Następnego dnia wyruszyłam do
pracy w dość dobrym humorze, ale to chyba wszystko dzięki pogodzie. Na zewnątrz
było pięknie- słońce słało wesołe promyki w każdą stronę, wiał przyjemny
zefirek, a październikowy park przybrał pomarańczowe, żółte i czerwone barwy.
Wdychałam jesienne opary poranka, zmierzając w stronę hali. Chłopacy mieli
jeszcze dziesięć minut treningu, podczas gdy ja rozsiadłam się w swoim gabinecie i sięgnęłam po nową
książkę. W wakacje wyposażyłam się w kilka „świeżych” powieści, a każda z nich
była grubości mojej talii albo i większa. Praca w klubie ma wiele plusów, ale
najlepsze jest chyba to, że wyedukuję się tu jak nigdzie indziej. Chociaż, po
kilku latach mogą mi się skończyć dobre książki… Rozmyślania przerwało
cichutkie pukanie do drzwi. Krzyknęłam „proszę”, a w nich ukazała się
rozczochrana, czarna czupryna. Jak zrozumiał moją komendę, skoro w Polsce był
dopiero kilka dni? Zagadka. Conte posłał mi nieśmiały uśmiech, zupełnie
niepodobny do jego zachowania sprzed kilkudziesięciu godzin. Odwzajemniłam go i
machnęłam ręką, żeby nieco go ośmielić. Zamknął za sobą drzwi i usiadł na
krześle naprzeciwko mnie. Klienci zazwyczaj wybierali opcję kanapy, ale nie
przeszkadzało mi to, że siedzi koło mnie przystojny, wysoki Argentyńczyk o
nieziemskich, brązowych oczach. Jezu, chyba zapomniałam oddychać. Wzięłam
głęboki wdech i następny, i kolejny. Tak na wszelki wypadek. Zawsze miałam
słabość do Latynosów.
- Co cię do mnie sprowadza?-
zapytałam po hiszpańsku, a on uniósł brwi w niemym zdziwieniu. Chyba nie
przypuszczał, że znam jego ojczysty język. Uśmiechnął się, nieco bardziej
rozluźniony.
- Wypadałoby, gdybym się najpierw
przedstawił- miał cholernie zniewalający uśmiech…Odrzuciłam myśl rzucenia się
na niego. Dziewczyno, opanuj się!- Facundo, ale to głupie imię, a niewiele da
się z niego zrobić, więc znajomi mówią mi Facu- podał mi dłoń, a mnie powróciło
odrobinę pewności siebie. Zabawni ludzie są również inteligentni, a z nimi
łatwiej się rozmawia.
- Gabriela, jeżeli zdołasz
wymówić- uśmiechnęłam się zawadiacko, a on ze śmiesznym akcentem powtórzył
usłyszane imię.- Może być Gaba, jeżeli czegoś szybko potrzebujesz- dodałam, a
on zaśmiał się dźwięcznie.
- Skoro się już poznaliśmy,
chciałbym cię przeprosić- westchnął, a
ja zrobiłam zdziwioną minę.
- Za co?- spytałam, marszcząc
brwi. Chłopak wywrócił oczami
- Zazwyczaj nie zachowuję się
tak…- zamyślił się na chwilę- tak nachalnie jak wczoraj. Ale kiedy się nam
przedstawiałaś, nie mogłem oderwać od ciebie wzroku. Myślałem, że to jakiś
anioł o oczach jak dwa szmaragdy…-zrobił pauzę, a moje oczy zrobiły się
większe- Widzisz, znowu to robię- otarł niewidzialny pot z czoła. Nie byłam w
stanie się odezwać, to wszystko działo się zbyt szybko.- Nie chcę mącić w życiu
tobie i Karolowi- wyznał, a ja zakrztusiłam się z wrażenia. Rozkasłałam
się na dobre, a po policzkach popłynęły
mi łzy. Facundo czekał cierpliwie, aż mi przejdzie- odmówiłam oferty poklepania
po plecach. Otarłam oczy rękawem
- Broń Boże, ja i Karol nie
jesteśmy razem!- zarzekłam się- on ma dziewczynę, nic z tych rzeczy…
- Więc co to było to…
wczorajsze?- zapytał, starając się ostrożnie dobierać słowa. Przygryzłam dolną
wargę
- Cóż…- zastanowiłam się- czasem
zachowujemy się jak dzieci, powiedziałam mu coś, a on w akcie zemsty zaczął
mnie łaskotać… I tak jakoś wyszło- przyznałam, a Conte zaniósł się śmiechem- Co
cię bawi?- zapytałam urażona, robiąc naburmuszoną minę
- Nic szczególnego, tylko…
wyglądaliście dość jednoznacznie- powiedział i charakterystycznie poruszył
brwiami
- Ty cholerny zboczeńcu!-
zdzieliłam go w głowę książką, ale śmiałam się razem z nim. Po chwili chłopak
otarł łzy rozbawienia i przeczesał ręką włosy
- W takim razie, nie było
rozmowy- odparł, uśmiechając się wesoło- Do zobaczenia jutro- uścisnął moją
dłoń, a gdy zniknął za drzwiami, ja wciąż uśmiechałam się jak idiotka. Fajni są
ci Argentyńczycy.
