Wpatrywałam się osłupiała w
mojego rozmówcę, praktycznie nie mogąc wydusić słowa z powodu szoku, jakiego
doznałam.
- Dokąd z tobą polecę?- zapytałam
w końcu, a Sebastian wywrócił oczami.
- Do Brazylii!
- Żartujesz?- chciałam się
upewnić, ale on tylko chwycił moje ramiona i potrząsnął.
- Gabi, Brazylia! Słońce, plaża,
kamienny Jezus, karnawał… Mam odziać się w bikini z piór i zatańczyć, żebyś
wreszcie zrozumiała?- odparł nieco już wyprowadzony z równowagi. Ja wciąż
wpatrywałam się w niego z oczami wielkimi jak pięciozłotówki, nie rozumiejąc
kompletnie nic.
- Ale… Skąd ten wariacki pomysł?
Znamy się zaledwie od dwóch dni!- wytaczam argumenty, chociaż z tego skołowania
nie wiem, czy są słuszne, czy też nie.
- Oboje jesteśmy singlami, tak?-
kiwam nieznacznie głową, przeczuwając Bóg wie co- Nie patrz tak na mnie i daj
mi skończyć!- gani mnie Sole i powraca do przerwanego wątku- Oboje jesteśmy
samotni, ty przeżyłaś swoje ze swoim byłym, ja też miałem pewne problemy ze
swoją dziewczyną- skrzywił się nieznacznie na samo jej wspomnienie, lecz
niewzruszony moim milczeniem, mówi dalej- Nie mamy pracy, bo ja leczę kontuzję
barku i jestem wolny do końca sezonu. Potrzebuję kogoś, kto pomoże mi się
uporać z troskami i ty też potrzebujesz kogoś takiego. Możemy się wspierać
nawzajem! Nie widzisz tutaj samych korzyści?
- Dlaczego akurat Brazylia?-
zapytałam nagle, starając się nie dopuścić do tego, aby ten plan zadziałał. W
mojej głowie jednak wiedziałam, że to może być albo wspaniałe rozwiązanie albo
totalna klapa. Ale czy warto było zaryzykować?
- Zawsze chciałem się nauczyć
tańczyć sambę- wyznał nieco zarumieniony, a ja wybuchnęłam śmiechem.
- Skoro tak…- przygryzłam dolną
wargę- w mojej głowie aż huczało od głosów „za” i „przeciw”, a ja nie
potrafiłam określić, których jest więcej. – Kiedy wyjeżdżamy?- zapytałam, a Argentyńczyk
obdarował mnie szerokim uśmiechem.
- Jutro?- strzelił, a ja głośno
wypuściłam powietrze z płuc.
- Muszę odebrać rzeczy z
Bełchatowa, pojedziesz ze mną?- Chłopak kiwnął głową i zamyślił się nieco.
- Będziesz chciała pogadać ze
swoim byłym?- pyta, a ja nerwowo wyłamuję palce.
- Nie, to już skończony rozdział-
odpowiadam zdecydowanie i uśmiecham się do niego.- Ale muszę porozmawiać z
kilkoma innymi osobami, złożyć wymówienie w pracy… Trochę to potrwa-
przygotowuję go na najgorsze, a on marszczy brwi zamyślony.
- Masz Animal Planet?- zwraca się
do mnie, a ja zdziwiona automatycznie odpowiadam twierdząco.- Więc poczekam, aż
wszystko załatwisz.
Dwie godziny później Bruno
wchodzi do domu. Zastaje nas w pokoju, całym zawalonym ciuchami Sebastiana- pomagam
mu się pakować, a on nie może znaleźć jednego swojego adidasa, którego, jak
twierdzi „zostawił przed drzwiami i pewnie jakieś piekielne siły go zabrały”
- Co tu się dzieje?- pyta
zdziwiony Romanutti, drapiąc się po głowie. Nie wiem, jak było przed moim
przyjazdem, ale najwidoczniej Sebastian robił wiele dziwnych rzeczy, bo
przyjmującemu nagle odechciało się słuchać, machnął na nas ręką i zniknął w
kuchni. Po chwili jednak wrócił, a ja miałam wrażenie, jakby ukradł lampkę
Pomysłowemu Dobromirowi i teraz świeciła mu się nad głową.
- Już wyjeżdżasz?- zapytał, a
Bastian spojrzał na niego rozkojarzony. Mruknął coś w potwierdzeniu i
zanurkował pod łóżko w poszukiwaniu zaginionego buta.- A co z…- zawahał się i
spojrzał na mnie, po chwili uciekając wzrokiem.
- Gabrysia zabiera się ze mną-
odpowiada i po chwili zaczyna przeraźliwie kaszleć- najwyraźniej Bruno nie
zawracał sobie głowy odkurzaniem w niewidocznych dla oka zakamarkach.
- Co?!- wykrzyknął Romanutti,
odsuwając mnie na bok i wynurzając przyjaciela spod kłębów kurzu- Musimy
pogadać- oznajmił poważnie i zaciągnął go do kuchni, zupełnie ignorując moje
istnienie.
