poniedziałek, 23 grudnia 2013

Epilogó

Epilog
Rok później
- Tourists?- zapytał przerażony sprzedawca na stacji benzynowej łamaną angielszczyzną, najpewniej widząc za szybą włoską rejestrację.
- Nic z tych rzeczy- odparłam- Wracamy po prostu z dalekiej podróży. Nawet pan nie wie, jak miło jest znów usłyszeć ojczysty język!- dodałam, a sprzedawca uśmiechnął się pod nosem.
- Wyobrażam sobie- mruknął, kasując powolnym ruchem towary położone przeze mnie przy kasie. Wracaliśmy z Trento do Polski, ale nie na długo. Chcieliśmy po prostu osobiście wręczyć zaproszenia wszystkim najbliższym. Kątem oka spojrzałam na pierścionek lśniący na mojej lewej dłoni. Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie tamtego dnia.
Sole, przestań zachowywać się jak dzieciak!- zganiłam swojego chłopaka, a on tylko śmiał mi się do ucha. Już piętnaście minut temu zawiązał mi opaskę na oczach i prowadził przez kręte dróżki.- To jakaś specjalna okazja?- zapytałam, zastanawiając się, czy nie przegapiłam czegoś ważnego. Moje urodziny? A może nasza rocznica? Jakoś nigdy nie miałam pamięci do dat…
- Możesz zdjąć chustkę- wyszeptał, a ja pod wpływem jego ciepłego oddechu zadrżałam. Posłusznie ściągnęłam z czoła zbędny dodatek i aż zachłysnęłam się z zachwytu. Byliśmy na tarasie widokowym, w Trydencie, na którego bramie wisiała czerwona tabliczka z napisem „Rezerwacja”.
- Nie powinniśmy tutaj wchodzić…- zaprotestowałam, a on przewrócił oczami, zaskoczony moją niedomyślnością.
- To ja to zarezerwowałem, głuptasie!- odparł, a ja uniosłam brwi zdziwiona. Jak mogłam być wtedy tak niedomyślna i jeszcze nie ułożyć wszystkiego w jedną całość!- Nie chciałem bawić się w kolację, bo czuję, że nie wytrzymam już ani chwili bez odpowiedzi, chociaż planuję to prawie od miesiąca- wyjaśnił, przekręcając dźwignię zamocowaną w ścianie. Wszędzie zapaliły się białe lampki, oplecione wokół drzew i winorośli. Sebastian stanął naprzeciw mnie i uklęknął na jedno kolano. Torebka z głuchym pacnięciem wylądowała na ziemi. Chyba rozpadł się mój telefon, który był w środku, na samym dnie. Wyjął pierścionek z kieszeni spodni, a moim oczom ukazał się piękny diamencik w kształcie trójkąta.
- Gabrielo Aleksandro Kruk- zaczął uroczyście, a ja zaczęłam zastanawiać się, skąd tak właściwie zna moje drugie imię.- Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?- zapytał, a ja otworzyłam usta ze zdziwienia.
- Jeszcze się pytasz?- pisnęłam psując cały nastrój, a mój pocałunek był tak dla niego niespodziewany, że przeturlaliśmy się dobre kilka metrów w dół stromego zbocza.
Nagle rozdzwoniła się moja komórka, przerywając bieg miłych wspomnień. Spojrzałam na wyświetlacz.
- Sebastian, ven aquí!- poprosiłam, po czym oddaliłam się kilka metrów aby porozmawiać.
- Tsvetan, co słychać?- zapytałam po włosku, a sprzedawca zrobił wielkie oczy. Sokołov zaczął rozpaczać nad tym, że przyszło zaproszenie na nasz ślub, a on zorientował się, że jeszcze nie znalazł osoby towarzyszącej. Zaczęłam go uspokajać, miał przecież na to trzy miesiące! Gdy poleciłam przyjacielowi wziąć dziesięć głębokich wdechów, zaczęłam przysłuchiwać się konwersacji obok mnie.
