piątek, 11 października 2013

Veintidós

Rodzice zawsze mówili, że jestem stworzona do podróżowania, do zwiedzania świata. Gdy w wieku gimnazjalnym raz w miesiącu kursowałam między Warszawą a Veroną, tylko w samolocie czułam się bezpiecznie- co za ironia! Byłam przecież kilometry nad ziemią, czyli powinnam odczuwać większe zagrożenie. Było wręcz odwrotnie, bo byłam zupełnie sama. W powietrzu nie liczyło się, do kogo należę bardziej- do mamy i babci, czy do taty. Moja babcia, Cecilia, była rodowitą Włoszką. Urodziła się w Veronie, gdzie poznała pracującego tam kelnera- mojego dziadka. Z tego związku zrodziła się moja mama, która wyjechała na stałe do Polski i poznała tam swojego męża, a mego ojca. Urodziłam się ja, urodził się Oskar, a po kilkunastu latach związku coś zaczęło się między nimi psuć. Mama wróciła do Włoch, zabierając dzieci ze sobą. Rozwiedli się w wielkim hukiem, a rodzicielka dopiero po sześciu latach odważyła się wrócić do kraju. Miałam wtedy szesnaście lat i zostałam posłana do jednego z warszawskich liceów. Nikomu nigdy nie mówiłam o swoich korzeniach, bo jakoś nie było ku temu okazji, a i ja nie miałam na takie wspomnienia ochoty. Kątem oka zerknęłam na pochrapującego cicho z boku mojego kompana. Sebastian podróż znosił dużo gorzej ode mnie. Chwilowe turbulencje odebrały cały koloryt z jego twarzy, a ponad dwie godziny wiercenia się sprawiły, że wreszcie zasnął, nadal blady niczym śmierć z głową ułożoną na moim ramieniu. Nie miałam serca go budzić, więc podziwiałam panoramę za oknem, lekko bujając się w rytm piosenki płynącej z mojego odtwarzacza. Ciężko westchnęłam i zamknęłam oczy. Czekało nas jeszcze piętnaście godzin podróży.
Wschód słońca nad oceanem był cudownym widokiem. Byłam tak zachwycona tą scenerią, że zupełnie nie zważając na Sole cichutko pochrapującego na moim ramieniu, radośnie przykleiłam nos do szyby. Sebastian sapnął niemrawo i przetarł oczy.
- Gdzie jesteśmy?- zapytał, głośno ziewając.
- W samolocie.- odparłam zdawkowo, a on przewrócił oczami.
- Bardzo śmieszne!- przeciągnął samogłoskę „a”, aby pokazać, że wcale go moje słowa nie rozbawiły.
- Zostały nam jeszcze trzy godziny- sprecyzowałam, na co mój przyjaciel uśmiechnął się zadowolony.
- Spałem prawie całą drogę!- oznajmił ucieszony, a ja odwróciłam wzrok od szyby i posłałam mu sceptyczne spojrzenie.
- Słyszałam- mruknęłam z naciskiem, na co on uśmiechnął się jeszcze szerzej. Jego chrapanie może nie postawiło na nogi całej załogi, ale było słyszalne, szczególnie kiedy spał tuż przy mojej twarzy. Tym razem to chyba ja usnęłam, bo poczułam ciepły powiew tuż przy uchu. Otworzyłam jedno oko i ze zdziwieniem spojrzałam na Bastiana.
- Bardzo subtelnie- uśmiechnęłam się zaspana, zdawszy sobie sprawę, że na „pobudkę” chłopak dmucha prosto do mojego ucha. W odpowiedzi rozczochrał moje i tak nieułożone włosy.
- Za dwie minuty lądujemy- poinformował mnie i polecił zapiąć pasy. Gdy zniżaliśmy się do lądowania, z jego twarzy zniknęła cała ta nonszalancja. Chłopak zdenerwowany przełknął ślinę, a mnie było go ogromnie żal.
- Nie wiem, jak udało ci się dotrzeć w pełni sił na te wszystkie Mistrzostwa i inne imprezy. Przecież często latasz samolotem, nie powinieneś się przyzwyczaić?- zapytałam, związując na nowo włosy.
Zielonkawy odcień jego twarzy był zdaje się najlepszą odpowiedzią. Gdy wylądowaliśmy, odetchnął z ulgą.
Bez problemu odnaleźliśmy swoje bagaże i zamówiliśmy taksówkę. Argentyńczyk podał kierowcy kartkę z adresem i usadowił się wygodniej na tylnym siedzeniu.
Mieszkanie znajdowało się na drugim piętrze czteropiętrowego apartament owca. Wnętrze było urządzone bardzo nowocześnie, z dobrym smakiem. W domu były dwie sypialnie z małżeńskimi łóżkami w środku, kuchnia, salon i łazienka z prysznicem oraz wanną.
- Ładnie tu- przyznałam, stawiając walizkę w wybranym przez siebie pokoju. Ściany były pomalowane na fioletowo, a meble miały stalowy kolor.- Ale chcę zapytać na poważnie: dlaczego akurat Brazylia? Przecież wiem, że nie chodzi tutaj o sambę!
- Znalazłem tutaj najlepszego rehabilitanta, który pozwoli uporać mi się z kontuzją. Jak dobrze pójdzie, za trzy miesiące powinienem wracać do Włoch- na wzmiankę o swojej drugiej ojczyźnie drgnęłam.
- Czemu akurat tam?
- Podpisałem w zeszłym roku kontrakt z Trentino Volley, a prezesi postanowili go przedłużyć o dwa lata. Tylko to cholerstwo się przyplątało…- Wskazał głową na swój bark, pokazując, że to on jest miejscem urazu. Kiwnęłam głową na znak zrozumienia.
- Chyba pójdę się położyć. Jestem padnięta.- wytłumaczyłam i uśmiechnęłam się ciepło.- Dobranoc.


