Punktualnie o godzinie osiemnastej stawiłam się na hali.
Siatkarze tłumnie gromadzili się na boisku, a gdy po kilku minutach nieco
spóźniony na salę wbiegł Winiarski z przepraszającym uśmiechem siatkarze
zaczęli trening. Każdy z nich był zupełnie inny, niektórzy otwarci, inni
zamknięci, byli jajcarze i ponuracy, byli tacy, którzy popołudniowy trening
traktowali z przymrużeniem oka, choć znaczna większość podchodziła
ambicjonalnie do każdej akcji. Wstyd się przyznać, ale zamiast robienia
szczegółowych notatek, tak jak uczono na wykładach, szkicowałam postać każdego
z zawodników i opisywałam ich w krótki, subiektywny sposób, bazując głównie na
pierwszym wrażeniu. Było to nad wyraz niedojrzałe z mojej strony, gdyż w
pierwszej pracy wypadałoby się postarać. Mimo tego, sprawiało mi to ogromną
frajdę. Dawniej byłam niedobrą studentką. Po treningu pożegnałam się z
chłopakami oraz trenerem i udałam się w stronę wyjścia. Kłos z Cupkovicem za
bardzo rozpędzili się goniąc się po korytarzu, co zaowocowało potrąceniem mnie
na schodach i upuszczeniem notatek. Rozsypały się prawie na całą kondygnację.
Któryś z nich wrzasnął „Przepraszam!” i rzucił się na kolegę. Cicho westchnęłam
i zaczęłam zbierać wszystkie „dokumenty”. Gdy zamierzałam podnieść jeden z
nich, uprzedziła mnie czyjaś dłoń.
- Zostaw to!- pisnęłam, starając się schwycić szkic.
Wlazły jednak szybko się zorientował i uniósł papierek do góry, zdecydowanie
poza moim zasięgiem.
- Co to takiego?- zapytał, wczytując się w moje zawijasy.
- Nie twoja sprawa, oddaj!- wciąż próbowałam doskoczyć na
wysokość jego rąk. Czułam się jak mała dziewczynka i na taką chyba wyglądałam.
- Mariusz Wlazły, numer drugi, kapitan drużyny…- cholera,
że też musiał trafić na swój własny opis!- Typ: Ponurak, chociaż czasem walnie
jakiś dobry dowcip. Zawsze skupiony na grze. Spokojny, zrównoważony, aż do
bólu. Niby się uśmiecha, ale w wyjątkowych sytuacjach (kolega powie coś
dowcipnego, ktoś potknie się o własne nogi, etc.) Trudno go zdenerwować, dobrze
mu z oczu patrzy.- Załamana złapałam się za głowę. No, niezłe pierwsze wrażenie
na nim wywarłam. Obok opisu był rysunek patykowatego człowieczka w getrach i z
charakterystycznym uśmiechem. Kręcił piłkę na palcu wskazującym prawej dłoni.
Podniosłam wzrok, starając się przybrać skruszoną minę. Wlazły spojrzał na mnie
i zaczął się… śmiać. Śmiał się w niebogłosy, aż musiał złapać się za brzuch.
Doprawdy, co w tym takiego zabawnego?
- Co cię bawi?- warknęłam, lekko wytrącona z równowagi.
- Nic, tylko że… Trafiłaś w sedno. Nikt opisał mnie w taki
sposób, bazując na jednym spotkaniu. Obrazek też niezły. Naprawdę mam takie
chude nogi?- dodał, uśmiechając się, czym kompletnie zbił mnie z tropu.- Masz
tam jeszcze kogoś?- zapytał i nie czekając na odpowiedź chciał się dobrać do
moich cennych notatek.
- Mam!- odburknęłam, ściskając plik kartek niczym
ukochanego misia- Ale nie oddam.- dodałam, wciąż lekko oszołomiona. Mariusz
zaśmiał się tylko i pożegnał.
- Poczekaj!- krzyknęłam za nim. Zatrzymał się i odwrócił w
moją stronę- Czy te szkice mogą zostać między nami? To trochę nieprofesjonalne
podejście z mojej strony i nie chciałabym, żeby tak postrzegali mnie wszyscy
zawodnicy…- wytłumaczyłam, starając się być przekonująca.
- Jasne, moje milczenie masz jak w banku- odparł, udając,
że zamyka sobie usta, a potem wyrzuca kluczyk. Uśmiechnął się znowu i odszedł.
Stałam przez chwilę jak słup soli, a gdy już otrząsnęłam się z tej całej
sytuacji, zaśmiałam się pod nosem i ruszyłam w stronę wyjścia.
