Rodzice zawsze mówili, że jestem
stworzona do podróżowania, do zwiedzania świata. Gdy w wieku gimnazjalnym raz w
miesiącu kursowałam między Warszawą a Veroną, tylko w samolocie czułam się
bezpiecznie- co za ironia! Byłam przecież kilometry nad ziemią, czyli powinnam
odczuwać większe zagrożenie. Było wręcz odwrotnie, bo byłam zupełnie sama. W
powietrzu nie liczyło się, do kogo należę bardziej- do mamy i babci, czy do
taty. Moja babcia, Cecilia, była rodowitą Włoszką. Urodziła się w Veronie,
gdzie poznała pracującego tam kelnera- mojego dziadka. Z tego związku zrodziła
się moja mama, która wyjechała na stałe do Polski i poznała tam swojego męża, a
mego ojca. Urodziłam się ja, urodził się Oskar, a po kilkunastu latach związku
coś zaczęło się między nimi psuć. Mama wróciła do Włoch, zabierając dzieci ze
sobą. Rozwiedli się w wielkim hukiem, a rodzicielka dopiero po sześciu latach
odważyła się wrócić do kraju. Miałam wtedy szesnaście lat i zostałam posłana do
jednego z warszawskich liceów. Nikomu nigdy nie mówiłam o swoich korzeniach, bo
jakoś nie było ku temu okazji, a i ja nie miałam na takie wspomnienia ochoty. Kątem
oka zerknęłam na pochrapującego cicho z boku mojego kompana. Sebastian podróż
znosił dużo gorzej ode mnie. Chwilowe turbulencje odebrały cały koloryt z jego
twarzy, a ponad dwie godziny wiercenia się sprawiły, że wreszcie zasnął, nadal
blady niczym śmierć z głową ułożoną na moim ramieniu. Nie miałam serca go
budzić, więc podziwiałam panoramę za oknem, lekko bujając się w rytm piosenki
płynącej z mojego odtwarzacza. Ciężko westchnęłam i zamknęłam oczy. Czekało nas
jeszcze piętnaście godzin podróży.
Wschód słońca nad oceanem był
cudownym widokiem. Byłam tak zachwycona tą scenerią, że zupełnie nie zważając na
Sole cichutko pochrapującego na moim ramieniu, radośnie przykleiłam nos do
szyby. Sebastian sapnął niemrawo i przetarł oczy.
- Gdzie jesteśmy?- zapytał,
głośno ziewając.
- W samolocie.- odparłam
zdawkowo, a on przewrócił oczami.
- Bardzo śmieszne!- przeciągnął
samogłoskę „a”, aby pokazać, że wcale go moje słowa nie rozbawiły.
- Zostały nam jeszcze trzy
godziny- sprecyzowałam, na co mój przyjaciel uśmiechnął się zadowolony.
- Spałem prawie całą drogę!-
oznajmił ucieszony, a ja odwróciłam wzrok od szyby i posłałam mu sceptyczne
spojrzenie.
- Słyszałam- mruknęłam z
naciskiem, na co on uśmiechnął się jeszcze szerzej. Jego chrapanie może nie
postawiło na nogi całej załogi, ale było słyszalne, szczególnie kiedy spał tuż
przy mojej twarzy. Tym razem to chyba ja usnęłam, bo poczułam ciepły powiew tuż
przy uchu. Otworzyłam jedno oko i ze zdziwieniem spojrzałam na Bastiana.
- Bardzo subtelnie- uśmiechnęłam
się zaspana, zdawszy sobie sprawę, że na „pobudkę” chłopak dmucha prosto do
mojego ucha. W odpowiedzi rozczochrał moje i tak nieułożone włosy.
- Za dwie minuty lądujemy-
poinformował mnie i polecił zapiąć pasy. Gdy zniżaliśmy się do lądowania, z
jego twarzy zniknęła cała ta nonszalancja. Chłopak zdenerwowany przełknął
ślinę, a mnie było go ogromnie żal.
- Nie wiem, jak udało ci się
dotrzeć w pełni sił na te wszystkie Mistrzostwa i inne imprezy. Przecież często
latasz samolotem, nie powinieneś się przyzwyczaić?- zapytałam, związując na
nowo włosy.