W Internecie wyczytałam, że Skra przegrała czwarty mecz z rzędu. Boże, czuję się, jakby to była moja wina. Już drugi tydzień nie dawałam znaku życia nikomu z klubu. Zupełnie zapomniałam, tyle było spraw na głowie, tyle rzeczy do obejrzenia! Wraz z Sebastianem codziennie wychodziliśmy na miasto, aby pozwiedzać. On od rana miał rehabilitację, a ja zajmowałam się domem i przygotowywaniem obiadów. Dzieliliśmy się czynszem po połowie, a z moich obliczeń wynikało, że dzięki oszczędnościom mogłabym tu pomieszkać jeszcze z pół roku. Czułam się w Rio wspaniale, otaczało mnie tyle dźwięków i barw, wszystko było nowe, piękne i kolorowe. Bardzo szybko podłapałam język- zresztą, okazało się to drugorzędną sprawą, bo wiele osób tutaj mówiło zarówno po hiszpańsku, jak i po angielsku. Zadzwoniłam do Andrzeja, a potem do Maćka. Nie odbierali, a gdy już miałam wykręcać numer do Karola, z przerażeniem stwierdziłam, że w Polsce jest przecież środek nocy. Przygnębiona odłożyłam słuchawkę. Sebastian zastał mnie z naburmuszoną miną na kanapie, obżerającą się lodami czekoladowymi z pudełka i oglądającą jakąś brazylijską telenowelę, z której (o zgrozo!) zaczynałam coraz więcej rozumieć.
- Co się stało?- zapytał zmartwiony, rzucając torbę w kąt.
- Enrique zdradził Julię z jej matką, a Francesca z miłości do niego rzuciła się z mostu. A Guiliame wreszcie wyznał całemu światu, że kocha Marco i oboje uznali, że nie mogą się więcej ukrywać. A to będzie prawdziwy cios dla Emanueli!- streściłam z przejęciem, a Sole parsknął śmiechem.
- O ciebie pytałem, głuptasie- sprecyzował, a ja spojrzałam na niego zbolałym wzrokiem.
- Skra znowu przegrała. I to z Częstochową- moje oczy były pełne łez, a chłopak doskonale wiedział, o co mi chodzi.
- Słońce! Przecież wiesz, że to nie jest twoja wina.- powiedział, siadając przy mnie i odgarniając mi włosy z czoła.
- Właśnie, że jest!- stwierdziłam histerycznie- Odkąd wyjechałam, cała drużyna się sypie, a ja nie potrafię robić nic innego, tylko ranić innych!- jęknęłam, chowając twarz w dłoniach.
- Więc to o to chodzi? Maleńka, ty nikogo nie ranisz. Cierpisz tylko ty, a to mnie najbardziej boli- odparł rezolutnie, a ja spojrzałam na niego zaszklonymi oczami.
- Naprawdę?- szepnęłam cichutko. Emanuela właśnie dowiadywała się o związku swojego syna z trzecim mężem.
- Tak. A teraz chodź, zabieram cię na lekcje tanga- oznajmił, ciągnąc mnie za rękę.
- Lekcje czego?- zapytałam zdziwiona, wpychając do ust ostatnią łyżkę lodów.
- Lekcje tanga. Taki taniec towarzyski, popularny w Argentynie…
- Ale obiecałeś mi sambę!- wytknęłam mu z pełną buzią.
- Jestem rodowitym Argentyńczykiem, więc będziemy tańczyć tango. No chodź!- pociągnął mnie znowu za nadgarstek.- Masz ubrać się w kieckę i szpilki. I masz piętnaście minut!- zakomenderował, a ja pędem ruszyłam do łazienki. Zupełnie zapomniałam o troskach, głowę zaprzątała mi tylko ta nagła propozycja. Sięgnęłam po czarną sukienkę ze zwężoną talią i wcięciem pod biustem. Do tego wybrałam czarne, niebotycznie wysokie szpilki. I wymalowałam się lepiej, niż na studniówkę. A gdy spojrzałam w lustro, trudno mi było w tym odbiciu poznać swoją starą, dobrą siebie z zapłakanymi oczami i nabzdyczoną miną. I nawet na mnie zrobiło to wrażenie. Włosy upięłam w luźny kok, a w uszy włożyłam małe cyrkonie i wyszłam z łazienki. Sebastian założył granatową koszulę i czarne spodnie. Ten to miał dobrze, nieważne co na siebie włoży i tak obejrzy się za nim prawie cała populacja Rio de Janeiro. I tak, męska część też. Chłopak otworzył szeroko oczy i usta ze zdziwienia, a jedyne co był w stanie wykrztusić to zachwycone „łał”.
- Tylko na to cię stać?- mruknęłam, uśmiechając się pod nosem. To miłe, że docenił moje starania.
- Wyglądasz wspaniale. Ale strój się tak już nigdy więcej.- poprosił, próbując oderwać ode mnie wzrok.
- Dlaczego?- uniosłam brwi zdziwiona.
- Jeszcze cię mi ukradną- posłał szelmowski uśmiech w moją stronę, a ja przewróciłam oczami.