- W ilu językach ona mówi?- zapytał z trudem sprzedawca- widocznie tak bardzo zależało mu na odpowiedzi, że był gotów przemóc swój strach przed obcokrajowcami.
- Nie jestem pewien, ale chyba w sześciu- odparł Bastian usłużnie, a kędzierzawemu chłopakowi aż zaświeciły się oczy. Pokiwał głową z uznaniem, a gdy przetworzyłam ich rozmowę w głowie, wpadłam na pewien pomysł.
*
-Denerwujesz się?- zapytał, a gdy usłyszał, jak głośno przełykam ślinę, to mocniej ścisnął  mnie za rękę. Byliśmy w Bełchatowie, pod domem Andrzeja. Nie wiem jak zareaguje na zaproszenie na nasz ślub. Może to nieodpowiednie zachowanie z mojej strony? Ale przecież był moim najlepszym przyjacielem, mimo tego wszystkiego, co między nami zaszło. Nie mogłam go tak po prostu pominąć. Zaprosiłam właściwie cały sztab i zawodników, lecz jego zostawiłam sobie na koniec. Drzwi otworzyła mi prześliczna blondyneczka o niebieskich oczach. Uśmiechnęła się ciepło, lecz ze zdziwieniem.
- Jest może Andrzej?- zapytałam jednym tchem, a blondynka odwróciła głowę.
- Kochanie, ktoś do ciebie!- wykrzyknęła, a mnie serce zabiło szybciej. Czyżbym już nie musiała mieć wyrzutów sumienia? Wrona pojawił się w drzwiach, a na mój widok jego oczy przybrały dziwny wyraz. Zmierzył wzrokiem mojego kompana i uśmiechnął się szeroko.
- Gabriela? Co ty tutaj robisz? Sebastian?!- zapytał i nie wiadomo jak nagle znalazłam się w jego mieszkaniu pod ostrzałem pytań. Blondynka (okazało się, że ma na imię Kasia, a są razem od prawie pół roku- nie mogłam powstrzymać uśmiechu, gdy to usłyszałam, więc wtedy złapał mnie „nagły” atak kaszlu) zaprowadziła nas do salonu, przygotowała kawę i ciastka.
- Opowiadajcie co słychać!- zachęcił mnie Endriu, a ja przygryzłam dolną wargę. Trochę się zmienił od naszego ostatniego spotkania. Skrócił nieco włosy, a z zarostu pozostało już tylko wspomnienie. Promieniał, widocznie znalazł wreszcie swoją drugą połowę jabłka. Cieszyłam się jego szczęściem.
-Wy się znacie?- zignorowałam pytanie, zwracając się tym razem do Sebastiana.
- Tak, spotykamy się często na reprezentacji- odparł, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Zmarszczyłam brwi i upiłam łyk kawy. No tak, reprezentacja rządzi się swoimi prawami.
- Właściwie to nie przyjechaliśmy na pogaduszki…- zaczęłam, skubiąc materiał bluzki.
- Chcieliśmy was zaprosić na ślub- dokończył za mnie Sebastian- oczywiście z osobą towarzyszącą- dodał, gdy Kasia usiadła obok nas.
- Ślub?- zdziwił się- Więc wreszcie znalazłaś tego jedynego po tylu latach prób?- zapytał, a w jego głosie nie było nic szyderczego. Wyglądał na zadowolonego z obrotu sytuacji.
- Chyba tak- odparłam krótko, niekontrolowanie spoglądając czule na Sebastiana. Przegadaliśmy pół dnia, okazało się, że u Andrzeja i chłopaków ze Skry trochę się zmieniło. Maciek wreszcie znalazł miłość swojego życia, która wcale nie była blondynką, a „rudowłosym chochlikiem”, jak to określił mój przyjaciel. Facundo nadal szukał klubu, bo po przegranej Maceraty w fazie grupowej ligi mistrzów działacze zdecydowanie podziękowali mu za współpracę. Skra w zeszłym sezonie zdobyła Mistrzostwo Polski, a Miguel został zgodnie okrzyknięty najlepszym trenerem plus ligi.