Zielonkawy odcień jego twarzy był zdaje się najlepszą odpowiedzią. Gdy wylądowaliśmy, odetchnął z ulgą.
Bez problemu odnaleźliśmy swoje
bagaże i zamówiliśmy taksówkę. Argentyńczyk podał kierowcy kartkę z adresem i
usadowił się wygodniej na tylnym siedzeniu.
Mieszkanie znajdowało się na
drugim piętrze czteropiętrowego apartament owca. Wnętrze było urządzone bardzo
nowocześnie, z dobrym smakiem. W domu były dwie sypialnie z małżeńskimi łóżkami
w środku, kuchnia, salon i łazienka z prysznicem oraz wanną.
- Ładnie tu- przyznałam,
stawiając walizkę w wybranym przez siebie pokoju. Ściany były pomalowane na
fioletowo, a meble miały stalowy kolor.- Ale chcę zapytać na poważnie: dlaczego
akurat Brazylia? Przecież wiem, że nie chodzi tutaj o sambę!
- Znalazłem tutaj najlepszego
rehabilitanta, który pozwoli uporać mi się z kontuzją. Jak dobrze pójdzie, za
trzy miesiące powinienem wracać do Włoch- na wzmiankę o swojej drugiej
ojczyźnie drgnęłam.
- Czemu akurat tam?
- Podpisałem w zeszłym roku
kontrakt z Trentino Volley, a prezesi postanowili go przedłużyć o dwa lata.
Tylko to cholerstwo się przyplątało…- Wskazał głową na swój bark, pokazując, że
to on jest miejscem urazu. Kiwnęłam głową na znak zrozumienia.
- Chyba pójdę się położyć. Jestem
padnięta.- wytłumaczyłam i uśmiechnęłam się ciepło.- Dobranoc.
W Internecie wyczytałam, że Skra
przegrała czwarty mecz z rzędu. Boże, czuję się, jakby to była moja wina. Już
drugi tydzień nie dawałam znaku życia nikomu z klubu. Zupełnie zapomniałam,
tyle było spraw na głowie, tyle rzeczy do obejrzenia! Wraz z Sebastianem
codziennie wychodziliśmy na miasto, aby pozwiedzać. On od rana miał
rehabilitację, a ja zajmowałam się domem i przygotowywaniem obiadów.
Dzieliliśmy się czynszem po połowie, a z moich obliczeń wynikało, że dzięki
oszczędnościom mogłabym tu pomieszkać jeszcze z pół roku. Czułam się w Rio
wspaniale, otaczało mnie tyle dźwięków i barw, wszystko było nowe, piękne i
kolorowe. Bardzo szybko podłapałam język- zresztą, okazało się to drugorzędną
sprawą, bo wiele osób tutaj mówiło zarówno po hiszpańsku, jak i po angielsku.
Zadzwoniłam do Andrzeja, a potem do Maćka. Nie odbierali, a gdy już miałam
wykręcać numer do Karola, z przerażeniem stwierdziłam, że w Polsce jest
przecież środek nocy. Przygnębiona odłożyłam słuchawkę. Sebastian zastał mnie z
naburmuszoną miną na kanapie, obżerającą się lodami czekoladowymi z pudełka i
oglądającą jakąś brazylijską telenowelę, z której (o zgrozo!) zaczynałam coraz
więcej rozumieć.
- Co się stało?- zapytał
zmartwiony, rzucając torbę w kąt.
- Enrique zdradził Julię z jej
matką, a Francesca z miłości do niego rzuciła się z mostu. A Guiliame wreszcie
wyznał całemu światu, że kocha Marco i oboje uznali, że nie mogą się więcej
ukrywać. A to będzie prawdziwy cios dla Emanueli!- streściłam z przejęciem, a
Sole parsknął śmiechem.
- O ciebie pytałem, głuptasie-
sprecyzował, a ja spojrzałam na niego zbolałym wzrokiem.
- Skra znowu przegrała. I to z
Częstochową- moje oczy były pełne łez, a chłopak doskonale wiedział, o co mi
chodzi.
