poniedziałek, 29 lipca 2013

Doce

Był taki czas, w klasie maturalnej. Ostatnie miesiące szkoły, matura, snucie planów, wyjazdy na wszelkie możliwe koncerty i w mniejszym lub większym stopniu- uczenie się na najważniejszy egzamin w życiu. Nie pamiętam, kiedy to wszystko wyszło. Pewnego dnia po prostu zostaliśmy parą, nikt z nikim tego nie ustalał- widocznie tak miało być. Na początku było wspaniale- wspólne wypady na miasto, spędzanie razem czasu, chodzenie za ręce, pocałunki, całonocne rozmowy. Mogłabym ten epizod nazwać swoją pierwszą miłością, chociaż po kilku latach czuję, że to było tylko zwykłe zauroczenie. Nic się nie popsuło, cały czas panowała istna sielanka. Andrzej miał siatkówkę, ja miałam psychologię i te dwa tematy nigdy nie gryzły się ze sobą. Po prostu, pewnego sierpniowego dnia ubzdurałam sobie, że nie chcę tak żyć. Przecież było tak dobrze, czemu miałabym uciekać? Bałam się odrzucenia, ciągłych rozstań? I teraz, nagle, po tylu latach uderza mnie pewna aż nazbyt oczywista odpowiedź na to pytanie- bałam się rutyny. Nie chciałam, żeby wszystko było w moim życiu tak samo. Chciałam zwiedzać świat, podróżować, poznawać ludzi. A jak mogłam to robić, będąc związana tylko z jednym facetem? Przez kilka tygodni starałam się lekceważyć ten strach, lecz po tym czasie uznałam, że nie ma to najmniejszego sensu. I wtedy… uciekłam, bez żadnego wyjaśnienia. Zostawiłam tylko krótki liścik, wygnieciony i sponiewierany, pokreślony,  pisany i poprawiany setki razy. Było na nim kilka słów, które wbijały mi się niczym sztylet w serce. Każda kropka nad i była katorgą- nie chciałam przecież ranić ukochanej mi osoby, ale musiałam. „Przepraszam, ale nie mogę tak dłużej. Nie szukaj mnie. Żegnaj” – to były moje ostatnie słowa. A potem wyjechałam na studia, czując dwie sprzeczne emocje- wyrzuty sumienia i radość z odzyskanej wolności.  Czas spędzony w Gdańsku był niezapomniany. Zmieniłam się, poznałam tajniki psychologii, znalazłam swoją drogę zawodową w życiu. Pod względem towarzyskim też było nieźle,  miałam wielu znajomych, przez moją sypialnię również przewinęło się kilku mężczyzn, ale nie były to stałe związki. Nie chciałam się wiązać, starałam się zapobiec rutynie, każdego dnia wybierałam inną drogę na uczelnię, codziennie stawiałam sobie jakieś wyzwanie. A teraz? Teraz chyba z tego wyrosłam. Wracam taksówką z imprezy, która się jeszcze nie zakończyła- to zupełnie niepodobne do starej Gabrieli, bo tamtą trzeba było wyrzucać (lub wynosić) z domówek. Samochód jedzie przez ciche uliczki Bełchatowa, a po kilku minutach kierowca wystawia mnie pod domem. Dziękuję mu, płacę, wchodzę na klatkę schodową, otwieram drzwi frontowe. Zamykam je i spoglądam w lustro wiszące w przedpokoju. Te wszystkie retrospekcje nasuwają tylko jeden wniosek: Chyba dojrzałam i jestem gotowa na coś nowego.

