Gdy dwie godziny później
wychodziłam ze swojego gabinetu, za sobą usłyszałam kroki. Po chwili Facu
zrównał się ze mną i przywitał.
- Podobały mi się dzisiejsze
zajęcia- przyznał, a ja- nie wiadomo czemu zaczęłam iść szybciej.
- Cieszę się- odparłam,
otwierając drzwi wejściowe.
- Może cię podwieźć?- zapytał
usłużnie
- Nie, dzięki. Jest taka ładna
pogoda- zauważyłam, a gdy skończyłam mówić, na nos spadła mi pierwsza kropla
deszczu. Chłopak uniósł jedną brew. Gdy mierzyliśmy się spojrzeniami w
milczeniu, z jednej kropli deszczu zrobiło się kilkadziesiąt
- A może jednak?- kontynuował,
wciąż stojąc w bezruchu. Wzięłam głęboki oddech- Przecież cię nie zjem- zaśmiał
się wesoło
- Nie byłabym taka pewna-
burknęłam, wtulając twarz w szalik. Facundo wywrócił oczami
- Mieliśmy się integrować, a ty
dajesz taki nieładny przykład. I jak ja mam się poczuć akceptowany w nowej
grupie społecznej?- zapytał, niby załamując ręce. Prychnęłam i dałam się
zaprowadzić do czarnego, terenowego samochodu z przyciemnianymi szybami.
- Idealny do gwałcenia-
zauważyłam, na co chłopak wybuchnął perlistym śmiechem
- Jesteś okropna!- zganił,
otwierając mi drzwi od strony pasażera. Przemokłam już zupełnie.
- Mam to po tacie- wyznałam. On
zaśmiał się ponownie i włączył silnik. Zastanawiałam się jakim cudem nasza
dziwaczna relacja przechodzi od flirtu do przyjacielskiej pogawędki, ten facet
zmieniał nastroje jak w kalejdoskopie. Raz był filmowym romantykiem, a chwilę
później śmiał się razem ze mną z obrzydliwych rzeczy. Naprawdę, nie potrafiłam
go rozgryźć.
- Dałabyś się zaprosić na
kolację?- wypalił, a ja wypuściłam powietrze z płuc
- Szybko działasz- oceniłam, a on
uśmiechnął się tylko, wciąż patrząc na drogę.- Jestem na straconej pozycji,
jeżeli odmówię to wywieziesz mnie do lasu albo Bóg wie jakiej Argentyny-
pożaliłam się, a on fuknął, udając oburzonego.
- Właśnie dlatego pytam o to teraz-
wyznał, a ja zagryzłam usta. Cholera, niedługo zjem je całe.
- Mam pewną zasadę- nie umawiam
się z kimś, z kim pracuję.- odparłam, chociaż wszystko we mnie aż rwało się do
potwierdzenia. Conte nieco się zasępił.
- A jeżeli to byłaby tylko
przyjacielska pogawędka?- zapytał, z nutą nadziei w głosie. Zastanowiłam się
chwilę.
- To chyba nie jest nic złego-
odpowiedziałam po lekkim wahaniu. Chłopak w odpowiedzi uśmiechnął się
promiennie
- Jutro o dziewiętnastej?-
spytał, a ja przytaknęłam.- Świetnie. A teraz, nie powiedziałaś mi jeszcze
gdzie mieszkasz i przez dziesięć minut kursuję jak głupi dookoła hali…-
przyznał, a ja wybuchnęłam śmiechem. Szybko się opanowałam i wytłumaczyłam mu
szczegółowo drogę do mojego mieszkania.
- Teraz będę już wiedział, w
które miejsce po ciebie przyjechać- zauważył, posyłając mi kolejny ze swoich
wspaniałych uśmiechów. Odwzajemniłam go, podziękowałam i w strugach deszczu
pobiegłam do klatki schodowej. Mimo kilku sekund na zewnątrz przemokłam do
suchej nitki. Conte, spadłeś mi z nieba
po prostu. Resztę dnia analizowałam swoje zachowanie z jazdy samochodem, tego
jak wyglądałam, co mówiłam, co robiłam z rękami. Jezu, zachowywałam się gorzej
niż BABA. Nie znosiłam dziewczyn, były takie puste i powierzchowne- to dlatego
zawsze zadawałam się z płcią przeciwną. A teraz co? Teraz zachowywałam się
gorzej niż najlepsza w swoim fachu przedstawicielka płytkiej płci pięknej.