- Czemu zapisałeś nas do grupy dla zaawansowanych?!- wykrzyknęłam zszokowana, patrząc na listę wiszącą na ścianie. Znajdowało się tam moje i jego nazwisko.
- A co, masz stracha?- zapytał podekscytowany. Widząc moją przerażoną minę wybuchnął perlistym śmiechem i zaprowadził mnie w głąb sali.
- Jak jasna cholera- odparłam, kładąc dłoń na jego ramieniu.- Nie tańczyłam chyba z tysiąc lat!- dodałam, bo jedyne co sobie przypomniałam, to walczyk na akademii w podstawówce.
- Spokojnie, tutaj wszystko zależy od prowadzącego. Patrz cały czas na mnie i…Zaufaj mi- poprosił, chwytając delikatnie moją prawą dłoń. Kiwnęłam zdenerwowana głową  i spojrzałam mu w oczy. Zabawne było to, jak byliśmy siebie blisko. Czułam jego oddech na swojej szyi, gdy szeptał, że to nic trudnego. Zadrżałam. Przecież jesteśmy tylko przyjaciółmi, a zresztą- miłość i tak nie istnieje. Powtarzałam to tak wiele razy i w tak wielu różnych sytuacjach, że w pełni w tę tezę uwierzyłam. Westchnęłam nieco uspokojona. Wtedy rozbrzmiała muzyka i wszystko zniknęło. Wszystko, prócz jego elektryzujących, brązowych tęczówek.
***
Chwyciłem jej dłoń i uśmiechnąłem się uspokajająco. Za wszelką cenę chciałem poprawić jej humor. Uwielbiałem, gdy się śmiała, a ostatnimi czasy robiła to coraz rzadziej. Była moją najlepszą i jedyną przyjaciółką i ogromnie się cieszyłem, że zgodziła się przyjechać tutaj ze mną. Bo oboje potrzebowaliśmy wzajemnego wsparcia. Wpatrywała się we mnie ufnie swoimi dużymi, szmaragdowymi oczami, które w świetle lamp błyszczały jak najszlachetniejsze kamienie. Pierwsze takty sprawiły, że zapomniałem o wszystkim. Jej ruchy, z początku nieśmiałe, po chwili przerodziły się w pewne manewry, zupełnie obce jej dotychczasowemu „ja”. Improwizowaliśmy. Przyciągnąłem ją bliżej, tak, aby między naszymi ciałami nie pozostawała nawet bańka powietrza. Zachłannie pragnąłem jej bliskości, przez chwile miałem wrażenie, jakby nasze ciała spoiły się w jedną całość. Odchyliła głowę do tyłu i oplotła nogą moją łydkę. Szarpnęła za materiał koszuli, a ja znowu przyciągnąłem ją do siebie. Obrót, potem jeszcze jeden, kolejne wychylenie. Sentada, zmiana kierunku, znów wychylenie. Musnąłem wargami jej szyję, czując narastające drżenie jej ciała. Byliśmy przyjaciółmi, a miłość nie istniała. Ja o tym wiedziałem i ona też. Ale w tańcu znikało wszystko- liczyła się tylko namiętność.