Miałam bardzo dobre relacje z
nowym trenerem i mimo tego, że znaliśmy się zaledwie kilkanaście dni, to
Miguela mogłam traktować jako bardzo dobrego znajomego. Przychodził do mnie
często i pytał mnie o to, czy dobrze
postępuje. Bardzo zależało mu na tym, żeby jako trener pokazać się z jak
najlepszej strony, więc na chwilę obecną byłam jego „ciocią dobrą radą”.
Kibicowałam mu z całego serca, doradzałam, wysłuchiwałam jego trosk i pomagałam
jak tylko mogłam okiełznać tę bandę pajaców. Co jakiś czas przychodziłam na
treningi, gdzie byłam witana bardzo serdecznie przez cały sztab i zawodników.
Falasca stworzył w klubie niesamowitą atmosferę, dla graczy był jednocześnie
przyjacielem, doradcą jak i surowym trenerem. Idealnie wyznaczał granice między
pracą a relacjami prywatnymi, chociaż w tej dziedzinie powinien być zupełnie
zielony. Każdy w Skrze mógł czuć się jak w domu, nawet pani Krysia-
sprzątaczka. Do nowego trenera mówiłam po imieniu, tak jak większość z
zawodników, podczas gdy do Nawrockiego prawie wszyscy zwracali się po nazwisku.
Obaj panowie wzbudzali respekt, lecz Miguel przypominał bardziej ojca, niż
szefa, tak jak jego poprzednik. Po
dzisiejszym treningu, kilkanaście minut po wizycie brązowookiego Argentyńczyka
pojawił się właśnie pan trener.
- Ola, Gabriela!- przywitał się,
a ja poczułam się, jakbym zamieszkała w Hiszpanii. Coraz więcej osób
posługiwało się właśnie tym językiem.
- Buenos días, Miguel- odparłam,
pokazując mu wolne miejsce na fotelu.- Co słychać?- zapytałam, podczas gdy on
wygodnie rozsiadł się na swoim miejscu
- Mam dla ciebie sprawę. Mogłabyś
urządzić takie spotkanie wśród chłopaków, żeby trochę lepiej się poznali. Niby
na boisku wszystko jest okej, ćwiczymy nowe ustawienia, jest całkiem niezłe
zgranie, ale brakuje tej chemii. Zniknął Winiar, a Wlazły bez niego to już nie
jest ten filar zespołu co wcześniej. Trzeba ich jakoś lepiej ze sobą poznać.-
wyłożył kawę na ławę, a ja już zastanawiałam się nad tym, co zrobić- Mogę na
ciebie liczyć?- zapytał, jakby to nie była część mojej pracy. Właśnie to w nim
było wspaniale. Traktował wszystko jako przyjacielską przysługę, wiem że gdyby
to ode mnie zależało, to mógłby mi płacić za siedzenie w domu i cotygodniowe
pogawędki przez telefon.
- Masz to jak w banku- odparłam,
a on uśmiechnął się szeroko w odpowiedzi
- Wielka z ciebie kobieta!- wstał
z fotela i gorąco mnie uściskał.