Następnego dnia wszyscy zawodnicy wyglądają jakby powstali z martwych. Gdy weszłam na halę w celu poproszenia Miguela o przekazanie mi pewnego dokumentu, wszyscy siatkarze snuli się po sali, a piłki leżały w kącie- widocznie kac morderca nie przepadał za ich odgłosem uderzających o ziemię... Karol zamiast się przywitać, spojrzał tylko na mnie przekrwionymi oczami, jakby chciał prosić o wybawienie. Wzruszyłam tylko ramionami.
- Trzeba było nie pić!- rzuciłam do wszystkich, uśmiechając się wesoło. Zatorski aż zatkał uszy, zapewne niezadowolony z mojego optymistycznego okrzyku. Falasca spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem, chociaż tak bardzo mrużył oczy, że nie byłam pewna, czy w ogóle na mnie patrzy. Oddałam mu papiery i ruszyłam w stronę wyjścia.  W gabinecie zajęłam się przepisywaniem na czysto kilku dokumentów. Kursowałam tylko między laptopem, a drukarką, porównując zapisane czarnym tuszem kartki. W połowie tejże przebieżki rozległo się pukanie do drzwi. Nie czekając na odpowiedź, niezapowiedziany gość wszedł i przywitał się z rozbrajającym uśmiechem.
- Cześć, Facu- odparłam tylko, pokazując mu miejsce na fotelu- Co cię do mnie sprowadza?- zapytałam, wciąż porównując oba pliki. Coś mi się w nich ewidentnie nie zgadzało. Ze zmarszczonym czołem odsunęłam je od siebie. Gdy uniosłam wzrok, kartki wypadły mi z rąk i z głośnym szelestem poleciały pod biurko. Conte wcale nie usiadł na miejscu, tylko stał przede mną, kilkanaście centymetrów od mojej twarzy. Wstrzymałam oddech na kilka sekund, wpatrując się w jego czekoladowe oczy. On uśmiechnął się figlarnie i zawinął sobie kosmyk moich włosów wokół palca. Odwzajemniłam uśmiech i położyłam mu dłonie na ramionach. Wtem, rozległo się natarczywe pukanie do drzwi. Odskoczyliśmy siebie niczym poparzeni, a ja prawie wpadłam na biurko. Drzwi otworzyły się z impetem, a w nich pojawił się Stefan Antiga.
- Przepraszam, że przeszkadzam, mam dla ciebie jakieś papiery od Miguela- wyrzucił z siebie jednym tchem, podszedł do mnie, wręczył mi niebieską teczkę, przeprosił jeszcze raz i wyszedł. Kiwnęłam głową na znak podziękowania, lecz on już zniknął w korytarzu. We Francji chyba nie mają klamek, wrota do gabinetu pozostawił bowiem otwarte. Facundo nerwowo przeczesał włosy, a ja założyłam kosmyk włosów za ucho. Po raz kolejny raz nam przerwano, ale chłopak chyba nie bardzo się tym przejął. Przyciągnął mnie do siebie, a gdy do zetknięcia naszych warg pozostawały sekundy, kroki w pobliskim korytarzu znowu odciągnęły nas od siebie. Francuz znów pojawił się w pokoju- okazało się, że zapomniał długopisu, który był w teczce. Z morderczym spojrzeniem oddałam mu przedmiot, a on nieświadomy niczego, znów pożegnał się wesoło i podreptał w stronę wyjścia. Nam przeszedł już cały zapał na cokolwiek i romantyczne zapędy musiały jeszcze poczekać.
- Do zobaczenia jutro- bąknął tylko i wyszedł z gabinetu, pozostawiając mnie w totalnej rozsypce. Pragnęłam go dogonić i rozkazać dokończenia tego, co zaczął, ale zaniechałam tego i w geście załamania złapałam się tylko za głowę i próbowałam zapomnieć o tym incydencie. Czekało mnie jeszcze dużo pracy.
W  domu oglądałam powtórkowy mecz Djokovica z Ferrerem. Serb przed chwilą przełamał przeciwnika i miał szansę na wygranie seta. Upijając kolejny łyk miętowej herbaty i wodząc wzrokiem za żółtą piłeczką, usłyszałam dzwonek do drzwi. Z ociąganiem podniosłam się z kanapy i odstawiłam kubek z gorącym napojem. Gdy chwyciłam za klamkę, moim oczom ukazała się szara koszulka z motywem z Gwiezdnych Wojen. Uniosłam wzrok i natrafiłam na zdecydowaną twarz Latynosa.
- U nas w Argentynie jest takie przysłowie…- zrobił efektowną pauzę, uśmiechając się przy tym zniewalająco- do czterech razy sztuka. A teraz właśnie wypada ten czwarty- dodał i bez zbędnych ceregieli przyciągnął mnie do siebie. Wplótł palce w moje włosy, a ja niczym sparaliżowana czekałam tylko na dalszy rozwój wypadków. Delikatnie musnął moje wargi, jakby dopiero teraz reflektował się i chciał mnie zapytać o zgodę. W przypływie pewności siebie stanowczo oddałam pocałunek i przylgnęłam do niego całym ciałem. Pewniej błądził swoimi ustami po moich, doprowadzając mnie niemalże do ekstazy- całował wspaniale, jak nikt inny. Był delikatny, opiekuńczy, a jednocześnie dziki i zwierzęcy w swoich ruchach. W końcu oderwaliśmy się od siebie, zasapani. Serce biło mi jak oszalałe. Oblizałam wargi, chcąc ponownie poczuć smak jego ust. Patrząc sobie w oczy staraliśmy się ustabilizować nasze oddechy. Przytrzymałam się mocniej framugi drzwi, aby się na niego nie rzucić. I wtedy wpadłam na pewien pomysł, którym odpłaciłbym mu za jego wcześniejsze zachowanie. Mój szeroki uśmiech najwyraźniej zbił go z pantałyku, gdyż przybrał skonsternowaną minę.
- Do zobaczenia jutro- powiedziałam i zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Jego zdziwioną minę zapamiętam chyba na bardzo długo… Kilka sekund później rozległo się natarczywe pukanie.
- Oglądam mecz, przeszkadzasz mi- zarzuciłam, rozbawiona spoglądając przez judasza.
- Ale… Gabriela!- rozległ się jego przytłumiony jęk rozpaczy. Ja tylko zaśmiałam się pod nosem.
- Do jutra!- Krzyknęłam i wróciłam do swoich spraw. Conte jeszcze przez chwilę pojęczał pod drzwiami, ale widocznie wystraszył go ratlerek pani Kasi, mojej sąsiadki, który na te marudzenie zaczął ujadać ze wnętrza mieszkania na przeciwko.
- Jeszcze tu wrócę!- wykrzyknął, a potem zbiegł po schodach z głośnym tupotem.
- Powodzenia…- odszepnęłam z uśmiechem, chociaż wiem, że nie mógł mnie już usłyszeć.