- Słońce! Przecież wiesz, że to
nie jest twoja wina.- powiedział, siadając przy mnie i odgarniając mi włosy z
czoła.
- Właśnie, że jest!- stwierdziłam
histerycznie- Odkąd wyjechałam, cała drużyna się sypie, a ja nie potrafię robić
nic innego, tylko ranić innych!- jęknęłam, chowając twarz w dłoniach.
- Więc to o to chodzi? Maleńka,
ty nikogo nie ranisz. Cierpisz tylko ty, a to mnie najbardziej boli- odparł
rezolutnie, a ja spojrzałam na niego zaszklonymi oczami.
- Naprawdę?- szepnęłam cichutko.
Emanuela właśnie dowiadywała się o związku swojego syna z trzecim mężem.
- Tak. A teraz chodź, zabieram
cię na lekcje tanga- oznajmił, ciągnąc mnie za rękę.
- Lekcje czego?- zapytałam
zdziwiona, wpychając do ust ostatnią łyżkę lodów.
- Lekcje tanga. Taki taniec
towarzyski, popularny w Argentynie…
- Ale obiecałeś mi sambę!-
wytknęłam mu z pełną buzią.
- Jestem rodowitym
Argentyńczykiem, więc będziemy tańczyć tango. No chodź!- pociągnął mnie znowu
za nadgarstek.- Masz ubrać się w kieckę i szpilki. I masz piętnaście minut!-
zakomenderował, a ja pędem ruszyłam do łazienki. Zupełnie zapomniałam o
troskach, głowę zaprzątała mi tylko ta nagła propozycja. Sięgnęłam po czarną
sukienkę ze zwężoną talią i wcięciem pod biustem. Do tego wybrałam czarne,
niebotycznie wysokie szpilki. I wymalowałam się lepiej, niż na studniówkę. A
gdy spojrzałam w lustro, trudno mi było w tym odbiciu poznać swoją starą, dobrą
siebie z zapłakanymi oczami i nabzdyczoną miną. I nawet na mnie zrobiło to
wrażenie. Włosy upięłam w luźny kok, a w uszy włożyłam małe cyrkonie i wyszłam
z łazienki. Sebastian założył granatową koszulę i czarne spodnie. Ten to miał
dobrze, nieważne co na siebie włoży i tak obejrzy się za nim prawie cała
populacja Rio de Janeiro. I tak, męska część też. Chłopak otworzył szeroko oczy
i usta ze zdziwienia, a jedyne co był w stanie wykrztusić to zachwycone „łał”.
- Tylko na to cię stać?-
mruknęłam, uśmiechając się pod nosem. To miłe, że docenił moje starania.
- Wyglądasz wspaniale. Ale strój
się tak już nigdy więcej.- poprosił, próbując oderwać ode mnie wzrok.
- Dlaczego?- uniosłam brwi
zdziwiona.
- Jeszcze cię mi ukradną- posłał
szelmowski uśmiech w moją stronę, a ja przewróciłam oczami.
- Czemu zapisałeś nas do grupy
dla zaawansowanych?!- wykrzyknęłam zszokowana, patrząc na listę wiszącą na
ścianie. Znajdowało się tam moje i jego nazwisko.
- A co, masz stracha?- zapytał
podekscytowany. Widząc moją przerażoną minę wybuchnął perlistym śmiechem i
zaprowadził mnie w głąb sali.
- Jak jasna cholera- odparłam,
kładąc dłoń na jego ramieniu.- Nie tańczyłam chyba z tysiąc lat!- dodałam, bo
jedyne co sobie przypomniałam, to walczyk na akademii w podstawówce.
- Spokojnie, tutaj wszystko
zależy od prowadzącego. Patrz cały czas na mnie i…Zaufaj mi- poprosił,
chwytając delikatnie moją prawą dłoń. Kiwnęłam zdenerwowana głową i spojrzałam mu w oczy. Zabawne było to, jak
byliśmy siebie blisko. Czułam jego oddech na swojej szyi, gdy szeptał, że to
nic trudnego. Zadrżałam. Przecież jesteśmy tylko przyjaciółmi, a zresztą-
miłość i tak nie istnieje. Powtarzałam to tak wiele razy i w tak wielu różnych
sytuacjach, że w pełni w tę tezę uwierzyłam. Westchnęłam nieco uspokojona.