- To przecież moja praca. A poza
tym- czysta przyjemność- uśmiechnęłam się. Falasca podziękował mi jeszcze raz i
wyszedł z pokoju. Czując w powietrzu nowe zadanie otworzyłam notes i zaczęłam w
nim zaciekle pisać. Mimo wspaniałej atmosfery, czułam że drużyna potrzebuje
zgrania. Miguel mi ufał, więc mogłam zastosować swoją terapię, na której on
również musiał być. Resztę wieczoru spędziłam w papierach, nie dając się
Andrzejowi wyciągnąć na spacer, ani Aleksowi z Cupkiem i Jeleną do kina, ani
nawet na kolację z Wlazłym i jego rodzinką. To było wspaniałe, że wszyscy
traktowali mnie jak swoją, jak dawno zaginioną siostrę czy kuzynkę. W domu
Wlazłych bywałam średnio raz w tygodniu, a podczas nieobecności Mariusza i
Pauliny zajmowałam się małym Arkiem. Z młodym mieliśmy świetny kontakt, a ja
chyba byłam stworzona do opiekowania się dziećmi, a podczas tej pracy bawiłam
się lepiej niż one same. Przy swoim domowym biurku takie właśnie myśli chodziły
mi po głowie, a o dziewiątej wieczorem mój plan na jutrzejszy dzień został
ukończony. Poprosiłam Miguela, żeby w miarę możliwości odwołał lub skrócił
jutrzejszy poranny trening, na co on zgodził się bez wahania. Miał nic nie
mówić chłopakom, żeby nie mogli się wymigać od czekających ich zadań.
Rankiem przyszłam na salę
piętnaście minut wcześniej. Na miejscu byli już trenerzy, a reszta sztabu
dostała wolny poranek. Wieczorem dostałam
SMS-y od kilku jego członków, że mam u nich wielkie, wprost gigantyczne
piwo. Niech pośpią dłużej, nie muszą być tutaj potrzebni. Na halę pojedynczo
lub grupkami przychodzili zaspani siatkarze, posyłając mi zdziwione spojrzenia.
Nieczęsto mogli mnie tutaj widywać rano. Gdy zgromadzili się już wszyscy,
trener kazał im się nie przebierać, a oni jak jeden mąż unieśli brwi ze
zdziwienia.
- Porannego treningu nie będzie-
wyjaśnił Falasca, a w pomieszczeniu rozległy się pojedyncze gwizdy. Ktoś nawet
zamierzał zbierać się do domu- ale proszę się nigdzie nie spieszyć, dzisiaj
przygotowaliśmy dla was specjalną lekcję- dodał, a miny zawodników były już
kompletnie zbite z tropu. Miguel oddał mi głos.
- Jak wszyscy wiecie, za kilka
dni zaczyna się nowy sezon. Rozegraliście już kilka inauguracyjnych spotkań.
Jesteście nieźli, ale brakuje wam czegoś ważnego- zgrania. Musicie poznać się
lepiej, dlatego postanowiliśmy zorganizować dzisiejsze zajęcia w nieco inny
sposób.- zaczęłam, a na twarzach graczy pojawiło się zaciekawienie.- Ostrzegam,
teraz to głupio zabrzmi, a niektórzy z was przypomną sobie podstawówkę-
powiedziałam, a kilka osób się zaśmiało- usiądźcie na krzesłach-
zakomenderowałam, a połowa z nich zauważyła, że stołki są porozstawiane w głębi
sali. Posłusznie usiedli.
- Pewnie znacie tę zabawę, ale
jeśli nie to już wyjaśniam. Każda osoba wstanie i powie coś od siebie. Że lubi
ciastka, że ma motor, że nie przepada za kotami… Wszystko, co tylko jest z nią
związane i jest prawdą. Osoby, które będą miały te same odczucia co zawodnik
mówiący, muszą zmienić miejsce, czyli podnieść swój leniwy tyłek i usiąść na
innym krześle. Nie można siadać innemu uczestnikowi na kolanach, chociaż wiem,
że bardzo byście chcieli- błysnęłam uśmiechem, a wokół rozległa się salwa
śmiechu. Każdy będzie miał coś do powiedzenia, idziemy po kolei, tak żeby każdy
mógł dowiedzieć się czegoś o sobie. Zaczynam.