- Dobra gołąbeczki, nie chcę was wyganiać, ale mam zaraz trening…- Wronka podrapał się po głowie, a my zgodnie uznaliśmy, że pora się zbierać. Pożegnali nas z Kasią w drzwiach, a gdy odwróciłam się, aby ostatni raz na nich zerknąć, zobaczyłam chłopaka delikatnym gestem odgarniającego jej włosy z czoła, za co dostał pstryczka w nos. Uśmiechnęłam się i złapałam Argentyńczyka za rękę. Odkąd byliśmy razem, wszystko szło właściwym torem.
*
- A co, jeśli ona się podrze?- jęknęłam żałośnie, poprawiając spadający welon. Sukienka była przepiękna, ale w ogóle nie praktyczna- Przecież ja na nią nadepnę!- w moim głosie można było wyczuć nutkę histerii.
- Siadaj- zakomenderowała Aśka, a ja posłusznie przycupnęłam na fotelu. Czułam, jak w moich oczach gromadzą się łzy.
- A co, jak ja ją zniszczę? Już jej nie naprawimy. Co będzie, jak ją zepsuję? A może ją odłożę i założę jakąś inną? Przecież ta może poczekać- gadałam jak opętana, a Asia przyjrzała mi się uważnie.
- Tobie wcale nie chodzi o sukienkę, prawda?- zapytała ostrożnie, a ja ryknęłam płaczem. Jak to dobrze, że jeszcze nie dopuściłam do siebie makijażystów!
- Oczywiście, że nie!- wychlipałam- Co będzie, jeśli ja go przestanę kochać? Albo on mnie? Może po ślubie staniemy się nudni i przewidywalni, a on już mnie niczym nie zaskoczy?- Dziewczyna uspokajającym gestem pogłaskała mnie po ramieniu, a ja otarłam spływające po policzkach łzy. Czy nawet jako panna młoda muszę się prezentować tak żałośnie?
- Głupia jesteś i tyle. Przyjechałam z Paryża raptem dwa tygodnie temu, żeby ci pomóc przy przygotowaniach, a przez ten czas widzę, jak oboje na siebie działacie! Jak on ukradkiem spogląda na ciebie, jak godzinami trzymacie się za ręce, jak zawsze siadacie koło siebie i ani jedna osoba nie może być między wami. Zachowujecie się jak jeden organizm i to on jest dla ciebie tym jedynym, a ty dla niego miłością życia. Przyjmij to wreszcie do tego swojego móżdżku poligloty! Tyle języków wchłaniasz jak gąbka, a nie jesteś w stanie przyswoić, że ten facet nie może bez ciebie żyć?- wytknęła mi i kazała wziąć dziesięć uspokajających oddechów.
- Cieszę się, że cię mam- przytuliłam się do przyjaciółki, na co ona odskoczyła.
- Zostaw, jeszcze cię pobrudzę!- zganiła mnie, a ja parsknęłam śmiechem- potem będzie czas na wylewanie łez.
- Mam nadzieję, że tylko tych radosnych- mruknęłam, na co dała mi sójkę w bok, zupełnie nie zważając na to, że jestem na skraju załamania nerwowego. Zaśmiała się tylko, a jej śmiech brzmiał jak tysiące dzwoneczków.
- Nie mazgaj się i zachowuj jak należy! To przecież twoja wielka chwila!- poinstruowała z uśmiechem, a ja przewróciłam oczami. Miała rację. Przecież dzisiaj miał być najszczęśliwszy dzień w moim życiu!