Wtedy rozbrzmiała muzyka i wszystko zniknęło. Wszystko, prócz jego
elektryzujących, brązowych tęczówek.
***
Chwyciłem jej dłoń i uśmiechnąłem się uspokajająco. Za
wszelką cenę chciałem poprawić jej humor. Uwielbiałem, gdy się śmiała, a
ostatnimi czasy robiła to coraz rzadziej. Była moją najlepszą i jedyną
przyjaciółką i ogromnie się cieszyłem, że zgodziła się przyjechać tutaj ze mną.
Bo oboje potrzebowaliśmy wzajemnego wsparcia. Wpatrywała się we mnie ufnie
swoimi dużymi, szmaragdowymi oczami, które w świetle lamp błyszczały jak
najszlachetniejsze kamienie. Pierwsze takty sprawiły, że zapomniałem o
wszystkim. Jej ruchy, z początku nieśmiałe, po chwili przerodziły się w pewne
manewry, zupełnie obce jej dotychczasowemu „ja”. Improwizowaliśmy.
Przyciągnąłem ją bliżej, tak, aby między naszymi ciałami nie pozostawała nawet
bańka powietrza. Zachłannie pragnąłem jej bliskości, przez chwile miałem
wrażenie, jakby nasze ciała spoiły się w jedną całość. Odchyliła głowę do tyłu
i oplotła nogą moją łydkę. Szarpnęła za materiał koszuli, a ja znowu
przyciągnąłem ją do siebie. Obrót, potem jeszcze jeden, kolejne wychylenie. Sentada,
zmiana kierunku, znów wychylenie. Musnąłem wargami jej szyję, czując
narastające drżenie jej ciała. Byliśmy przyjaciółmi, a miłość nie istniała. Ja
o tym wiedziałem i ona też. Ale w tańcu znikało wszystko- liczyła się tylko
namiętność.
***
Oderwaliśmy się od siebie. Czar
prysł, a w sali zapadła głucha cisza. Sebastian puścił moją dłoń, chcąc
najpewniej jak najszybciej pozbyć się mojego dotyku. To wszystko zaszło
zdecydowanie za daleko. Uśmiechnęłam się do niego półgębkiem.
- Nie było tak źle- uznałam,
zakładając niesforny kosmyk włosów za ucho. Role namiętnych kochanków nagle
zniknęły- znowu byliśmy tylko przyjaciółmi.
Ale już nigdy więcej nie
poszliśmy na lekcje tanga. Myślałam o tym przez następny tydzień, a gdy nastał
grudzień, ta noc wydawała się być historią. Żadne z nas nie zaproponowało
kolejnego spotkania w Akademii Tańca. Oboje byliśmy zbyt przerażeni- tamtego
razu wyłączyliśmy rozum i uruchomiliśmy instynkt. A to, w połączeniu z emocjami
dawało bardzo niepożądany efekt. Co będzie, jeśli znów damy się temu ponieść?
- Coraz bliżej święta, coraz
bliżej święta…- hiszpańska reklama coca-coli w jego ustach brzmiała naprawdę
uroczo. Prawie tak samo uroczo, jak jego rozradowana postać stojąca w drzwiach
z małą sosenką w ręce i czapką Świętego Mikołaja na głowie. Parsknęłam
śmiechem. Choineczka była sztuczna, a zamiast śniegu do jej igiełek przylepiony
był styropian. Ogromnie tęskniłam za polską zimą!
- ¡Feliz Navidad!- wykrzyknął w
progu, a ja wzruszona rzuciłam mu się na szyję, o mało co nie przewracając
dzierżonego przez niego drzewka. Wiedział, jak bardzo tęsknię za krajem, za
rodzinnymi świętami i za dzieleniem się opłatkiem. Bo to była pierwsza Wigilia,
której nie spędzę w domu, z mamą i Oskarem. Pytał, czy załatwić mi lot do
kraju, ale uznałam, że to bez sensu. Jeszcze nie uporałam się z dręczącymi mnie
demonami. Otulił mnie szczelnie ramionami i postawił krzaczek na ziemi.