- Urodziłam się w Warszawie-
powiedziałam, na co Andrzej i Karol zmienili swoje miejsca. Ja usiadłam na
jednym wolnym. Następną osobą w kolejce był Miguel
- Moim ulubionym daniem jest
makaron ze szpinakiem. Nikt nie podniósł się z miejsca, co wywołało kolejną
salwę śmiechu
- Przykro mi trenerze, ale nikt
nie je takich ohydnych rzeczy- zauważył Woicki, a reszta mu zawtórowała.
Falasca usiadł z zasmuconą miną, po chwili znów się uśmiechając.
- Nigdy nie miałem żadnego
zwierzątka domowego- wyznał Bąkiewicz, na co Uriarte i Antiga zamienili się
miejscami.
- Uwielbiam czekoladę!-
wykrzyknął Zatorski, na co powstał lekki szum, gdyż wszyscy podnieśli się z
krzeseł. W tym chaosie zderzyłam się z Facundo, który posłał mi piękny uśmiech.
Zabawa toczyła się w najlepsze,
dowiedziałam się, że Antiga nienawidzi śpiewania, Pliński, Wlazły i Kłos
uwielbiają tańczyć, Wrona brzydzi się owadów, Uriarte miał zostać lekarzem, a
Muzaj ma słabość do szybkich samochodów. W końcu przyszła pora na Conte, który
patrząc prosto na mnie, wyszeptał:
- Uwielbiam kobiety o zielonych
oczach- kilka osób wstało z miejsc, a nikt nie zauważył naszej szybkiej wymiany
spojrzeń. Po chwili Facu mrugnął do mnie wesoło. Skończyliśmy tę grę i
zaczęliśmy następną.
-Przed wami jest kilkanaście
karteczek z nazwiskiem wszystkich uczestników zabawy. Pod każdym nazwiskiem
macie napisać coś, co wyróżnia charakter tej osoby z drużyny, coś za co ją
lubicie lub dlaczego chcecie ją poznać. Zaczynamy.- kilkanaście minut zajęło
chłopakom zapisanie wszystkich cech swoich kolegów z boiska. Ja również o nich
pisałam, tak samo jak Miguel. Każda kartka była anonimowa, a po wszystkim
zebraliśmy je do poszczególnych koszów dla każdego uczestnika.
- Teraz możecie zobaczyć, co
myślą o was inni.- pozwoliłam, a sama zabrałam się za rozwijanie karteczek.
„Kobieta o złotym sercu” „Najlepsza pod słońcem” „Serdeczna” „Miła”
„Urzekająca” „Zabawna” „Szczera” „Kobieto, skoczyłbym za tobą w ogień!” „Bella
y graciosa”- to tylko niektóre z nich, a czytając ostatnią, zaczerwieniłam się
ogromnie. Bo ile osób mówiących po hiszpańsku odważyłoby się powiedzieć, że
jestem piękna i zabawna? Obawiam się, że tylko jedna. Gdyby spojrzeć na to z
innej strony, jego zachowanie było nawet… słodkie. Tylko ja nauczyłam się, żeby
uważać na czułe słówka, a większą uwagę zwracać na czyny. Peszyła mnie jego
bezpośredniość, ale w pewnym sensie była… czymś nowym, innym. A ja lubiłam nowe
doświadczenia. Zresztą, może w Argentynie nie tracą czasu na podchody, tylko
załatwiają wszystko szybko, bez zbędnych gatek szmatek?
______________________________
PO PROSTU PRZED-SZKO-LE.
Przepraszam Was za ten chłam. Nie powinnam w ogóle tego czegoś dodawać, bo nawet nie śmie tej zbitki przypadkowych i nieskładnych zdań nazwać rozdziałem. Chyba tracę wenę, wiecie? Mam zapisane 11 rozdziałów, do wakacji wszystkie wstawię i mam nadzieję, że napiszę coś więcej. Bo niby mam kilka pomysłów, ale są one tak odległe, że muszę wprowadzić kilka pobocznych wątków, żeby zamieszać odrobinę w tym wszystkim.