Zdawszy sobie z tego zachowania sprawę postanowiłam jak najszybciej zająć się
czymś, co odciągnęłoby moje myśli od tego pieprzonego Latynosa. Do końca dnia
zajęłam się oglądaniem telewizji, tak długo, że niemal zasnęłam na kanapie.
Przeniosłam się półprzytomna do łóżka, gdzie po chwili odpłynęłam w objęcia
Morfeusza. Rano obudziły mnie krople deszczu bijące o szyby, bo znów
zapomniałam nastawić budzik. Nieprzytomna snułam się po siedzibie klubu, nawet
na książce nie mogłam się skupić. Gdy byłam już w domu, zrypana do cna
papierkową robotą, zadzwonił do mnie Wlazły.
- Cześć Gaba, mam do ciebie
ogromną prośbę- zaczął, przeciągając przedostatnie słowo o wszystkie możliwe
samogłoski, żeby pokazać jak dużą muszę mu oddać przysługę.
- Słucham cię- stłumiłam
ziewnięcie. Czułam się jak zombie.
- Tata Pauliny źle się poczuł,
musimy jechać do szpitala. To chyba nic bardzo poważnego, ale nie mamy się jak
zająć Arkiem. Mógłbym go podrzucić do ciebie?- zapytał, a ja zbladłam
- Dzisiaj?- pisnęłam, myśląc o
odwołaniu spotkania z Facundo
- Jeżeli masz już jakieś plany to
poszukamy kogoś innego, ale wiesz jak cię uwielbia…- przerwał, zapewne
zastanawiając się, co począć z pierworodnym.
- Nie, nie- zaparłam się- mogę
wszystko odwołać. Przywieź mi go, kiedy będziecie wyjeżdżać. I daj znać co z
tatą Pauliny.- dodałam. Na linii rozległo się westchnienie pełne ulgi
- Dziękuję, że to robisz. Wiem,
że stawiam cię znowu w trudnej sytuacji, ale…
- Ale kiedyś kupisz mi domek nad
jeziorem piwem i czekoladą płynący, w zamian za wszystkie przysługi- przerwałam
mu- nie zrzędź już. I jedźcie ostrożnie.
- Jasne, będziemy z Arkiem wpół
do szóstej- wyczułam, że się uśmiecha. Pożegnałam się i odłożyłam słuchawkę.
Jak to dobrze, że miałam numer do Conte! Wykręciłam ciąg cyfr i przyłożyłam
aparat do ucha. Odebrał po trzech sygnałach
- Słucham?- odezwał się zaspany,
chyba wybudziłam go z popołudniowej drzemki.
- Cześć, tu Gabriela.
Przepraszam, ale muszę odwołać dzisiejsze spotkanie. Mariusz dzwonił do mnie i
poprosił o opiekę nad synem… Muszą pilnie gdzieś wyjechać- wyjaśniłam.
- Rozumiem- odparł smutno, a ja
się skrzywiłam. I nagle, wpadłam na pomysł, o który sama siebie bym nawet nie
podejrzewała.
- Chyba, że chciałbyś
potowarzyszyć mi w opiece nad młodym- zaoferowałam. Chłopak natychmiast
odzyskał jasność umysłu.
- A nie będziesz chciała mnie
wykorzystać?- pisnął niczym mała dziewczynka, a ja parsknęłam śmiechem
- Oczywiście, przychodzisz na
własną odpowiedzialność.- powiedziałam z powagą.
- Będę o szóstej- zdecydował i
rozłączył się. Przez chwilę uśmiechałam się jak głupek do telefonu, po czym
odłożyłam go na miejsce. Trzeba trochę ogarnąć mieszkanie…
Równo dwie godziny później
zadzwonił dzwonek do drzwi. Przed progiem zastałam rodzinkę Wlazłych w całej
okazałości.
- Gabriela, przepraszam że
stawiamy cię w takiej sytuacji, Mariusz mówił, że zrezygnowałaś ze swoich
planów…- zaczęła Paulina, ale uciszyłam ją gestem dłoni.
- Wszystko się już wyjaśniło.
Zresztą, nie przegapiłabym bezkarnego obejrzenia Dobranocki- wyznałam, robiąc diabelską
minę. Oboje podziękowali mi jeszcze raz, oddali syna, uprzednio go obcałowując.