*
Nigdy w życiu nie miałam tak wielu wątpliwości. Najchętniej wsiadłabym do pierwszej lepszej taksówki i uciekła na drugi koniec świata, żeby przeżyć kolejną przygodę. Kochałam go, to pewne. Ale czy to uczucie z czasem nie wygaśnie? Może warto chwilę poczekać? Znamy się zaledwie od dwóch lat, po co od razu pakować się w małżeństwo? Tyle pytań cisnęło mi się do głowy, ledwo szłam z nadmiaru emocji. Do ołtarzu prowadził mnie ojciec- rozstał się ze swoją dotychczasową partnerką i próbował ułożyć życie od nowa. Nie miał mi za złe żadnego z wypowiedzianych słów, bo po kilku tygodniach zdał sobie sprawę, że ten związek nie ma najmniejszego sensu. Przyjechał tutaj, do Werony, gdzie ślubowała moja babcia, żeby być przy mnie w ten wyjątkowy dzień. I nie tylko on przyjechał. Była mama, Oskar z dziewczyną, bliżsi i dalsi krewni, cały sztab Skry i kilkunastu znajomych z dawnych lat. Byli też rodzice Sebastiana oraz jego liczni kuzyni, ciotki i wujkowie. Jakimś cudem udało nam się tutaj zorganizować polskiego księdza, który zgodziłby się przeprowadzić ceremonię.
- Jak samopoczucie?- pyta tata, a ja czuję, że nogi trzęsą mi się jak kostki lodu w szklance.
- A na jakie wygląda?- odpowiadam pytaniem na pytanie, mając wrażenie, że zaraz zacznę szczękać zębami.
- Jak zwykle na wyśmienite- mówi z szelmowskim uśmiechem i chwyta mnie pod ramię. Opieram wszystkie swoje wątpliwości na jego barkach, osuwając się niemalże na ziemię. Ojciec z hardą miną przytrzymuje mnie w pionie. Rozbrzmiewa Marsz Mendelsona, a ja, ciągnięta przez rodziciela powoli sunę w stronę ołtarza. Czy jeśli teraz się wyrwę to zdążę złapać taksówkę zanim ktoś mnie dogoni? Przecież Sebastian zrozumie. Nie muszę wychodzić za mąż, możemy żyć razem bez tego cholernego świstka papieru i obrączek. Nie chcę zmian, nie chcę tej pompy, nie chcę żyć inaczej! Rytm melodii zagłusza mój coraz bardziej spazmatyczny oddech. Znowu jestem niezdecydowana. Czy ja chociaż raz nie potrafię czegoś zrobić dobrze? Nawet nie orientuję się, gdy jestem już u celu. Mój narzeczony ma głowę zwróconą do tyłu, więc nie mogę zobaczyć jego twarzy. Dla uspokojenia podziwiam więc ładnie skrojony czarny garnitur. Staram się uspokoić oddech. Sebastian odwraca się i nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystko staje się jasne. Tak jasne, jak słońce na niebie, tak jasne jak fakt, że moja sukienka biała, a jego oczy brązowe. Odwzajemniam uśmiech i chwytam jego dłoń. Przy nim wszystko jest takie proste!
Widzę jak Bruno Romanutti mruga rozbawiony do środkowego. Jak to dobrze, że teraz nie miał racji! Bo co by było, gdybym nie odważyła się polecieć do Brazylii?
*
- Yo, Gabriela Aleksandra Kruk- mówię, a jego oczy przewiercają całą moją duszę.- Te quiero a ti Sebastian Sole como esposo y me entrego a ti, y prometo serte fiel en las alegrias y en las penas, en la salud y en la enfermedad, todos os dias de mi vida.- oznajmiam  uroczyście, drżącymi palcami sięgając po obrączkę.