Jeszcze raz przepraszam, że musieliście się męczyć z tą częścią. Będzie lepiej, obiecuję :)
P.S. Jutro jadę do Łodzi i mam nadzieję, że chłopaki odegrają się za wczorajszy mecz! Łuhuhuhu jestem taka podekscytowana. Wypatrujcie mnie! XD
P.S. Jutro jadę do Łodzi i mam nadzieję, że chłopaki odegrają się za wczorajszy mecz! Łuhuhuhu jestem taka podekscytowana. Wypatrujcie mnie! XD
Nie wiem co Ci się w tym rozdziale nie podoba dziewczyno ! Jest świetny ! Czytałam go z uśmiechem na twarzy :)
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się już następnego :)
Pozdrawiam
http://zwyklyczas.blogspot.com/
Jakim chłam!? Ja Ci dam chłam to zobaczysz! ;D A Ty szczęściaro, też bym chciała do Łodzi ;] Chłopaki to wygrają bez dwóch zdań!
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to jest świetny. I nie przejmuj się, że zrobiłaś przedszkole, bo ja też się czasem w coś takiego bawię np. na godzinie wychowawczej. Co za idiota wymyślił taką lekcję? Przynajmniej bym w domu wcześniej była, a tak to klapa. xD Lubię Facundo, kocham Facundo w tym opowiadaniu. Charakterek to on ma niezły. I spokojnie, bezpośredniość też by mnie peszyła tak samo jak Gabi. xD Ty chcesz to skończyć do wakacji? Proszę nie!
Świetnie, a tymczasem zapraszam na trzynastkę - pechową i bezpłciową: http://grasz-wygrywasz.blogspot.com/2013/06/trzynascie.html
Przepraszam, że piszę to tutaj. Nie robiłam SPAMu jak to określiłaś :) Po prostu jakbym miała pisać to od nowa na wszystkich czytanych przeze mnie blogach zajęłoby mi to cały dzień :) Nie piszę tego, żeby się odgryźć czy coś. Po prostu nie chcę, żebyś miała złe zdanie o mnie :) Dziękuję za miłe słowa odnośnie mojego bloga. Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńA i jeszcze nie wiem skąd ta samokrytyka. Mi się osobiście sposób pisania i wątek podoba :)
OdpowiedzUsuńWszystko co nie jest polskie ani angielskie brzmi głupio :D
OdpowiedzUsuńFacu nie przejmuj się!
E tam. Fajny pomysł z tym poznaniem się.
Facu jest słodki. :D Ta jego zazdrość :D
iśka
Rozdział świetny o czym ty mówisz taki inny :) Ciekawa wizja Miguela jako trenera zobaczymy jak będzie. No i Facu awwwwwwwwww
OdpowiedzUsuńhttp://od-pierwszego-przeswietlenia.blogspot.com/2013/06/6.html
UsuńZapraszam na kolejny
Zauważyłam, że przeczytałaś prolog i I rozdział, więc z chęcią informuję cię o pojawieniu się kolejnego :)
OdpowiedzUsuńprzeszlosc-nie-zniknie.blogspot.com
całuję, camilla.;*
Chłam !? Ja się pytam , GDZIE !?
OdpowiedzUsuńKobietoo ! Ja osobiście nie wiem co Tobie się w tym rozdziale nie podoba ...
Jest Facundo , jest Gabriela ( Trochę mi się to dziko czyta , bo moja siostra ma tak na imię i gdy czytam twoje opowiadanie cały czas mam przed oczami właśnie ją xD )
i zapraszam do czwartego rozdziału na nieuchwytna-perwersja.blogspot.com
no co ty, rozdział jest świetny! przepraszam, że tak późno go komentuję, ale nie miałam czasu ostatnio.
OdpowiedzUsuńniestety, przegrali. ale odegrają się na Francji, Argentynie i innych drużynach;)
a ja czekam na następny, bo bardzo polubiłam Conte... wydaje się w tym opowiadaniu taki.. słodki po prostu;3
Rozdział świetny :D Dobrze, że Gaba wyjaśniła wszystko Conte, ale coś czuje, że to tylko bardziej przekona go do działania :P Widać, że atmosfera w klubie jest świetna, a wszyscy starają się dobrze dogadywać :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Coś mi się wydaje, że Gabriela niedługo będzie z Facundo. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. ;)