***
Oderwaliśmy się od siebie. Czar prysł, a w sali zapadła głucha cisza. Sebastian puścił moją dłoń, chcąc najpewniej jak najszybciej pozbyć się mojego dotyku. To wszystko zaszło zdecydowanie za daleko. Uśmiechnęłam się do niego półgębkiem.
- Nie było tak źle- uznałam, zakładając niesforny kosmyk włosów za ucho. Role namiętnych kochanków nagle zniknęły- znowu byliśmy tylko przyjaciółmi.
Ale już nigdy więcej nie poszliśmy na lekcje tanga. Myślałam o tym przez następny tydzień, a gdy nastał grudzień, ta noc wydawała się być historią. Żadne z nas nie zaproponowało kolejnego spotkania w Akademii Tańca. Oboje byliśmy zbyt przerażeni- tamtego razu wyłączyliśmy rozum i uruchomiliśmy instynkt. A to, w połączeniu z emocjami dawało bardzo niepożądany efekt. Co będzie, jeśli znów damy się temu ponieść?
- Coraz bliżej święta, coraz bliżej święta…- hiszpańska reklama coca-coli w jego ustach brzmiała naprawdę uroczo. Prawie tak samo uroczo, jak jego rozradowana postać stojąca w drzwiach z małą sosenką w ręce i czapką Świętego Mikołaja na głowie. Parsknęłam śmiechem. Choineczka była sztuczna, a zamiast śniegu do jej igiełek przylepiony był styropian. Ogromnie tęskniłam za polską zimą!
- ¡Feliz Navidad!- wykrzyknął w progu, a ja wzruszona rzuciłam mu się na szyję, o mało co nie przewracając dzierżonego przez niego drzewka. Wiedział, jak bardzo tęsknię za krajem, za rodzinnymi świętami i za dzieleniem się opłatkiem. Bo to była pierwsza Wigilia, której nie spędzę w domu, z mamą i Oskarem. Pytał, czy załatwić mi lot do kraju, ale uznałam, że to bez sensu. Jeszcze nie uporałam się z dręczącymi mnie demonami. Otulił mnie szczelnie ramionami i postawił krzaczek na ziemi.
- Jak chcesz, to mogę podkręcić klimatyzację i rozpalić w kominku- zaproponował, a ja pokręciłam głową. Z moich oczu trysnęły łzy radości.
- Nie wierzę, że to dla mnie zrobiłeś- wychlipałam w jego rękaw, ocierając słone krople płynące po policzkach.
- Kupiłem też łososia, bo karpia nie mieli. I mam suchy chleb, pokruszy się go i się podzielimy. I barszczyk w kartonie! Co ty na to?- pytał, z uśmiechem gładząc mnie po głowie.
- Jesteś najlepszym przyjacielem, jakiego można sobie wymarzyć- powiedziałam tylko, a on zmierzwił mi włosy.
- Po prostu lubię, kiedy jesteś szczęśliwa- odparł, a ja wzruszyłam się jeszcze bardziej. W końcu dałam mu wejść do domu, gdzie postawił świąteczne drzewko i „bożonarodzeniowe” zakupy.