- Co ty sobie wyobrażasz?-
stłumiony szept dobiega z pomieszczenia obok, a ja zirytowana wywracam oczami.
Czy ten facet naprawdę myśli, że jak odejdzie trzy metry dalej to nie będzie go
słychać?
- O co ci chodzi?- zapytał
Sebastian, przybierając groźny ton.
- Sprowadzasz pijaną laskę do
mojego domu, znasz się z nią dwa dni, a teraz chcesz z nią jechać na inny
kontynent?!- argentyński przyjmujący ruga go od góry do dołu, a ja w tej chwili
muszę przyznać mu rację- w tej chwili rzeczywiście brzmi to bardzo
nieodpowiedzialnie.
- Daj spokój, po prostu oboje
dużo przeszliśmy i jedziemy na wakacje, jak para znajomych- odpowiada swobodnie
chłopak, a Bruno aż sapie ze złości.
- Myślisz, że załata dziurę po
Francesce?- warczy, a ja czuję, jak atmosfera w kuchni robi się coraz gęstsza.
- Nic nie myślę- odpowiada, a w
jego głosie wyczuwalna jest bardzo duża dawka jadu.
- Właśnie, nie myślisz!- Bruno
już zupełnie nie panuje nad emocjami i zaczyna krzyczeć- Znalazłeś ją z
facetem, na twoim łóżku. Tragedia, ale zdarzają się gorsze! Była zwykłą suką i
dobrze, że ją nakryłeś- Romanutti aż splunął ze złości, lecz kontynuował swój
wywód- ale to nie znaczy, że masz się zachowywać jak jakiś durny szczeniak,
który ucieka od rzeczywistości!
- Wiem co robię- wycedził
Sebastian, a bił od niego tak duży spokój, że niejeden posąg mógłby mu tego
pozazdrościć. Jego towarzysz głośno westchnął. Chyba czuł, że decyzja już
zapadła.
- Rób co chcesz. Ale pamiętaj, że
cię ostrzegałem- dodał na odchodne i zamknął się w pokoju, szerokim łukiem
omijając moją skurczoną z nadmiaru informacji postać. Po chwili wahania
podeszłam do Sebastiana.
- Przepraszam- szepnęłam, kładąc
rękę jego ramieniu. Chłopak patrzył z uporem w okno i najwidoczniej nie miał
zamiaru się odwrócić.
- Bruno zawsze zachowywał się jak
mój starszy brat. Chce mnie po prostu ochronić. Ale ja wiem, że nie ma przed
czym- wreszcie odwraca się do mnie i uśmiecha się delikatnie.- Naprawdę zależy
mi na tej sambie!- robi błagalną minę- I cieszę się, że znalazłem sobie
partnerkę- dodaje, a ja parskam śmiechem.
- A sambę tańczy się w parach?- pytam zdziwiona, a on przewraca oczami.
- Oj, nieważne.
Czuję, że porywam się motyką na słońce. Czy ja w ogóle wiem, co
chcę zrobić? Ten pomysł jest kolejną ucieczką od problemów, którym jako dorosła
i odpowiedzialna osoba powinnam sprostać. Ale jeśli mam wybierać między
męczeniem się w pracy, unikaniem starych znajomych i samotnym oglądaniem
wieczorami kanałów przyrodniczych, a palącym brazylijskim słońcem, plażą,
piaskiem, tańcem i zabawą, to już wsiadam do samolotu i spieprzam stąd jak
najdalej mogę. A teraz czekają mnie cztery bardzo ważne rozmowy- Z Maćkiem,
Karolem, sztabem i ta ostatnia, która przeraża mnie za każdym razem, gdy tylko
o niej pomyślę. Jedziemy z Sole jego
samochodem do Bełchatowa. Chłopak wesoło podśpiewuje soundtrack z musicalu
Grease, a ja chociaż na chwilę mogę pośmiać się do rozpuku z jego miauczenia i
zapomnieć o tym, co mnie czeka. Nawet nie orientuję się, gdy razem z nim
śpiewam na cały głos tę „niecenzuralną” wersję Greased Lightning, tańcząc przy
tym tak, jak na to pozwalają pasy bezpieczeństwa. Sebastian przylizał włosy „Na
Travoltę”, a ja uderzyłam głową o deskę rozdzielczą, tak bardzo byłam
rozbawiona. Gdy Sebastian zauważył, że rozmasowuję obolałe czoło, to zaczął
śmiać się w niebogłosy, aż łzy zatańczyły w kącikach jego oczu.
- To nie jest śmieszne!-
jęknęłam, trzymając się za głowę.- Masz coś zimnego?- zapytałam, rozglądając
się po wnętrzu auta.
- Przykro mi maleńka, cały jestem
gorący- poruszył brwiami i poprawił włosy, uśmiechając się zawadiacko.
- Palant!- walnęłam go w ramię,
lecz po chwili śmiałam się razem z nim.
- U Travolty ten tekst działał…-
mruknął strapiony, stając na światłach.