Usłyszałam jak odpalają silnik samochodu. Deszcz wciąż dudnił w szyby, a ja
miałam nowego lokatora. Za pół godziny powinien pojawić się kolejny.
- Jadłeś już kolację?- zapytałam,
pochylając się nad Arkiem. Traktowałam go jak poważnego młodego człowieka,
sześcioletni chłopcy nie lubią, gdy mówi się do nich jak do małych dzieci. Mały
pokręcił głową i podał mi plecak
- Chodź, zrobimy kanapki-
zakomenderował, zmierzając w stronę kuchni. Bywał tutaj tak często, że znał
zawartość każdej z szafek. Kolację dla niego przygotowaliśmy wspólnie. Ja nie
miałam ochoty na jedzenie, dopiero co skończyłam obiad. Układaliśmy warzywa w
różne wzory, tańcząc i śpiewając w rytm „Kaczuch”, odtwarzanych na laptopie.
Gdy Arek uznał, że jest już najedzony i znudzony, odezwało się ciche pukanie do
drzwi. Cóż, widocznie w Argentynie nie mają dzwonków. Popędziłam otworzyć, a
moim oczom ukazały się oczy, włosy, szeroki uśmiech i bukiet czerwonych róż.
Uśmiechnęłam się ciepło i wpuściłam gościa. On wręczył mi kwiaty, jakbyśmy grali
w jakiejś banalnej komedii romantycznej.
- Znajdę im jakiś wazon-
wyjaśniłam i zniknęłam w drugim pokoju. Po chwili prezent spoczywał we
wzorzystym kuflu po piwie. Nie byłam przygotowana na tę niespodziankę. Facundo
zdjął buty i powiesił płaszcz na wieszaku.
- Ładnie urządzone- pochwalił,
rozglądając się po mieszkaniu. Cicho podziękowałam i zaprosiłam go do salonu.
Stamtąd wyglądał zaciekawiony Arek, najwidoczniej zafascynowany nowym kolegą.
Conte pomachał mu nieśmiało i ukucnął.
- Cześć- wymamrotał z ogromnym
trudem, a ja spoglądałam na nich rozczulona
- Cześć, jestem Arek, chcesz się
z nami pobawić?- zapytał, a Facundo otworzył szerzej oczy. Spojrzał na mnie z
przerażeniem. Wybuchnęłam śmiechem, spiesząc z pomocą
- Kochanie, wujek Facundo nie
mówi po polsku. On jest z Argentyny.- wyjaśniłam, zrównując się z oba panami
poziomami.
- Szkoda- zasępił się chłopczyk-
ale w Argentynie chyba mają puzzle, nie?- zapytał ochoczo, a ja znów się
uśmiechnęłam
- Macie tam u siebie puzzle?-
zwróciłam się do przyjaciela, a on zmarszczył brwi i po chwili potwierdził.-
Więc możesz bawić się z nami- zezwoliłam, a on odetchnął z ulgą. Naprawdę
denerwował się tym, że nie może porozmawiać z Arkiem normalnie. Kiedy Wlazły
Junior zajął się na dobre układanką z
Kubusiem Puchatkiem, mieliśmy chwilę czasu na rozmowę.
- Czemu jesteś taki
zestresowany?- zapytałam rozbawiona, widząc jakie to dla niego ważne, żeby
dobrze wypaść.
- Trochę… boję się dzieci-
wyznał, a ja starałam się nie zaśmiać mu w twarz.
- Nie chcę przypominać, ale
człowieku- masz prawie dwa metry wzrostu!- zauważyłam, a on przewrócił oczami.
- Dzieci są bardzo inteligentne i
odrzucają cię, kiedy nie sprostasz ich oczekiwaniom- stwierdził naukowo, a ja
parsknęłam
- Bzdura.
- Wcale nie, to potwierdzone
przez naukowców!- zarzekał się
- Nie wiem, jakie macie dzieci tam,
w Argentynie, ale Arek jest bardzo przyjazny. Świetny z niego chłopak. Bardzo
inteligentny jak na swój wiek- broniłam go, nieświadomie mierzwiąc jego blond
czuprynę. Conte nieco obraził się za „tam, w Argentynie”, więc postanowiłam
załagodzić rodzący się konflikt- zresztą, młody po wieczorynce idzie spać.