Wieczorem piliśmy gorącą kawę i słuchaliśmy polskich i hiszpańskich kolęd. I mimo odrobiny żalu w sercu i trzydziestostopniowym upałem za oknem, to były moje najlepsze święta od wielu lat.
_________________________________________________
Mordeczki! Przepraszam, że tak mocno Was zaniedbuję. Ale nie mogę obiecać poprawy- teraz mam zdecydowanie zbyt wiele na głowie. I stąd między innymi te ograniczenia komentarzy- ja nie będę się czuła źle z tym, że nie wyrabiam się w czasie, a zanim licznik dojdzie do 30 to miną ze dwa tygodnie. Poza tym, bardzo bym chciała, żeby wszystkie anonimowe czytelniczki (i czytelnicy? chociaż wątpię w istnienie jakiegoś rodzynka...) ujawniali się w komentarzach. Nikt mnie jak dotąd porządnie nie zrugał, a ja naprawdę przyjmę konstruktywną krytykę na klatę- bo chcę być coraz lepsza w tym co robię i naprawdę zależy mi na tym, żeby Wam lepiej się te bazgrołki czytało :)
A ten rozdział, przyznam nieskromnie, bardzo mi się podoba. I to chyba taki pierwszy, kiedy bawię się czasami, bo wreszcie odkryłam, że nie muszę opisywać każdego dnia, bo przecież żaden z pisarzy nie zaczyna nowych rozdziałów od tekstu "Obudziłam się jak zwykle o ósmej trzydzieści..."+ zamiast notatek z perspektywy Facundo wplotłam trochę myśli Sebastiana. Jak Wam się podoba ta scena tańca? Nastrajałam się do niej baaardzo długo, cały wieczór katowałam tego typu rytmy, żeby wreszcie wpaść w ten trans. I chciałam przedstawić nowego bohatera jak najlepiej, ale bez wymieniania epitetów, zrobiłam to więc na przykładach- mam nadzieję, że wyszło! :) A my to się jeszcze nie żegnamy. Bo teraz jest sielanka, ale przecież wszystko nagle może się zmienić, prawda? :)
Dzisiaj poinformuję tylko te osoby które mam na GG i dam informację na fejsie. Jutro dam znać reszcie i nadrobię wszystkie zaległości. Jestem taka padnięta! Nauka pełną parą :P
Całuski i do 30 komentarzy :*
+ Niezmiennie zapraszam na fejsa! https://www.facebook.com/pages/Un-Poco-De-Amor/1413617445530588 :)