- Trochę ci do niego brakuje!-
parsknęłam, podkręcając nieco głośność w radiu. Sole zrobił obrażoną minę i
wyprzedził wolno sunący samochód przed nami.
- Gdzie dokładnie się zatrzymać?-
zapytał po kilku minutach ciszy, a ja zamarłam z przerażenia.
- Już jesteśmy?- pisnęłam cicho,
a on spojrzał na mnie kątem oka.
- Chcesz, żebym poszedł z tobą?-
zaoferował się, ale ja pokręciłam głową.
- Muszę to załatwić sama. Na
następnym zakręcie musisz skręcić w prawo, a chwilę później w lewo-
poinstruowałam, z nerwów obgryzając paznokcie. Wysiadamy z samochodu, a ja z
trzęsącymi dłońmi szukam klucza otwierającego drzwi do mieszkania. Otwieram je
i wpuszczam Sebastiana do środka.
- Będę za jakieś dwie godziny-
mówię, włączam mu telewizor i gdy mam zamiar wychodzić, on łapie mnie za
nadgarstek i przyciąga do siebie.
- Poradzisz sobie- mówi, swoim
uściskiem chcąc przekazać mi trochę pozytywnej energii.
- Mam nadzieję…- odpowiadam
wtulona w jego koszulkę. Posyła mi jeszcze ostatni pokrzepiający uśmiech, zanim
zdążę opuścić dom. Jako pierwszą wybrałam rozmowę z prezesem i Miguelem.
Najpierw idę do tego pierwszego, składam wymówienie i przepraszam, chyba z tysiąc
razy. Oferuję również na to stanowisko swoją koleżankę ze studiów. Prezes
strapiony drapie się po głowie, ale uznaje, że skoro to „powody osobiste”, to
nie może mnie zatrzymywać. Dziękuję mu i rozstajemy się w miarę przyjaznej
atmosferze. Uff, pierwsze za mną. Teraz będzie już tylko gorzej! Miguel więcej
pyta, bo zna mnie o wiele lepiej niż pan Piechocki. Każe mi usiąść na
krzesełku, pogadać. Ale ja wiem, że jest zmęczony po pracy, a w domu czeka na
niego żona z obiadkiem.
- Zobaczymy się jeszcze!- obiecuję
i ściskam go na pożegnanie. Ten patrzy na mnie ze zgnębioną miną, ale nie śmie
zatrzymywać. Chyba wierzy, że to co robię, jest słuszne. Wszyscy wierzą.
Wszyscy oprócz mnie.
- Karol?- pytam, bo po drugiej
stronie słuchawki odpowiada mi tylko cisza.
- Gaba! Słyszałem o tym, co się
stało…- zaczyna, lecz ja go uciszam.
- Zgarnij Maćka i spotkamy się za
piętnaście minut w tej kawiarence, co zawsze.- mówię i od razu się rozłączam.
Naprawdę nie chcę rozwiązywać takich spraw przez telefon.
Stukam nerwowo o blat dębowego
stołu, gdy nad moją głową pojawiają się dwa cienie.
- Cześć chłopaki!- chciałam
zabrzmieć radośnie, lecz mniej szczęśliwym można być chyba tylko podczas bycia
przejeżdżanym przez rozpędzony kombajn. Zawodnicy zasypali mnie masą zagadnień,
przez pierwsze pięć minut zupełnie nie dając dojść do głosu.
- Co się działo?
- Słyszałem o tym, że odchodzisz…
- Facundo nie chce nic mówić,
mówi, że zerwaliście!
- Wrona też milczy, jakby coś się
między wami stało.
- Gaba, powiedz nam!
- Gabriela, nie zachowuj się jak
dziecko, wytłumacz…- grad pytań sypię mi się na głowę, a ja czuję się
niezmiernie przytłoczona przez tę dwójkę.
- Zamknijcie się wreszcie i
dajcie mi dojść do głosu!- wrzasnęłam rozzłoszczona, a oni natychmiast ucichli.
Kelnerka posłała nam ganiące spojrzenie i wróciła do wycierania szklanek.-
Wyjeżdżam, odchodzę, znikam, uciekam… Nazwijcie to jak chcecie. Chciałam się z
wami pożegnać osobiście. Pewnie wrócę do Polski za parę miesięcy, ale na pewno
nie będę pracować w Bełchatowie.
- Ale… czemu?- spytał smutno
Maciek, a jego oczy zrobiły się nagle zamglone. A Karol? Chyba po raz pierwszy
w życiu widziałam go bez cienia uśmiechu na twarzy.
- Kilka spraw się pomieszało i
muszę się nad nimi poważnie zastanowić- odpowiadam wymijająco, ale Kłos wcale nie
jest usatysfakcjonowany.
- Conte, czy Andrzej?- patrzy mi
prosto w oczy, ale ja wyjątkowo nie mogę wytrzymać jego spojrzenia.