Starałam się nie myśleć o tym, co zrobiłam. Przecież od samego początku mojej pracy tutaj obiecywałam sobie, wręcz się zarzekałam, że nie zwiążę się z nikim z klubu. Przecież to był totalny absurd, przyszedł sobie Facundo i wszystko mi rozsypał. Bo teraz już wszystko chyba jest przesądzone i nie ma odwrotu od tej chorej sytuacji. Zresztą, czym ja się przejmuję? Inna dziewczyna na moim miejscu skakałaby ze szczęścia, ale ja… Nie chciałam dopuścić do siebie radości. Bo życie przekonało mnie, że „miłość” może się w każdej chwili skończyć.
____________________________________________________
MORDY MOJE! Nawet nie wiecie, jak się za Wami stęskniłam przez te dwa tygodnie! Rozdział chyba przełomowy, niezbyt długi, ale taki, żeby zrekompensować Wam moją nieobecność. Boże, mam tyle do nadrabiania! Nie wiem, czy dzisiaj się wyrobię, ale do końca tygodnia będę na bieżąco we wszystkim. 
+ Dziękuję Wam za nominacje do Liebster Award i The Versatile Blogger! To naprawdę miłe, że takie rzeczy są organizowane. 
I wiecie co? Żeglarstwo to naprawdę fajna sprawa. Suwalszczyzna też jest wspaniała. I piesze wycieczki, i kajaki, i granie w ziemniaka w deszczu i nawet te pieprzone marszobiegi. I zatrzaskiwanie się w nieswoim pokoju w środku nocy. Chociaż nie, tego ostatniego nie polecam, bo po dłuższym czasie zaczynają się pojawiać dziwne myśli, typu: kogo zjemy jako pierwszego, gdy skończą się snickersy.
Do następnego kochane! :*

12 komentarzy:

  1. Podziwiam jej samozaparcie!!! Miała jaja skoro zatrzasnęła mu drzwi przed nosem!
    Co do Andzreja to w sumie ją rozumiem, była zbyt młoda na stały związek, dusiła się. Mogła jedynie załatwić to rozstanie inaczej - liścik to złe wyjście.
    Pozdrawiam i witam spowrotem:)
    Nowość na http://mynieistniejemy.blogspot.com/.