29 komentarzy:

  1. Już ci to kiedyś pisłam, ale napisze jeszcze raz: genialnie piszesz! :D rozdziałem jestem zachwycona! Sole jest the best! <3 z niecierpliwością czekam na kolejny! ;) Całuski :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Lekcja tango <3 chyba powoli przestaje to być tylko przyjaźń ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. OOOOOOOOOOOO MÓJ BOŻE :oooo
    JAK SŁODKO <3
    Całe to opowiadanie jest jedną wielką, genialnie napisaną, zagadką. Tak bardzo mi Ciebie brakowało <3 *no chodź, niech Cię przytulę*
    Czekam z niecierpliwością na kolejny :DDD

    OdpowiedzUsuń
  4. JFASOVNISAROVAHJUEXJSLVJ ♥ Wyraża więcej niż tysiąc słów. Stęskniłam się, ojejuniu :*
    Jacy oni są uroczy. Po mojemu to ta przyjaźń ich się nie trzyma. A przy tej lekcji tango normalnie się rozpłynęłam.
    Nie mam pojęcia jak Gabi z tego wszystkiego wybrnie, ale da sobie rade. Dzielna z niej przecież dziewczyna.
    To trzymaj się tam słonko :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Oboje są niezwykle uroczy w udawaniu, że są TYLKO przyjaciołmi. Samo to, że w trakcie tańca zawładnęło nimi pożądanie sprawia, że to już nie jest przyjaźń:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja pierdzielę! Czysty seks! Calusieńki rozdział czytałam z rogalem na buzi :D Boże, jaki świetny ten rozdział, chyba najlepszy. Wydaje mi się, że Gabi i Sebastian, oni się w sobie zakochują. I szczerze mówiąc-słodka z nich para by była. Uwielbiam ich, a w szczególności Sole. To jak robi wszystko, by Gabrysia była zadowolona, żeby się uśmiechała. Takich ludzi szukać ze świeczką. A i nie wiem po co ci krytyka, bo według mnie, nie masz co poprawiać, piszesz świetnie, błędów nie ma z czego się cieszę. I jest jeszcze jeden plus-czasem dodajesz słowa po hiszpańsku, to jest fajne. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  7. ojejciu jakie to jest przemegagenialne. Znalazłam to opowiadanie niedawno i nie potrafiłam się oderwac. Po za tym że mega dziwnie czyta się opowiadanie gdzie główna bohaterka ma na imie tak samo jak ja XD
    A ten rozdział o matko, to już chyba "przyjaźń" :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Przyczytalam wszystko w jeden wieczor. Dziewczyno ! Jestes genialna ! :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Uwielbiam Cię :D Taniec, no coś cudownego :) No niech oni będą razem. Widać, że ciągnie ich do siebie. Sole jest taki uroczy i opiekuńczy, no po prostu ideał ;) A te święta... kupiłaś mnie totalnie tym rozdziałem.
    Czekam na kolejny i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Czyżby oni zaczęli coś do siebie czuć??Mam nadzieję;)
    Pozdrawiam;*