- Nie mieszajcie ich do tego, to
moja decyzja- odpowiadam, jakby to była wyuczona formułka. Maciek najwidoczniej
pogodził się już z każdym moim słowem, bo kiwa smutno głową. Smutno, aczkolwiek
ze zrozumieniem. Nie mogę tego samego powiedzieć o Karolu, bo ten wciąż
uporczywie wpatruje się we mnie, jakby starał się odczytać moje myśli.
- Gdzie się wyprowadzasz?-
zaciekawił się Muzaj, a ja przygryzłam dolną wargę.
- Na razie do Brazylii-
mruknęłam, a oboje zrobili wielkie oczy.
- Sama?!- dociekał zdziwiony
Kłos, a ja szukałam jakiegoś dobrego kłamstwa. Cholera, przecież nie mogę znowu
ich oszukiwać!
- Ze znajomymi- odpowiadam,
czując, jak policzki płoną mi od tej liczby mnogiej. Wybawia mnie jednak dźwięk
telefonu Maćka. Odbiera, rozmawia chwilę ze zmarszczonym czołem, po czym się
rozłącza.
- Muszę lecieć- krzywi się, a po
chwili zwraca się do środkowego- Podwieziesz mnie?- pyta, a ja chce mu się
rzucić na szyję z tej wdzięczności. Jeżeli Kłos chwilę by tu powęszył, to na
pewno wyspowiadałabym mu się z całego swojego życiorysu. Chłopak niechętnie
patrzy na mnie, to na swojego kompana.
- Idź, przecież spotkamy się
jeszcze kiedyś!- ponaglam go, uśmiechając się wesoło, chociaż wciąż czuję
narastającą gulę w gardle. Wstajemy, a oboje rzucają się na mnie i zamykają w
bardzo szczelnym uścisku. Wychodzą, machając mi niczym para niedorozwiniętych
jeszcze przez pierwsze dwadzieścia pięć metrów, o mało co nie potrącając
starszej pani z zakupami. Kręcę z uśmiechem głową i znów siadam na fotelu.
Teraz czeka mnie ta najtrudniejsza rozmowa. Wykręcam numer i z sercem bijącym
jak oszalałe czekam na jego głos.
- Słucham?- jego oschły baryton
zmraża moje ciało i sprawia, że nie potrafię wydusić słowa.
- Andrzej…
- Czego chcesz?- warczy, a w
moich oczach pojawiają się zły. Czyżby aż tak mnie znienawidził?
- Ja wiem, że nie chcesz mnie
widzieć na oczy. Ale chciałam wszystko wyjaśnić, nie sprowadzając się do głupiej
kartki papieru…- szepczę, widząc coraz mniej. Łzy niepohamowanie płyną po moich
policzkach.
- Nie kochasz mnie, co jeszcze
chcesz tłumaczyć?- pyta, a jego słowa wbijają mi się w serce niczym miliardy
sztyletów.
- Wiele rzeczy mam ci do wyjaśnienia.-
odpowiadam pewnie- Jeśli chcesz, to spotkajmy się w knajpce na rogu za kilka
minut. Jeżeli nie przyjdziesz, zrozumiem- mówię i rozłączam połączenie. Minuty
dłużą się w nieskończoność. Trzy, pięć, osiem, dziesięć, piętnaście… Dopiero
dwadzieścia trzy minuty później, gdy zdążyłam zamówić już drugą kawę, słyszę
dźwięk otwieranych drzwi. Andrzej wygląda, jakby miał na sobie maskę- usta
ściągnięte w wąziutką linię, puste oczy, zaciśnięte zęby i ani cienia uśmiechu.
Siada naprzeciw mnie i splata dłonie.
- Co masz mi do powiedzenia?-
pyta, a ja czuję się jak na dywaniku u dyrektora.
- Chciałam cię przeprosić- mówię
na wstępie, próbując spojrzeć mu w oczy. Czuję się jakbym rozmawiała z rzeźbą!-
Tyle rzeczy zdarzyło się tamtego dnia, a wcześniej jeszcze więcej. Na początku
nie myślałam racjonalnie, ale potem… Uświadomiłam sobie, że nie chcę cię
traktować jako faceta na jedną noc! Zrozum, naprawdę nie chciałam cię zranić…-
oczy znów mi się zaszkliły, ale czym prędzej wytarłam łzy rękawem. Nie chciałam
płakać, pragnęłam załatwić to wszystko na spokojnie.
- Nie wyszło ci- odpowiada, a ja
patrzę w górę, aby zatamować słone krople gromadzące się niczym wodospad w
moich oczach.
- Nigdy nie wychodzi- śmieję się
ironicznie i zaciskam zęby. – Chciałam cię tylko przeprosić i podziękować za
wszystko, co dla mnie zrobiłeś. I chcę się jeszcze pożegnać.- Coś w nim
drgnęło, przeskoczył jakiś trybik. Oczy nagle stały się bystre i spojrzały
prosto na mnie.
- Wyjeżdżasz?- dziwi się, jakby
to nie było jednoznaczne z pożegnaniem. Kiwam delikatnie głową i zakładam włosy
za ucho.