- Jak chcesz, to mogę podkręcić
klimatyzację i rozpalić w kominku- zaproponował, a ja pokręciłam głową. Z moich
oczu trysnęły łzy radości.
- Nie wierzę, że to dla mnie
zrobiłeś- wychlipałam w jego rękaw, ocierając słone krople płynące po
policzkach.
- Kupiłem też łososia, bo karpia
nie mieli. I mam suchy chleb, pokruszy się go i się podzielimy. I barszczyk w
kartonie! Co ty na to?- pytał, z uśmiechem gładząc mnie po głowie.
- Jesteś najlepszym przyjacielem,
jakiego można sobie wymarzyć- powiedziałam tylko, a on zmierzwił mi włosy.
- Po prostu lubię, kiedy jesteś
szczęśliwa- odparł, a ja wzruszyłam się jeszcze bardziej. W końcu dałam mu
wejść do domu, gdzie postawił świąteczne drzewko i „bożonarodzeniowe” zakupy.
Wieczorem piliśmy gorącą kawę i
słuchaliśmy polskich i hiszpańskich kolęd. I mimo odrobiny żalu w sercu i
trzydziestostopniowym upałem za oknem, to były moje najlepsze święta od wielu
lat.
_________________________________________________
Mordeczki! Przepraszam, że tak mocno Was zaniedbuję. Ale nie mogę obiecać poprawy- teraz mam zdecydowanie zbyt wiele na głowie. I stąd między innymi te ograniczenia komentarzy- ja nie będę się czuła źle z tym, że nie wyrabiam się w czasie, a zanim licznik dojdzie do 30 to miną ze dwa tygodnie. Poza tym, bardzo bym chciała, żeby wszystkie anonimowe czytelniczki (i czytelnicy? chociaż wątpię w istnienie jakiegoś rodzynka...) ujawniali się w komentarzach. Nikt mnie jak dotąd porządnie nie zrugał, a ja naprawdę przyjmę konstruktywną krytykę na klatę- bo chcę być coraz lepsza w tym co robię i naprawdę zależy mi na tym, żeby Wam lepiej się te bazgrołki czytało :)
Mordeczki! Przepraszam, że tak mocno Was zaniedbuję. Ale nie mogę obiecać poprawy- teraz mam zdecydowanie zbyt wiele na głowie. I stąd między innymi te ograniczenia komentarzy- ja nie będę się czuła źle z tym, że nie wyrabiam się w czasie, a zanim licznik dojdzie do 30 to miną ze dwa tygodnie. Poza tym, bardzo bym chciała, żeby wszystkie anonimowe czytelniczki (i czytelnicy? chociaż wątpię w istnienie jakiegoś rodzynka...) ujawniali się w komentarzach. Nikt mnie jak dotąd porządnie nie zrugał, a ja naprawdę przyjmę konstruktywną krytykę na klatę- bo chcę być coraz lepsza w tym co robię i naprawdę zależy mi na tym, żeby Wam lepiej się te bazgrołki czytało :)
A ten rozdział, przyznam nieskromnie, bardzo mi się podoba. I to chyba taki pierwszy, kiedy bawię się czasami, bo wreszcie odkryłam, że nie muszę opisywać każdego dnia, bo przecież żaden z pisarzy nie zaczyna nowych rozdziałów od tekstu "Obudziłam się jak zwykle o ósmej trzydzieści..."+ zamiast notatek z perspektywy Facundo wplotłam trochę myśli Sebastiana. Jak Wam się podoba ta scena tańca? Nastrajałam się do niej baaardzo długo, cały wieczór katowałam tego typu rytmy, żeby wreszcie wpaść w ten trans. I chciałam przedstawić nowego bohatera jak najlepiej, ale bez wymieniania epitetów, zrobiłam to więc na przykładach- mam nadzieję, że wyszło! :) A my to się jeszcze nie żegnamy. Bo teraz jest sielanka, ale przecież wszystko nagle może się zmienić, prawda? :)