Właśnie, już dziewiętnasta!- wykrzyknęłam po polsku, a Arek zerwał się z
podłogi i niczym rakieta z pasa startowego i dobiegł do kanapy. Włączył telewizor i
ustawił odpowiedni kanał. Pozwalam mu w swoim domu na zdecydowanie za dużo. Podniosłam się z
drewnianych paneli, a moim przykładem poszedł Conte. Usadowiliśmy się na sofie,
Facundo po lewej stronie, ja po prawej, a Arek na moich kolanach. Puścili moją
ukochaną bajkę z dzieciństwa- Toma i Jerry’ego. Mimo faktu, że widziałam już
wszystkie odcinki, z radością zagłębiłam się w fabułę. Zafrasowana, dopiero po
dziesięciu minutach zdałam sobie sprawę, że Conte bacznie mi się przygląda.
Odwróciłam głowę w jego stronę.
- O co chodzi?- zapytałam, nagle
tracąc zainteresowanie bajką. Chłopak tylko wzruszył ramionami i uśmiechnął się
półgębkiem.- Oglądaj, bo zgubisz wątek- zganiłam go, znów skupiając wzrok na
ekranie. On nadal na mnie patrzył, z lekkim uśmiechem na ustach. Zasłoniłam
twarz włosami, opierając brodę na głowie Arka. Po bajce mały oporządził się do
spania, ułożył na moim łóżku i zażądał opowieści na dobranoc. Kiedy usypiałam
chłopca piosenką o Wojtusiu z Popielnika, Conte siedział koło mnie i przyglądał
się bez słowa.
- Byłabyś świetną mamą-
wyszeptał, kiedy Arek zasnął.
- My, psycholodzy wiemy jak
postępować z dziećmi- odparłam, wstając z miejsca. Okryłam małego Wlazłego
kocykiem i pocałowałam w czoło. Słodki dzieciak. Na palcach opuściliśmy
pomieszczenie, bezgłośnie zamykając za sobą drzwi.
- Jakie były twoje plany wobec mnie,
zanim się nieoczekiwanie zmieniły?- zapytałam w zagmatwany sposób, prowadząc mojego gościa przez
korytarz.
- Najpierw kolacja przy świecach,
jakiś dobry film… Ale to wszystko i tak na nic, bo łóżko jest zajęte…-
westchnął załamany
- Jesteś okropny!- oburzyłam się
i zaserwowałam mu sójkę w bok.
- Uczę się od najlepszych- odparował
z uśmiechem, ukazując rząd białych zębów.- Ale mimo niepowodzenia, kolację
można zorganizować. Masz jakieś dobre wino? Zrobię najlepsze zapiekanki, jakie
jadłaś w życiu!- oznajmił, zmierzając do kuchni. Usadził mnie na krześle przy
stole i kazał czekać.
- Przecież nie masz pojęcia,
gdzie co jest- zauważyłam, a on podrapał się po głowie. Przyznał mi rację i
kazał przygotować kilka rzeczy. Wyjęłam chleb, ser, szynkę, cebulę i kilka
przypraw. Pokazałam, jak włączać piekarnik i znów zostałam oddelegowana do
stołu. Krzątając się po kuchni chłopak zadawał mi różne pytania, sam opowiadał
o sobie i o tym, jak mu jest w Polsce. Przyjął ten kraj bardzo pozytywnie,
chociaż z utęsknieniem wyczekiwał palącego słońca. Musiałam go zmartwić, bo
pierwsze ciepłe promyki powinny pojawić się dopiero za jakieś pół roku. Po
kilkunastu minutach pojawił się z moim, za ciasnym fartuszkiem opasanym wokół
bioder, dwoma talerzami, tą samą ilością kieliszków i butelką wina. Nie mam
pojęcia, jak to możliwe, że jeszcze nic nie wypadło mu z rąk. Sprawnie rozłożył
wszystko na białym obrusie, wlał trunek do kieliszków, usiadł i życzył mi
smacznego. Z nieufnością wzięłam pierwszy kęs chleba. Był wyśmienity i wcale
nie żartował, gdy zapewniał mi najlepszą zapiekaną kanapkę w całym moim cichym,
skromnym żywocie. To chyba wszystko zasługa przypraw.
- Nie wiedziałam, że umiesz robić
takie cuda. Jest przepyszne- pochwaliłam, upijając łyk alkoholu z kieliszka.
