi wejściowych. Sprzedał mi całusa w policzek, a mnie zrobiło się gorąco- to pewnie od stania przy garach. Godzinę temu wróciłam z pracy, a Sebastian właśnie skończył popołudniowy trening. Jego kruczoczarne włosy pachniały kokosowym szamponem, a w domu roznosiła się słodka woń perfum
- Jaką imprezę?- zaciekawiłam się, mieszając gotujący się makaron- byliśmy we Włoszech, wypadało od czasu do czasu ugotować coś lokalnego.
- Przyjeżdża kilkoro chłopaków z Maceraty, chcą przenocować u Biry przed meczem.- wyjaśnia, a ja uśmiecham się półgębkiem.
- Muszę się ładnie ubrać?- pytam z powątpiewaniem, a on śmieje się tubalnie.
- Jak dla mnie to możesz iść tak jak teraz jesteś- nosem muska moją szyję, a ja parskam, patrząc na swoją umazaną sosem do spaghetti niebieską bokserkę i szare spodnie od dresu.
- Myślę, że to nie przejdzie- odpowiadam z teatralnym westchnieniem.
- Będą przystojni faceci…- próbuje mnie przekonać, a ja udaję, że się zastanawiam.
- Chyba mnie masz. Mam już dość oglądania twojego paskudnego pyska…- wyżaliłam się, a on aż zachłysnął się powietrzem.
- Jak śmiesz!- wykrzyknął, dźgając palcami moje żebra. Wywijam się zręcznie i grożę mu łyżką.
- Nie zbliżaj się do mnie!- krzyczę ze śmiechem, a on doskakuje do mnie niczym tygrys, polujący na swoją zdobycz. Wyrywam się z dzikim piskiem, a on zaczyna gonić mnie po całym pokoju- znowu zachowujemy się jak dzieci! W końcu chwyta mnie w pasie i zachłannie szuka moich ust, lecz ja daję się tylko pocałować w nos.
- Makaron mi się rozgotuje- mówię, uśmiecham się niczym mały chochlik i zostawiam go oniemiałego na środku salonu.


- Nowy nabytek Maceraty powinien się zjawić za kilka minut- mówi podekscytowany Ivan, a ja marszczę brwi. Siedzimy na kanapie u Birarelliego, popijając wino i zapoznając się nawzajem. Do Biry przyjechali Ivan Zajcew, Simone Parodi i Dragan Stanković. Kolejny „tajemniczy gość” miał się zjawić lada chwila. Z nowymi znajomymi szybko złapałam niezły kontakt, a moje serce skradł szczególnie Simone, który mimo swojej nieśmiałości był bardzo miły i zabawny. Wszyscy w klubie już wiedzieli, że jesteśmy razem z Sebastianem, więc nie widzieliśmy sensu ukrywać tego faktu przed osobami spoza Trento.
- A któż to taki?- zagajam, mieszając płyn w kieliszku. Zajcew uśmiecha się tajemniczo.
- To niespodzianka!- odpowiada tylko i udaje, że zamyka buzię na klucz.
- Ale czemu pojawia się w środku sezonu?- dociekałam, upijając łyk z kieliszka.
- Podobno miał jakieś problemy w poprzednim klubie, a nam akurat zwolniło się stanowisko przyjmującego… I jakoś tak wyszło- rozłożył bezradnie ręce, posyłając mi szeroki uśmiech.
Nagle rozdzwonił się telefon Argentyńczyka i musiał przeprosić nas na chwilę. W tym samym momencie Emanuele zaciągnął mnie (jako jedyną kobietę w tym radosnym gronie) do kuchni, żeby posprawdzać, czy wszystko w porządku z kurczakiem, bo on „zupełnie nie ma do tego głowy”. Gdy wyjmowałam naczynia z szafki, zadzwonił dzwonek do drzwi. Włoch przeprosił mnie na moment i popędził otworzyć. W progu ktoś przywitał się wesoło, a w salonie powstała niemała wrzawa. Męskie grono było już nieco podpite (do wina dolali sobie widocznie coś mocniejszego- taki ichni zwyczaj), więc dali gościowi wolną rękę i wrócili do swoich pijackich zabaw.
- Gabi! Gabi, chodź tu do nas!- nalegał Zajcew, na co uśmiechnęłam się pod nosem.
- Już pędzę! Ktoś tu musi was nakarmić!- odkrzyknęłam, rozkładając sztućce. Wtem w pomieszczeniu zgasło światło, a ja zamarłam w pół ruchu.
- Nie strasz mnie- szepnęłam po hiszpańsku, czując, że Sole znów chce zrobić mi dowcip. Ciemna postać podeszła bliżej i zacisnęła ręce na blacie, przygważdżając mnie tym samym do kuchenki. Mężczyzna posłał mi specyficzny uśmiech, a w jego oczach zalśniły złośliwe ogniki. Coś było nie tak. To nie był mój Sebastian. Wciągnęłam gwałtownie powietrze.