- Dlatego chciałam rozstać się w
pokoju, nie ciągnąc za sobą niewyjaśnionych spraw. Ja wiem, że już nigdy nie
będzie tak jak dawniej, ale… Zależy mi na tobie, jako na przyjacielu. Możemy
zacząć od nowa?- szepczę, a te słowa ledwo przechodzą mi przez gardło. Tak
bardzo się boję, że odmówi! Wrona zastanawia się przez kilkadziesiąt sekund,
które wydają się trwać latami. W końcu uśmiecha się nieznacznie i podnosi prawą
dłoń.
- Cześć, jestem Andrzej- chwyta moją
rękę, a ja znowu płaczę, płaczę, bo czuję ulgę, potworną ulgę, która sprawia,
że mam ochotę wylecieć z kawiarni i wykrzyczeć, jak bardzo dziękuję za tę
szansę.
- Gabrysia- odwzajemniam uścisk,
a łzy płyną wartkim strumieniem po moich policzkach.
-Jak poszło?-
spytał, obżerając się paczką chipsów, zapewne znalezioną w mojej szafce ze
słodyczami.
- Nadzwyczaj dobrze- odparłam z
uśmiechem, rzucając się na kanapę obok niego.- Nie powinieneś dbać o linię?-
zapytałam, wpychając do ust pięć chrupek naraz. Oprócz śniadania i dwóch kaw
nie miałam dzisiaj nic w ustach.
- Powinienem zapytać cię o to
samo…- przyjrzał mi się sceptycznie, zapewne chcąc zahamować moje łakomstwo.
- Och, zamknij się! Jestem we
własnym domu, mam prawo do jedzenia tego, co chcę!- odburknęłam, zabierając mu
poduszkę z pod głowy.
- Za godzinę jedziemy na
lotnisko- informuje mnie, a ja wciąż z pełną buzią zrywam się z sofy.
- Za ile?!- krzyczę
rozhisteryzowana i niczym burza biegnę do swojego pokoju. Wyjmuję walizki i
wrzucam tam wszystkie rzeczy z szafy, szuflad i łazienki. Pakuję się w ciągu
czterdziestu minut, a Sebastian przygląda się temu rozbawiony, opierając się o
framugę drzwi. Cały mój życiowy dobytek zmieścił się w dwóch walizkach. Dobrze,
że zostawiłam w rodzinnym domu wszystkie pamiątki z dzieciństwa! Nijak bym się
pomieściła, jeżeli miałabym zapakować tutaj wszystkie zdjęcia, misie i lalki.
- Gotowa?- zapytał Sole, spoglądając
na mnie z uśmiechem. Dmuchnęłam w górę, próbując odgarnąć włosy z czoła- ręce
miałam zajęte walizkami. Chłopak wziął ode mnie torby i kolanem otworzył drzwi
wejściowe.
- Zostawię cię na chwilę samą z
mieszkaniem- oznajmił, a ja pokręciłam głową.
- Nie trzeba. Nie mam żadnych
miłych wspomnień z nim związanych- odparłam i zamknęłam dom, a klucze
zostawiłam pod wycieraczką, tak jak obiecałam prezesowi.
- Gapią się na ciebie!- oskarżył
mnie, a ja oderwałam wzrok od czytanego magazynu.
- Kto?- zapytałam niemrawo,
wyrwana z transu. Byliśmy już na lotnisku w Łodzi, mieliśmy jeszcze pół godziny
do wystartowania samolotu.
- Wszyscy ci faceci! Czuję się
nieswojo- mruknął, mrożąc wzrokiem umięśnionego blondyna, uśmiechającego się
lubieżnie.
- Może patrzą się na ciebie?
Niezły z ciebie przystojniak.- zasugerowałam, przerzucając kolejną stronę
gazetki. Sebastian tylko prychnął urażony i złożył ręce na piersi.
- Nie wiedziałem, że zabieranie
cię łączy się z odganianiem napalonych osiłków- jęknął, przeczesując włosy
palcami.
- Sam mi to zaproponowałeś!-
wzruszyłam ramionami z uśmiechem, znowu zajmując się czytadłem. Dwadzieścia
minut później gdzieś z góry rozległ się kobiecy głos, proszący pasażerów lotu
do Rio De Janeiro o wejście na pokład. Wraz z podręcznymi bagażami ustawiliśmy
się w kolejce.
- Ja od okna!- wykrzyknęłam i
niczym małe dzieci zaczęliśmy się przepychać na swoje miejsce. Wtuliłam się w
swoje siedzenie i z triumfalną miną spojrzałam na towarzysza. Miałam fotel tuż przy oknie i mogłam godzinami wpatrywać się w krajobraz nad nami. Środkowy
przewrócił oczami i zajął miejsce obok mnie.
- Nad czym się tak zastanawiasz?-
zapytał, gdy byliśmy już dobre dziesięć tysięcy metrów nad ziemią, a ja wciąż
siedziałam przyklejona do szyby. Uśmiechnęłam się tajemniczo i odwróciłam głowę
w jego stronę.