Jedliśmy, rozmawiając o pracy, siatkówce (zdziwił się, gdy usłyszał że w
młodości dużo grałam), o rodzinie, ulubionych filmach, muzyce i potrawach.
Rozmowa ciągnęła się bez końca, a od półgodziny talerze były już zupełnie
puste. Postanowiliśmy obejrzeć jakiś film. Nie miałam pojęcia, co wybrał,
usadowiłam się po prostu na kanapie i skupiłam na fabule. Całkiem niezła
komedia. Chłopak miał naprawdę zaraźliwy śmiech. Dziw, że Arek jeszcze się nie
obudził. Nawet nie wiem w którym momencie oparłam się o ramię mojego towarzysza
i zamknęłam oczy. Byłam jak po lekach odurzających, wszystkie bodźce do mnie
docierały, aczkolwiek nie mogłam unieść powiek ze zmęczenia, które coraz
bardziej dawało się we znaki. Po jakimś czasie film się skończył. Usłyszałam
cichy śmiech Facundo.
- Nie nadajesz się na oglądanie
filmów wieczorami, co?- czułam, że mi się przygląda. Kilka minut później wstał
i starając się mnie nie obudzić ułożył wygodniej na kanapie i okrył leżącym w
pobliżu kocem. Mógłby mnie nawet wyrzucić przez okno, a ja nie rozchyliłabym
powiek. Czułam się taka… bezpieczna. Chłopak nachylił się nade mną i pocałował
w czoło. Wyłączył telewizor, pogasił światła, ubrał się i wyszedł, cicho
zamykając za sobą drzwi. Nie mam pojęcia, co w tym wszystkim było snem, a co
rzeczywistością.
____________________________
Cześć! Dzisiejsza część wyszła chyba trochę lepiej niż poprzednia, ale nie jest to jakieś wielkie osiągnięcie- tamta to było jakieś apogeum rozpaczy. Macie trochę Conte, rozkręca się fabuła... Wiecie, że pisząc właśnie o tym Argentyńczyku mam przed oczami Sebastiana Sole? Ale cii, bo to moja skryta miłość od kilku lat, a zupełnie nie pasował mi do tego opowiadania... XD I muszę się pochwalić- wyszarpałam ze zdradzieckiego ticketpro bilety na mecz Polska-Argentyna w Bydgoszczy! Zdecydowanie bliżej od mojego rodzinnego miasta, więc nie będę aż tyle tłukła się po Polsce. Poza tym, w tym sezonie średnio raz w miesiącu bywałam na Łuczniczce (szkoła i wspaniali wuefiści organizowali wycieczki na mecze! :)) Mój ostatni mecz w sezonie, czyli pierwszy ćwierćfinałowy mecz z Jastrzębskim okazał się zwycięski dla Delecty- i oby Polska powtórzyła ten sukces! :D
I chciałabym się Was zapytać: czy Wam też bardzo smutno z powodu tego "I rozbioru Delecty Bydgoszcz"? Taki fajny zespół się kreował, pełne trybuny na każdym meczu, a teraz... Nie wiem jak to wszystko będzie :c
Ale sezon klubowy się skończył, teraz tylko reprezentacja! :D
Buziaki dziewczyny i do następnego :*
Apogeum rozpaczy to ty przeżyjesz jak dalej będziesz czytała moje wypociny, kochana :* Conte to jest niezłe ziółko. Matko, jak ja pokochałam tego człowieka w twoim opowiadaniu to sobie nawet nie wyobrażasz. Chciałabym napisać dłuuuugi komentarz, ale nie wiem czy mi się uda ;] Zobaczymy czy Cię zszokuję. I wcale bym się nie obraziła, gdyby taki Facundo odwiózł mnie do domu, a kolejnego dnia nawet mnie odwiedził. O matko, umarłabym w raju. Arek musi być naprawdę fajnym dzieckiem. Wszystkie dzieci w mojej rodzinie przeważnie skrzeczą - no można tak powiedzieć, ale spokojnie po wakacjach dojdą jeszcze bliźniaki i chyba pier*olnę w tym domu na święta, bo już nie mogę przeboleć tego, że te dzieci blokują mi dostęp do komputera. Co gorsza po ich wizycie mój pokój wygląda jakby wybuchła broń nuklearna. *.* Sole twoja miłość, gdybyś ty wiedziała ile ja mam miłości, to byś umarła! Ty szczęściaro jedna! Na mecz Polska - Argentyna?! Zabierz mnie ze sobą. Ja się ponoć wybieram na Memoriał ^^ To byłby pierwszy mój mecz reprezentacji Polski. xD Bo swoją ligową reprezentację to mam oblukaną, mniej więcej byłam na wszystkich wyjazdach po mazowszu. A bywało, że dziewczyny zostawały bez sypaczy. No cóż skoro dwie rozgrywające nie mogły jechać...Nie lubię tego rozbioru Delecty. :( Chciałabym żeby znowu wrócili do składu, ale nadzieja matką głupich. Chociaż... nie narzekam na Wronkę w Skrze ani na Antigę. A Konar w Resovii będzie się rozwijał - to mu wyjdzie na zdrowie. A reszta chłopaków to już w ogóle kosmos - co oni poczną. Grunt, ze zostaje Wika. Jak ja kocham tego faceta :3 I Ciebie też kocham - jeszcze Ci tego nie mówiłam, także już wiesz.