    OdpowiedzUsuń
  2. MORDO MOJA, a jak się za Tobą stęskniłam to sobie nawet nie wyobrażasz ♥
    Trochę mi szkoda, że z Andrzejkiem jej nie wyszło. I jeszcze się pożegnała w taki sposób. Mieliśmy wtedy do czynienia z niegrzeczną Gabi ;) no, ale potem zjawił się ten Latynos (omatkomatkomatkomatko!) i rozkochał w sobie biedną dziewczynę. A ona nic na to nie poradzi, bo to przecież jest Facundo. A jemu się raczej nie odmawia, choć ona zrobiła to p e r f e k c y j n i e ! Chwała Bogu, bo kto wie co potem by się stało! Jak ten Antiga pierwszy raz wszedł do tego gabinetu to mu wybaczyłam, ale jak wsadził nos po raz drugi to myślałam, że Francuzika zabiję. Całe szczęście, że ten Cudowny Pan wpadł na pomysł, aby napastować ją wieczorem. Jestem tylko ciekawa co też ten Conte wymyśli na kolejnym treningu i jak zareaguje. Chociaż bardziej obawiam się chyba kolejnej konfrontacji Gaba-Endrju. ;3
    To żeś się wybawiła tam hen hen daleko ode mnie. Spiekłaś się chociaż? Bo ja Ci powiem, że ja tak. W sobotę byłam nad naszym pięknym, polskim morzem i teraz jestem cała czerwony. Brawa dla mnie, bo się nie namaszczałam niczym. Dopiero teraz pokutuję. Nie roztopiłaś się wczoraj ani dzisiaj? Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku, jejko ale się stęskniłam :D długi czas bez nowych rozdziałów mi szkodzi :D z góry przepraszam za błędy, ale sobie siedze na balkonie, ciemno jest i nie widze co pisze xD
    Oh, jakieś krótkie wyjaśnienie o co chodziłoi z Andrzejkiem, dokładnie na to czekalam xD Chociaż oczywiście nie jestem tym do konca zaspokojona bo, ponieważ, dlatego iż, mi ciągle mało Wrony w życiu Gabi :d No co ja poradzę, że jestem w nim niezaprzeczalnie, totalnie zauroczona? :D
    Gabi to zło wcielone, bardzo dobrze potraktowała Conte, to wypchnięcie go za drzwi i zostawienie takiego napalonego zdecydowanie go czegoś nauczy i bardzo dobrze :D po cichu liczę na jakis kolejny fragmenick z punktu widzenia argentynczyka, bo ciekawa jestem co mu tam teraz w głowie siedzi :D mam nadzieje, że już bardziej zmądrzał i już nie chce tylko Gabi zaliczyć, bo byśmy się pogniewali :D
    W tej drużynie to wesoło mają, wszyscy zawodnicy na kacu łącznie z trenerem, to się nazywa team spirit :D



    PS: może jednak jakiś mały, malusieńki, taki tyci-tyci romansik z Wroną?

    OdpowiedzUsuń
  4. Nareszcie wrociłaś :D Nawet nie wiesz jak się cieszę, kocham Twoje opowiadanie :)
    A rozdział genialny. Ten pocałunek, Facu i w ogóle wszystko... hmm, rozmarzyłam się ;p Dobrze, że Gaba tak łatwo nie daje za wygraną. A niech się Conte stara, a co :p
    + Dziękuję serdecznie za nominacje, nie jestem pewna czy zasłużyłam na takie wyróżnienie. Odpowiem na nie jak tylko wrócę do domu :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział super Nareszcie wróciłaś bardzo się ciesze i czekam na następny Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzisiaj zaczęłam czytać twój blog. Jest on świetny. Starsznie wciąga i mam ochotę po prostu czytać więcej i więcej.;D Czekam na więcej i zapraszam do mnie volleyball-lost-dreams.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział świetny, cieszę się ze już wróciłaś :)
    Czekam na kolejny :)

    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Witaj znowu :) I o matko *.* To było takie cudowne awwww <3 Mam nadziej, że następny będzie dłuższy :) No i że Wronka to się nam chłopak jeszcze nie podda :)
    PS mojego bloga z pewnych przyczyn już nie ma ale tutaj będę zaglądać regularnie, bo ten blog jest świetny !:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Kurczę dziewczno ty to masz talent do pisania! :D opowiadanie jest bardzo wciągające :) i masz też wielkiego plusa za to że w opowiadaniu jest Conte :D Pozdrawiam ;*

    Jeśli masz czas i ochote to wpadnij:
    http://po-prostu-kochaj-siatkowke.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Jaki ty masz talent do pisania !!
    znalazłam twojego bloga i kocham go <33
    jest boski :D
    Pisz szybko kolejny :3
    Zapraszam do mnie:

    http://szalonezyciezsiatkarzami.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej! Twój blog nieźle wciąga. Już się nie mogę doczekać, co będzie dalej. :D
    Gabrysia... Imię to przypomina mi z bohaterkę Jeżycjady M. Musierowicz. Też była bardzo samodzielna i potrafiła słuchać innych. Masz u mnie dużego plusa, bo od razu tą dziewczynę polubiłam. ;D
    Ona i Conte to świetna para. Martwię się tylko Wroną, żeby tego nie popsuł. Nie warto marnować takiej przyjaźni dla kłótni...
    Pozdrawiam. :)
    PS. Dzięki za miły komentarz pod jednym z moich rozdziałów. Nawet nie wiesz, jak mi poprawiłaś tym humor. ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Hi! I could have sworn I've been to this site before but after browsing through some of the post I realized it's new to
    me. Nonetheless, I'm definitely delighted I found it and I'll be book-marking and checking back often!


    Here is my site; on-page seo

    OdpowiedzUsuń