- Wiesz co? Chyba rozpoczynam w
życiu nowy rozdział. I bardzo się cieszę, że to akurat ty jesteś jego częścią.
___________________________________________________________
MISIAKI! Przepraszam Was ogromnie! Nie dość, że nie zdążyłam dodać rozdziału na czas to jeszcze mam do nadrobienia tyle, że aż wstyd. Ale przecież wiecie, jak to jest- zaczęła się szkoła, jest mniej czasu, a mnie w tym roku wyjątkowo zależy na ocenach, bo przecież to świadectwo idzie w świat :D A jeszcze w poniedziałek miałam pierwszy taki "klubowy" trening, najpierw siłownia, a potem trzy godziny grania, a że to był pierwszy raz, to gdy wróciłam do domu po prostu walnęłam się na łóżko i nie wstawałam przez następną godzinę. Ale nie żałuję, bo coraz bardziej się wdrażam i przez te treningi poniedziałek staje się nagle bardzo wyczekiwanym dniem. I to przyjęcie, czyli coś, co było zawsze moją piętą achillesową wcale nie jest już takie straszne! :)
Dzisiejszy rozdział jest jaki widzicie, baaardzo długi, bo chciałam Wam nadrobić trochę tej mojej nieobecności. Jeśli nie uda mi się dzisiaj nadrobić Waszych opowiadań, to w weekend będę już miała wszystko obczajone. Obiecuję! :)
A tak z wiadomości aktualniejszych, to myślicie, że wygramy ten mecz z Bułgarią? Ja bardzo bym chciała i mam taką nadzieję, ale z taką formą, kiedy obawiamy się o mecze ze Słowacją, czy Turcją, to ja nie widzę na to realnych szans. + Ktoś tam na górze chyba wysłuchał moich głębokich, kilkumiesięcznych (!) modłów o zmianę rozgrywającego. I mam nadzieję, że Andrea to zauważył i w wyjściowej szóstce wystawi Fabiana. Chociaż nie mam nic do Łukasza Żygadły, bo naprawdę bardzo go lubię i jest wartościowym zawodnikiem, ale jak ktoś jest kurczę zupełnie bez formy, to chyba trzeba postawić na coś nowego, prawda? I szkoda mi bardzo patrzeć jak Misiek Winiarski jest bezradny w swoim przyjęciu. I mam nadzieję, że to tylko chwilowy spadek formy. Co myślicie? :)
Następny rozdział za 30 komentarzy :)
Całusy :*
Okej, przegoniłaś mnie ^^ No, opierdzielam się niestety, proszę mi wybaczyć ;)
OdpowiedzUsuńNO TEGO TO JA SIĘ W OGÓLE NIE SPODZIEWAŁAM, AA! Gabi jedzie do Brazylii, jezuniu kochany, ale się jaram :3 I to jeszcze z Sebastianem, bogiem środkowych :3 Jak czytałam rozmowę z Andrzejem to mi samej zachciało się płakać. Szkoda, że nie może mu ofiarować tego, co by chciał. I wcale nie wątpię w to, że przed Karolem rozwiązałby się jej język. Bastian jest tu niesamowity ;) No to niech zaczyna nowy rozdział życia. Żeby wyszedł jej tylko na dobre, bo wiele przykrosci ją juz spotkało.
Też się cieszę, że Fabian wszedł na boisko. Nie mogłam się doczekać :3 A jak już zobaczyłam tą zmianę to prawie wybiłam dziurę w suficie. Stwierdziłam ostatnio, że uwielbiam wszystkich polskich rozgrywających, jak i tych zagranicznych. Koledzy po fachu ;p
Może kiedyś dodam ten rozdział u siebie... Jak skończę czytać 4563573589362 książek na konkurs, jak skończę robić 14935872436t1 zadań z matematyki na konkurs i gdy wreszcie bedę wracała do domu o 15, a nie o 16, bo potem nie mam już na nic czasu :< Moje osobiste przeżycia są dłuższe od oceny rozdziału, jezuniu.
ALE TA GABI SZALONA, NO NO KOLEŻANECZKO ♥
Ruda się wzięła i przestała opierdzielać. xD No to zapraszam na kolejny rozdział ♥ grasz-wygrywasz.blogspot.com
UsuńCieszę się, że Gabi pogodziła się z Wronką;) Ale co z Facu...?? No chyba że się kiedyś w Argentynie spotkają;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam;*
Szczerze mówiąc to nie spodziewałam sie, że Gabi tak łatwo się zgodzi, ale taki wyjazd jest jej potrzebny, odetchnie sobie tam, pozna nowych ludzi, zacieśni kontakty z Sole :D
OdpowiedzUsuńDobrze, że pogodziła sie z Wroną, na pewno byłoby średnio fajnie wyjeżdżać będąc skłóconymi, szkoda, że im się nie udało, mam nadzieje, że Andrzej sobie przygrucha jakąś normalną,miłą dziewczynę :) Ciekawa jestem co się będzie działo w tej Brazylii, no i co będzie się działo jak zdecydują się wrócić do Polski.