Dzisiaj poinformuję tylko te osoby które mam na GG i dam informację na fejsie. Jutro dam znać reszcie i nadrobię wszystkie zaległości. Jestem taka padnięta! Nauka pełną parą :P
Całuski i do 30 komentarzy :*
+ Niezmiennie zapraszam na fejsa! https://www.facebook.com/pages/Un-Poco-De-Amor/1413617445530588 :)
+ Niezmiennie zapraszam na fejsa! https://www.facebook.com/pages/Un-Poco-De-Amor/1413617445530588 :)
Już ci to kiedyś pisłam, ale napisze jeszcze raz: genialnie piszesz! :D rozdziałem jestem zachwycona! Sole jest the best! <3 z niecierpliwością czekam na kolejny! ;) Całuski :*
OdpowiedzUsuńLekcja tango <3 chyba powoli przestaje to być tylko przyjaźń ^^
OdpowiedzUsuńOOOOOOOOOOOO MÓJ BOŻE :oooo
OdpowiedzUsuńJAK SŁODKO <3
Całe to opowiadanie jest jedną wielką, genialnie napisaną, zagadką. Tak bardzo mi Ciebie brakowało <3 *no chodź, niech Cię przytulę*
Czekam z niecierpliwością na kolejny :DDD
JFASOVNISAROVAHJUEXJSLVJ ♥ Wyraża więcej niż tysiąc słów. Stęskniłam się, ojejuniu :*
OdpowiedzUsuńJacy oni są uroczy. Po mojemu to ta przyjaźń ich się nie trzyma. A przy tej lekcji tango normalnie się rozpłynęłam.
Nie mam pojęcia jak Gabi z tego wszystkiego wybrnie, ale da sobie rade. Dzielna z niej przecież dziewczyna.
To trzymaj się tam słonko :*
Oboje są niezwykle uroczy w udawaniu, że są TYLKO przyjaciołmi. Samo to, że w trakcie tańca zawładnęło nimi pożądanie sprawia, że to już nie jest przyjaźń:)
OdpowiedzUsuńJa pierdzielę! Czysty seks! Calusieńki rozdział czytałam z rogalem na buzi :D Boże, jaki świetny ten rozdział, chyba najlepszy. Wydaje mi się, że Gabi i Sebastian, oni się w sobie zakochują. I szczerze mówiąc-słodka z nich para by była. Uwielbiam ich, a w szczególności Sole. To jak robi wszystko, by Gabrysia była zadowolona, żeby się uśmiechała. Takich ludzi szukać ze świeczką. A i nie wiem po co ci krytyka, bo według mnie, nie masz co poprawiać, piszesz świetnie, błędów nie ma z czego się cieszę. I jest jeszcze jeden plus-czasem dodajesz słowa po hiszpańsku, to jest fajne. Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńojejciu jakie to jest przemegagenialne. Znalazłam to opowiadanie niedawno i nie potrafiłam się oderwac. Po za tym że mega dziwnie czyta się opowiadanie gdzie główna bohaterka ma na imie tak samo jak ja XD
OdpowiedzUsuńA ten rozdział o matko, to już chyba "przyjaźń" :D
Przyczytalam wszystko w jeden wieczor. Dziewczyno ! Jestes genialna ! :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam Cię :D Taniec, no coś cudownego :) No niech oni będą razem. Widać, że ciągnie ich do siebie. Sole jest taki uroczy i opiekuńczy, no po prostu ideał ;) A te święta... kupiłaś mnie totalnie tym rozdziałem.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny i pozdrawiam :*
Czyżby oni zaczęli coś do siebie czuć??Mam nadzieję;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam;*
Masz racje rozdział jest świetny, podobnie jak inne oczywiście :D
OdpowiedzUsuńKurde, uwielbiam Sebastiana. Serio. Umiesz zarazić ludzi sympatią do kogoś. Widać, że Gabi dobrze czuje się w jego towarzystwie i wzajemnie. Normalnie na tej lekcji tanga już myślałam ,że dojdzie jeszcze do czegoś więcej, ale i tak duużo się stało.