- Cześć żabciu, stęskniłaś się za mną?

___________________________________________
Hejka! Mamy mały poślizg, bo miałam dodać rozdział w sobotę, ale kompletnie nie miałam do tego siły. Z tego opowiadania robi się coraz bardziej jakiś pseudoerotyczny Zmierzch, a ja zdecydowanie nie chcę, żeby tak było. Więc pomieszałam trochę i pragnęłam wprowadzić odrobinę grozy, ale nie wiem, czy wyszło. Chyba wiecie, kto pojawił się nagle we Włoszech, prawda? :)
Na razie nie mam na nic czasu, bo głupia jestem i zamiast uczyć się w piątek albo sobotę to wszystko zostawiam na dzisiaj. I przez to nie obejrzę finału BNP Paribas Masters. Kogo ja oszukuję, pewnie i tak go obejrzę... Głupia geografia! 
I jeszcze trochę więcej prywaty: inaugurację tego "mojego" sezonu ligowego uważam za udaną! Warto było jechać półtorej godziny na halę, bo wygrałyśmy z gospodarzami 3:1 :) No i czekam oczywiście na gratulacje :D A jutro jeszcze sparing mi dochodzi, no taka szaleńczo zalatana jestem- nadrobię może w czwartek albo piątek. Obiecuję! Dzisiaj naprawdę nie mam czasu i nie wiem, czy zdążę wszystkich powiadomić, więc wybaczcie za brzydki spam :)
Jeszcze tylko dwa rozdziały i epilog! Szczerze mówiąc, już nie mogę doczekać się końca. Już mam w głowie inny projekt, bo bardzo wciągnęłam się w Mroźną Rosję i w tamtym kierunku teraz działam.
I w dalszym ciągu zapraszam na fejsa, gdzie informuję o nowych rozdziałach.
I taka mała prośba ode mnie- nie będę robiła tych ograniczeń komentarzy, ale miło by było, gdyby przez te ostatnie 4 rozdziały (łącznie z tym), które nam zostały, ujawnilibyście się wszyscy Ci, którym chociaż trochę ta historia się podobała. Możecie nawet i w ostatnim rozdziale, byle bym wiedziała, że jest sens dalej pisać.
Całusy i do następnego! :*

15 komentarzy:

  1. Jak to jest Facu to ją nie wiem... Mam nadzieję, że się mylę. Bo co?? On tak sobie przyjedzie do Włoch; zniszczy jej związek z Sole? Nie zgadzam się;O
    Pozdrawiam;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże nie mogę się doczekać następnego myślę że to jest facunto Mam nadzieje ze jeśli to on to nie zepsuje związku Gabi i Sole oni do siebie pasują
    Zapraszam do mnie http://jestesdlamniestworzony.blogspot.com/
    Pozdrawiam i Całuję :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam złe przeczucia co do tego całego gościa... Oby to nie był Facundo, bo Gabi się pewnie przez niego znowu załamie, a ja tego nie chcę! Nie mogę patrzeć jak ona cierpi!
    Sebastian musi być przy niej cały czas. Chronić, opiekować się, pocieszać i wysłuchać, gdy będzie chciała mu o czym powiedzieć.
    Kto wie, może właśnie ten niespodziewany gość sprawi, że Sebastian nauczyć Gabrysię kochać? Oby tak, bo nie wytrzymam, jeśli nie będzie happy endu..
    Trzymam kciuki!
    Do napisania ! :***

    OdpowiedzUsuń
  4. Facundo?? To na pewno on pojawił się żeby namieszać Gabi i Sebastianowi w głowie. Tylko czemu tak się do niej zaś przystawia? No palant i tyle, chyba, że to zaś jakiś inny adorator!