Pozdrawiam ;)
No na taki rozwoj wydarzen wlasnie liczylam :D
OdpowiedzUsuńSole podbijasz moje serce coraz bardziej *_*
OdpowiedzUsuńnajpierw Conte, potem Wrona, teraz Sole... nonono! dawno mnie tu nie było, ale już nadrobiłam zaległości:D
OdpowiedzUsuńno niestety, w moim serduszku żałoba, odpadliśmy z turnieju, na który czekałam od bardzo dawna. to boli.
Zapraszam na nowy rozdział 15. "Mógł cię mieć i to zmarnował. Nienawidzę go za to."! http://our-laugh.blogspot.com/2013/09/15-mog-cie-miec-i-to-zmarnowa.html
Rozbraja mnie Sole, szczególnie na tym lotnisku :D tak jakby był zazdrosny. A może ci faceci jednak na niego patrzeli? Haha :D chciałabym, żeby Gabrysia była z Wroną. No ale Sole też mi się widzi :D a co do meczu, to masakra. Ryczałam przed komputerem. Strasznie mi szkoda naszych orzełków. Wyobrażam sobie, co muszą czuć. Ciągle nie mogę uwierzyć, że nie zagrają w ćwierćfinale. Ciągle myślę, że to tylko głupi sen. :(
OdpowiedzUsuńJejka jak ja czekałam na nowy rozdział ale nie spodziewałam się czegoś tak cudownego. Duet Sole i Gaba jest po prostu genialny:) Nawet już nie prorokuje z kim bd Gaba bo już tyle razy mnie zaskoczyłaś... I chyba zaraz sama nabije Ci te 30 komentarzy bo już nie mogę się doczekać :) Buźka :)
OdpowiedzUsuńJednak pojechała z Sole do tej Brazylii. Ciekawe jak się tam odnajdzie i czy rzeczywiście zacznie tam nowe życie, czy na złość wrócą stare grzeszki??
OdpowiedzUsuńNo i przegrali!!!! Katastrofa, całkowita katastrofa!
Dobrze, że Gabi z Andrzejem się pogodziła, mam nadzieję, że gdy wróci do Polski to odbudują swoją przyjaźń....
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa co wydarzy się w Brazylii
czekam na kolejny :)
Pozdrawiam
Już myślalam ze nas opuszcasz. Czekam na nStepny
OdpowiedzUsuńKiedy nastepny ?
OdpowiedzUsuńjuż mi się mój nowy kumpel przypomniał przy tej Brazylii i taka nasza rozmowa o Jezusie :D
OdpowiedzUsuńAndrzej <3 ja chce ich razem no :( łamiesz mi serduszko, wiesz?
Sole jest fajny śmieszny i kochany. ale i tak wolę Andrzejka.
myślę, że Gaba odreaguje w Brazylii :D
iśka
Świetny rozdział! :D
OdpowiedzUsuńGabi postąpiła dosyć lekkomyślnie, godząc się na podróż z Sole do Brazylii. No ale w życiu warto czasem zaryzykować. ;)
Cieszy mnie to, że Gaba wyjaśniła wszystko z Andrzejem. Dobrze, że pomimo tego, co się między nimi wydarzyło, są nadal przyjaciółmi. :)
Martwi mnie tylko, co u Facundo. Czyżby naprawdę tak łatwo jej odpuścił?
Już się nie mogę doczekać kolejnych rozdziałów! :D
Pozdrawiam.
PS. Niestety z Bułgarią się nie udało... A było tak blisko! Jeszcze długo to będę przeżywała... :'(
Uwielbiam Cię :D Kocham tą historię. Dobrze, że Gabi pogodziła się z Andrzejem :) Na jej miejscu chyba też bym zaryzykowała z tym wyjazdem, a szczególnie z takim facetem jak Sole :p
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Ah kochana pisz nastepny :D
OdpowiedzUsuńNadrobiłam wszystkie rozdziały i powiem ( napiszę) jedno... całe opwaiadanie jest świetne :D Mam nadzieję, że historia Gabi będzie dłuuuuuuuga ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :D Mam nadzieję jednak, że Gabi będzie z Facu :) Pisz dalej, bo wychodzi Ci to świetnie. :)
OdpowiedzUsuńGenialneeee :) nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ;) masz talent :)
OdpowiedzUsuńJejku ja chce juz kolejny :(
OdpowiedzUsuńUwielbiam tego bloga! Piszesz naprawdę ciekawą historię, masz do tego smykałkę. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńCzeekam
OdpowiedzUsuńDodaj szybko następny, bo nie wyrabiam. Zrób to dla mnie. Swojej najwierniejszej czytelniczki.
OdpowiedzUsuńMagda
<3
Kiedy następny ?