Mam wrażenie, że w ich obojgu kiełkuje już jakieś uczucie, ale żadne z nich się do niego nie przyzna. Na razie, bo to kwestia czasu zapewne xD
Pozdrawiam :)
Aż poczułam się jakbym z nimi tam była.... cudownie opisana atmosfera ....
OdpowiedzUsuńAlbo mi się zdaje, albo zmieniłaś odrobinę styl pisania... lekko się czyta i wg .. ale wcześniej oczywiście też było miło czytać, ale teraz mi się zdaje, że jest inaczej... ale może mi się tak tylko wydaje....
czekam na kolejny ;*
pozdrawiam ;*
ja niestety nie nadam się na krytyka, bo bardzo mi się ten rozdział podoba. wiesz czego m tu jeszcze brakuje? jakichś myśli Facu, Andrzeja, albo byle kogo, byle tylko, żeby ten ktoś był ze Skry/Polski. fajnie byłoby wiedzieć, co tamci czują, czy są na nią źli, czy tęsknią.
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że reszta czytelników szybciej się zmobilizuje i będzie już wkrótce te 30 komentarzy. czytanie twojego opowiadania to sama przyjemność, fajnie, że rozdziały są takie długie:*
czekam na kolejny!
Rozdział jest genialny! Bardzo mi się podoba. Szczególnie fragment o Bożym Narodzeniu. Uwielbiam to święto i powoli zaczynam się do niego przygotowywać. :D
OdpowiedzUsuńLądowanie samolotu, nauka tanga... Kurczę, ja już chcę następny rozdział! ;D
Pozdrawiam. :)
PS. Powoli zabieram się za rozdział i mam nadzieję, że w tym tygodniu się wyrobię. Jakby co- napiszę. ;)
Zapraszam na nowy rozdział. :)
Usuńhttp://nigdy-nie-dorastaj.blogspot.com/2013/10/rozdzia-vi_19.html
How sweet!
OdpowiedzUsuńDzięki Tobie, ten dzień stał się lepszy i słodszy!
Gabi zyskała naprawdę wspaniałego przyjaciela, a wyjazd do Brazylii nie wydaje się już złą decyzją. Widać, że Gabrysia nabiera życia. Z każdym dniem jest z nią coraz lepiej, a ja się z tego cieszę.
Sebastian jest genialny! Stworzył atmosferę prawdziwych świąt specjalnie dla swojej przyjaciółki..
Buziak:**
Omg moment tańca świetny.... "Ale już nigdy nie więcej nie poszliśmy na lekcje tańca" ciary normalnie. Od teraz to jest moje ulubione opowiadanie :) Czekam na więcej i proszę nie kończ tego zbyt szybko :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńRozdział niesamowity ten opis tańca genialnie :P Czekam na następny zapraszam na mój nowy blog http://jestesdlamniestworzony.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Jak zwykle genialny i czekam na następny;) W między czasie zapraszam do mnie
OdpowiedzUsuńvolleyball-lost-dreams.blogspot.com
nigdy-wiecej-ciebie.blogspot.com
świetne! a u mnie w końcu rozdział drugi. :>
OdpowiedzUsuńzapraszam:
http://bez-ciebie-jestem-niczym.blogspot.com
mam nadzieję ,że szybko dodasz następny ;)
OdpowiedzUsuńJak zwykle rozdział świetny i tak jak już ktoś pisał fajne byłyby takie przemyślenia. :) Pozdrawiam Angela
OdpowiedzUsuńSzkoda, że podczas tego tańca nie doszło do czegoś więcej;) Fajnie go opisałaś;) Czekam n kolejny;D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam;*
Ja tu wyczuwam miedzy nimi chemie :D
OdpowiedzUsuńDobra! Dobijamy do 30 :*
OdpowiedzUsuńŚwietny ;D
OdpowiedzUsuńHaha :D jeszcze tylko 3 :D
OdpowiedzUsuńDawaj już następny ;)
OdpowiedzUsuńJeszcze jeden komentarz ludziska :D xoxo Skrzatowa
OdpowiedzUsuń