    OdpowiedzUsuń
  5. Czyżby Conte ? :O rozdział jak zwykle genialny! :) Sola i Gabi są tacy wręcz idealni dla siebie :D już się nie mogę doczekać następnego rozdziału! ;) Pozdrawiam ;*

    PS zapraszam serdecznie na 23 rozdział: http://po-prostu-kochaj-siatkowke.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak wielbię Facundo, tak tutaj mam bardzo mieszane emocję co do niego, czasem budzi we mnie aż strach, ale no to wciąż Facu...
    A te ich wielojęzykowe kłótnie są bardzo pocieszne :D
    Pozdrawiam i zapraszam do sibie, Liv. ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Kurcze, przy końcówce prawie umarłam. Stawiam, że to Facundo...
    Z jednej strony trochę mi faceta szkoda, ale czemu mu się przypomniało o Gabi akurat wtedy, kiedy ułożyło jej się z Sebastianem? Myślę, że on jeszcze zamiesza w tym opowiadaniu...
    Cóż, nie mogę doczekać się kolejnych rozdziałów! Szkoda, że to opowiadanie zbliża się do końca... Ale też i chciałabym już czytać o ,,Mroźnej Rosji". ;)
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. To Conte, na pewno. Widać, że nic się nie zmienił, ciągle taki debil jak był w Bełchatowie. Kurcze, niech Sole wejdzie i go odpędzi od Gabi. Uwielbiam właśnie Sole i Gabi-są słodcy. A te ich kłótnie w różnych językach mnie rozbawiły :D pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. jak można skończyć w takim momencie ?? O_o
    Uwielbiam <3
    czekam na ciąg dalszy

    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Mimo mojej duzej sympatii do conte to w tym opowiadaniu mowie mu stanowcze nie !
    Ah te ich klotnie <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Po pierwsze to nawet nie wiesz jak się cieszę, że Sebastian znalazł Gabi tą pracę
    Po drugie, to o mało nie wyplułam herbaty jak przeczytałam, że ona się zaprzyjaźniła z Sokołowem, normalnie jesteś mistrzem :D
    Po trzecie to uwielbiam Sole :D
    Po czwarte, to sądziłam, że tym tajemniczym gościem będzie Kurek, a tu boom, Conte(?)
    Normalnie mnie tym rozwaliłaś, mam nadzieje, że w porę wkrocz tam Seba, albo jakiś inny gracz, bo tak to nie może być

    OdpowiedzUsuń
  12. Co rozdział to lepszy :) Naprawdę kocham to jak piszesz <3 To opowiadanie jest takie niebanalne, ciągle coś się dzieje, ciągle zaskakuje. No Ty masz po prostu TALENT do pisania :) Sole jest ideałem tutaj, cóż więcej chcieć, te ich kłótnie są urocze :P A końcówki to się nie spodziewałam, podobnie jak czytelniczka powyżej myślałam, że to Kurek, a tu wyskakuje Conte! Mistrzostwo! Muszę Ci podziękować, bo po męczącym dniu w szkole, kiedy wracając autobusem do domu, czytałam ten rozdział, to uśmiech pojawił mi się na twarzy. Oby tak dalej :D
    Zaległościami u mnie się nie przejmuj, bo doskonale Cię rozumiem ;) Czekam z niecierpliwością na kolejny :)
    I oczywiście gratuluję wygranego meczu :D
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Genialne! Fantastyczne! Boskie!
    Ale najpierw, żebym nie zapomniała: gratuluję wygranego meczu!:)
    Wracając do tematu, czuję że Seba będzie miał powód do zazdrości. Chociaż myślę, że nie na długo. Chociaż kto wie, co ty tam wymyśliłaś? Twoich pomysłów czasami nie da się przewidzieć:)
    W każdym razie moje serduszko w tym opowiadaniu skradł Sole i to on, mam nadzieję, zostanie z Gabi. A nie Conte, lub jakikolwiek inny osobnik, który znalazł się nagle w Maceracie.

    OdpowiedzUsuń
  14. Rozdział super. Dopiero co przeczytałam, bo tak jakoś sama nie wiem ale umknął mi ten rozdział. Czekam na następny. Pisz, bo masz dla kogo.

    OdpowiedzUsuń