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział nie mogę się doczekać następnego :)
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie nadrobiłam całe tylko cos długo nowego nie ma :)
OdpowiedzUsuńDobra nabijam do 30 czekam na nowy :)
OdpowiedzUsuńCiekawe co teraz będzie z Gabą i SOle :)
OdpowiedzUsuńChyba już będzie trzydziesty więc czekam na nowy :)
OdpowiedzUsuńAle ci nabiłam licznik! haha Dobra, zaczynam od początku. :) Z góry przeprasza, jeśli będę gadać od rzeczy. Czasem tak mam.
OdpowiedzUsuń*Gabriela na początku była stanowcza i twarda. Podobała mi się. Chciała stawiać na swoim i faktycznie jej to wychodziło. Zawodnicy bardzo szybko ją zaakceptowali, co mnie absolutnie nie zdziwiło. Oni są po prostu jak takie miśki do przytulania. :) Na początku był Kłos, a potem wszystko stało się jasne! heh na początku naprawdę myślałam, że coś pomiędzy nimi będzie, ale potem z rozdziału na rozdział miałam wrażenie, że oni po prostu do siebie nie pasują. Jako przyjaciele, tak, bo oboje byli pewni i radośni. Ale para? Nie to się nie mogło udać. Potem wszystko się rozjechało i do Skry przybyli nowi zawodnicy:) Facundo i Andrzej. Ten pierwszy był tajemniczy, przystojny i męski, a która by nie chciała mieć takiego faceta? Jednak czuło się, że jemu może zależeć tylko na jednym, a potem odejdzie w świat i nie będzie go obchodziło, czy jego ex się zabije z rozpaczy, wpadnie w depresję, czy jeszcze inne cholerstwo..
Z Wronką łączyła ją jakaś więź.. Byli ze sobą blisko, kiedyś. Miałam nadzieję, że może coś z tego wyjdzie, bo Andrzej tutaj, to naprawdę wartościowy człowiek i najwspanialszy przyjaciel. No właśnie, przyjaciel.. Czy Gaba poświęciłaby przyjaźń za uczucie, którego nie była pewna? Wydaje mi się, że nie.
W między czasie z Gabrysią zaczęło się coś dziać. Zmieniła się. Stała się bardziej wrażliwa, choć może już wcześniej taka była, tylko nie okazywała tego. Zabrakło w niej optymizmu i walki o samą siebie. Już nie była zdecydowana i pewna siebie. Zaczęła bać się o każdą swoją decyzję. Wpływ wszystkich tych wydarzeń, czy może zrzucenie maski?
*Facundo zachował się jak skończony gnojek. Co on chciał udowodnić, że każda dziewczyna na świecie nie jest w stanie mu się oprzeć? Pomylił się, a ja może i jestem w tej chwili pomiotem szatana, ale się z tego cieszyłam. W głębi duszy chciałam, żeby Gabrysia już na samym początku kopnęła go we właściwe miejsce i powiedziała żegnaj. Cóż, jak wiadomo wszystko co zakazane i owiane tajemnicą, przyciąga najmocniej.
*Andrzej mógłby zostać moim starszym bratem, naprawdę. Chętnie bym go podmieniła! Kochał Gabrysię od początku i nie przestał nawet kiedy go zostawiła. Takiego faceta to ze świecą szukać. Ale tak z drugiej strony to czy on był pewny, że to co czuj, to miłość? Myślę, że tak mu się wydawało, ale on sam nie był pewny.. albo przez wzgląd na stare dobre lata, nie chciał się nad tym zastanawiać. Z trzeciej strony ( ;] ), Gabrysia uciekła, bo bała się rutyny, a ja sądzę, że ich życie razem byłoby właśnie taką rutyną. Może spotkanie po latach coś by zmieniło, ale nie mogła być tego pewna.
*Sebastian. Czego więcej trzeba? Sama jego obecność podnosi na duchu Gabrysię, a jeśli pozwala się jej wypłakać na ramieniu i słucha tego, co ona ma do powiedzenia, to śmiało można go nazwać prawdziwym przyjacielem. Zastanawiam się tylko, czy z tego będzie coś więcej, czy zatrzymasz ich uczucia na etapie przyjaźni?
Kończąc mój przydługi wywód...
Mieszasz. Bardzo mieszasz, ale dzięki temu czytelnik się nie nudzi. Czasem ma za złe, że coś się dzieje nie po jego myśli, ale jest ciekawy dalszego przebiegu.
Kibicuję Gabrysi!
Nie Andrzejowi, nie Facundo, nie Sebastianowi.
Solidarność jajników! Będę jej mentalną podporą i będę jej kibicować z całych sił, aż nie znajdzie tego jedynego księcia z bajki, nie założy z nim rodziny, nie będzie szczęśliwą żoną i nie pozbędzie się wszelakich problemów i oczywiście dalej będzie pracować z siatkarzami, i wróci do Polski.. (a przynajmniej mam taką nadzieję! :))))
Całuję:***
+ O cholera jak na to patrzę to mi się słabo robi!!
UsuńZapomniałam dodać, że Mariusz i Arek to moje dwa najwspanialsze słoneczka w pochmurny dzień.. Oczywiście zaraz po Gumie :))
Definitywny koniec!
:DD