- Ja, Sebastian Sole, biorę ciebie Gabrielo Aleksandro Kruk za żonę- jego polszczyzna nigdy nie była tak piękna, nawet gdy kłóciliśmy się o to, kogo to wina, że zlew się zapchał, ani gdy nauczył się wszystkich przekleństw, bo denerwowało go moje ciągłe „Puta Madre”, ani nawet wtedy gdy po raz pierwszy w tym języku wyznał mi miłość. Moje oczy zaszkliły się, starałam się zahamować chlipanie. Widząc to, Bastian zupełnie nie zważając na procedury i zasady obowiązujące w kościele ujął moją twarz w dłonie i mówił dalej- I ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską- zaśmiałam się przez łzy, widząc, z jakim trudem przyszło mu wymówienie tych wszystkich zbitych głosek- i że cię nie opuszczę aż do śmierci- dodał szeptem i nie spuszczając ze mnie wzroku wsunął pierścionek na mój palec. Zamknął moją drobną postać w szczelnym uścisku i złożył delikatny pocałunek na moich spierzchniętych wargach.

Spojrzałam na niego spod wachlarza gęstych rzęs i mocniej ścisnęłam za rękę. Jak mogłam chcieć uciekać? Teraz byłam spokojna jak nigdy, pewna swego, szczęśliwa. Z niezmierną łatwością uświadomiłam sobie jeszcze jedną ważną rzecz, której oczywistość aż mnie poraziła- nieważne gdzie byśmy nie byli, moje miejsce zawsze będzie u jego boku. 
______________________________________________________
NIENAWIDZĘ LEPKICH ZAKOŃCZEŃ!
Ale napisałam ten epilog sto lat temu i nie chciałam nic w nim zmieniać.
Znowu Was przepraszam, że tak długo mnie nie było. Gdańsk jest wspaniałym miastem. Uwielbiam Gdańsk. Mimo, że gubię się tam na każdym kroku, że wiatr wieje mocniej, a ludzie są wyżsi. To by było na tyle z mojego tygodnia :)
Kurczę, skończyliśmy to! Nie ja skończyłam. My, Wy skończyliście tę historię za mnie. To pierwsze opowiadanie, które udało mi się skończyć, napisałam je od początku do końca. I to wszystko dzięki WAM. Bo gdyby nie Wy i Wasze miłe słowa, to już dawno rzuciłabym to wszystko w cholerę i przestała wstawiać cokolwiek.
Z tej odrobiny miłości (jak w tytule) zrobiło się jej całkiem sporo, ale zamysł był zupełnie inny... Podczas tworzenia było mnóstwo pomysłów, chcecie wiedzieć jakich?
Oto kilka ciekawostek:
  • Pierwszym głównym bohaterem miał być Karol Kłos
  • Potem głównym bohaterem miał być Andrzej Wrona
  • Później Facundo Conte...
  • A Gabriela miała poznać nie Sebastiana, a Quirogę
  • Rodrigo miał jej pokazać, że miłość to jednak fajna sprawa, ale wcale nie mieli być razem
  • Na samym końcu miał pojawić się Facundo i wszystko wyjaśnić
  • Kurs tanga miał być kursem samby, ale głupia Chimera zdała sobie sprawę, że samby przecież nie tańczy się z partnerem...
  • Pomysły na następne rozdziały pojawiały się tuż przed snem, wszystkie możliwe opcje mam zapisane w notatkach na telefonie
I chciałabym tylko ogromnie podziękować za to, że byliście, mimo tego, że ja ostatnio bardzo Was zaniedbywałam.
Jeszcze raz DZIĘKUJĘ wszystkim razem i każdemu z osobna, bo przyczyniliście się do powstania tego opowiadania.
Ale ja nie znikam, dlatego nie musicie ronić łez w ogóle :) Jestem na Mroźnej Rosji
Kończymy na ponad 20000 wyświetleniach i prawie 550 komentarzach. DZIĘKUJĘ! :*
Zapomniałam! Wesołych Świąt wszystkim! :))
EDIT:
Zapraszam serdecznie na pierwszy rozdział na http://bardzo-mrozna-rosja.blogspot.com :)