OdpowiedzUsuńI jednak wyszedł długi komentarz w tym, że więcej jest tu moich urzekających historii niż oceny rozdziału, który i tak jest świetny, bo inaczej nie mogłoby być.
Całe ręce mam pozdzierane, kobieto... Nie ma to jak uczestnictwo w młodzieżowych zawodach strażackich i bieganie jak debil po ulicy, bo gdzie ja mam niby to ćwiczyć. Fajnie się rozwija węże ;]
Przepraszam za to coś, tam u góry. Mola litania się skończyła, dziękuję :*
Ojacieżpierdzielę *.* Miłego czytania mojego komentarza.
UsuńA ja zapraszam Cię na czternastkę, świeżutką. http://grasz-wygrywasz.blogspot.com/2013/06/czternascie.html
UsuńConte, Conte, Conte ... Jestem na TAK! Uwielbiam go! Rozdział świetny ;)
OdpowiedzUsuńTak więc informuję :)
Zapraszam bardzo serdecznie na trzeci rozdział na przeszlosc-nie-zniknie.blogspot.com
Dziękuję za miłe komentarze,
całuję, camilla.;*
Żartujesz?! Wycieczki szkolne na mecze?! Dziewczyno! :D Dużo bym oddała za taką szkołę :D
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału to mega mnie rozczulił nooo... I nie wiem teraz co napisać... :)
Całuję,
K.
Conte to świetny facet z poczuciem humoru :) Na początku nie byłam co do niego przekonana, ale teraz jestem jak najbardziej na tak ;)
OdpowiedzUsuńBardzo udany rozdział :)
Również wybieram się do Bydgoszczy na mecz. Może się zobaczymy? :D Ja mam do Łuczniczki jakieś 260 km, czyli jakieś 4 godziny jazdy. W dodatku jest to w zakończenie roku i wyjeżdżam krótko po apelu. Czyste szaleństwo, ale czego nie robi się dla siatkówki :p Kocham mojego tatę,za to że zgodził się na ten pomysł <3
Co do Delecty, to też nie podoba mi się ten rozbiór. Zespół pokazał, że na wiele go stać i myślę, że w następnym sezonie mógłby dojść do finału, a nawet go wygrać. No, ale cóż, szkoda.
Pozdrawiam :*
"Idealny do gwałcenia" haha dobre to było :) A tak wgl to rozdział świetny co raz tu lepiej ale chyba nie będzie tak przez cały czas słodko ? Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na mój nowy (drugi) blog :) Charakter troszkę inny, ale motyw jak najbardziej siatkarski.
OdpowiedzUsuńprzyjaciel-nie-na-zawsze.blogspot.com
Mam nadzieję, że się spodoba ;)
całuję, camilla.;*
Dużo bym dała za taką szkołę !
OdpowiedzUsuńConte jest świetnym chłopakiem, opiekuńczym, myślę, że z Gabi byli by dobrymi rodzicami ;)
Pozdrawiam :)
nie kibicowałam Delekcie, ale mimo to szkoda mi jej.. klub mógł walczyć o lepsze osiagnięcia w przyszłym sezonie, gdyby nie ten "rozbiór"... zobaczymy jak losy potoczą się dalej!:)
OdpowiedzUsuńjuż jutro mecz z Francja<3
rozdział świetny, bardzo podoba mi sie żartobliwy, a jednocześnie czuły Facu <3
zapraszam na rozdział szósty- http://siatkowkatonietylkosport.blogspot.com/