    OdpowiedzUsuń
  11. Masz racje rozdział jest świetny, podobnie jak inne oczywiście :D
    Kurde, uwielbiam Sebastiana. Serio. Umiesz zarazić ludzi sympatią do kogoś. Widać, że Gabi dobrze czuje się w jego towarzystwie i wzajemnie. Normalnie na tej lekcji tanga już myślałam ,że dojdzie jeszcze do czegoś więcej, ale i tak duużo się stało.
    Mam wrażenie, że w ich obojgu kiełkuje już jakieś uczucie, ale żadne z nich się do niego nie przyzna. Na razie, bo to kwestia czasu zapewne xD
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Aż poczułam się jakbym z nimi tam była.... cudownie opisana atmosfera ....
    Albo mi się zdaje, albo zmieniłaś odrobinę styl pisania... lekko się czyta i wg .. ale wcześniej oczywiście też było miło czytać, ale teraz mi się zdaje, że jest inaczej... ale może mi się tak tylko wydaje....

    czekam na kolejny ;*
    pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  13. ja niestety nie nadam się na krytyka, bo bardzo mi się ten rozdział podoba. wiesz czego m tu jeszcze brakuje? jakichś myśli Facu, Andrzeja, albo byle kogo, byle tylko, żeby ten ktoś był ze Skry/Polski. fajnie byłoby wiedzieć, co tamci czują, czy są na nią źli, czy tęsknią.
    mam nadzieję, że reszta czytelników szybciej się zmobilizuje i będzie już wkrótce te 30 komentarzy. czytanie twojego opowiadania to sama przyjemność, fajnie, że rozdziały są takie długie:*
    czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  14. Rozdział jest genialny! Bardzo mi się podoba. Szczególnie fragment o Bożym Narodzeniu. Uwielbiam to święto i powoli zaczynam się do niego przygotowywać. :D
    Lądowanie samolotu, nauka tanga... Kurczę, ja już chcę następny rozdział! ;D
    Pozdrawiam. :)
    PS. Powoli zabieram się za rozdział i mam nadzieję, że w tym tygodniu się wyrobię. Jakby co- napiszę. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam na nowy rozdział. :)
      http://nigdy-nie-dorastaj.blogspot.com/2013/10/rozdzia-vi_19.html

      Usuń
  15. How sweet!
    Dzięki Tobie, ten dzień stał się lepszy i słodszy!
    Gabi zyskała naprawdę wspaniałego przyjaciela, a wyjazd do Brazylii nie wydaje się już złą decyzją. Widać, że Gabrysia nabiera życia. Z każdym dniem jest z nią coraz lepiej, a ja się z tego cieszę.
    Sebastian jest genialny! Stworzył atmosferę prawdziwych świąt specjalnie dla swojej przyjaciółki..
    Buziak:**

    OdpowiedzUsuń
  16. Omg moment tańca świetny.... "Ale już nigdy nie więcej nie poszliśmy na lekcje tańca" ciary normalnie. Od teraz to jest moje ulubione opowiadanie :) Czekam na więcej i proszę nie kończ tego zbyt szybko :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Rozdział niesamowity ten opis tańca genialnie :P Czekam na następny zapraszam na mój nowy blog http://jestesdlamniestworzony.blogspot.com/
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  18. Jak zwykle genialny i czekam na następny;) W między czasie zapraszam do mnie
    volleyball-lost-dreams.blogspot.com
    nigdy-wiecej-ciebie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  19. świetne! a u mnie w końcu rozdział drugi. :>
    zapraszam:
    http://bez-ciebie-jestem-niczym.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  20. mam nadzieję ,że szybko dodasz następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Jak zwykle rozdział świetny i tak jak już ktoś pisał fajne byłyby takie przemyślenia. :) Pozdrawiam Angela

    OdpowiedzUsuń
  22. Szkoda, że podczas tego tańca nie doszło do czegoś więcej;) Fajnie go opisałaś;) Czekam n kolejny;D
    Pozdrawiam;*

    OdpowiedzUsuń
  23. Ja tu wyczuwam miedzy nimi chemie :D

    OdpowiedzUsuń
  24. Dawaj już następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  25. Jeszcze jeden komentarz ludziska :D xoxo Skrzatowa

    OdpowiedzUsuń