Od firmy dostałam małe mieszkanko pięć minut drogi od
hali. Był tam salon z telewizorem, sypialnia, łazienka oraz kuchnia, i dla mnie
najważniejsze- podłączenie do Internetu, co dawało mi stały kontakt ze światem.
Zdjęłam buty, powiesiłam kurtkę na wieszaku, a torbę rzuciłam w kąt.
Przygotowanie sobie gorącej herbaty i kanapki zajęło mi kilka minut, po których
ułożyłam się ze swoją kolacją na kanapie (o mało nie wylewając wrzącego napoju)
i włączyłam telewizor. Akurat trafiłam na mecz Politechniki Warszawskiej z
Resovią Rzeszów. Otwarcie kibicowałam tym pierwszym, ponieważ właśnie od tego
klubu zaczęła się moja przygoda z siatkówką, poza tym kilkoro moich znajomych z
większym lub mniejszym powodzeniem reprezentowało warszawskie barwy. Poza tym,
byłam rodowitą Warszawianką i dawni gracze „Metra Warszawa” byli mi znani. Nie
miałam ochoty obdzwaniać całej rodziny i dzielić się informacją na temat mojego
pierwszego dnia w pracy. Zamiast tego odłożyłam laptopa, ułożyłam się wygodniej
na kanapie, a gdy mrugnęłam przy wyniku 22:19, oczy otworzyłam przy wyniku
21:23, ale już w czwartym secie. Zapowiadało się na tie-break ale niewiele mnie
to obchodziło, gdyż powieki miałam jak z ołowiu. Wyłączyłam odbiornik i wpół
śpiąca doczłapałam się do sypialni.
Rano obudził mnie dźwięk budzika, który na szczęście był
ustawiony. Niezbyt dobrze bym wypadła spóźniając się do pracy pierwszego dnia.
Tym razem odpuściłam sobie elegancki wygląd i zamiast sukienki i szpilek
wybrałam czarne trampki, tegoż samego koloru rurki i zieloną bluzę z kapturem,
w której odrobinę tonęłam, bo była o numer za duża. Falujące włosy sięgające
prawie do pasa związałam w wysoką kitkę, rzęsy potraktowałam wydłużającym
tuszem. Po zjedzeniu śniadania wpakowałam do torby portfel, komórkę, mój
nieodłączny zeszyt z notatkami i długopis. Zamknęłam drzwi od domu i ruszyłam w
stronę hali. W połowie mojej pięciominutowej wędrówki drogę zajechało mi czarne
BMW. Stało się to tak niespodziewanie, że odskoczyłam od niego z wrzaskiem.
- JEZUS MARIA!- ryknęłam na całą ulicę, łapiąc się za
serce. Bełchatów o dziewiątej rano nie był zbytnio zaludnionym miejscem, toteż
nikt nie zwrócił na tek krzyk uwagi. Przyciemniana przednia szyba powoli się
odsunęła.
- Wystarczy Paweł- Zatorski błysnął białymi zębami,
najwyraźniej bardzo zadowolony ze swojego postępowania.
- Wystraszyłeś mnie jak jasna cholera!- krzyknęłam znowu,
chyba bardziej w wyniku szoku niż strachu.
- Taki był plan- odparł, wciąż szeroko się uśmiechając.-
Może cię podwieźć?- zapytał, uchylając drzwi od strony kierowcy, co było
odrobinę bez sensu, bo łatwiej byłoby obejść auto, a nie czołgać się po jego
kolanach.
- Zostało mi ze trzysta metrów do celu- odparłam
niepewnie- chyba podziękuję, zważywszy na to, że wolałabym pierwszego dnia
przyklejać sobie łatki „tej co wozi się z Zatorskim”- dodałam, szczerząc się
wesoło.- zresztą, zaraz się spóźnię- powiedziałam jeszcze, ruszając z miejsca.
Samochód zagrodził mi drogę, znów stanęłam jak wryta.
- Dlatego właśnie oferuję podwózkę- nalegał, bez przerwy się
uśmiechając. Nagle wydał mi się przeraźliwie natrętny.- niespodziewanie jego
telefon cicho zabrzęczał. Wziął urządzenie do ręki i zaczął czytać wiadomość.
- Naprawdę jestem zmuszona odpowiedzieć…- chłopak przerwał
mi w pół słowa
- Dobrze, ja w takim razie nie będę nalegał. Do zobaczenia
na treningu!- dodał na odchodne po czym ruszył z piskiem opon. Stałam tam
jeszcze przez kilka chwil ze zdezorientowaną miną. Co to miało być?
Otrząsnąwszy się ruszyłam z miejsca prawie biegiem. Zaraz będę spóźniona!
Wparowałam do swojego gabinetu lekko zdyszana. Żałuję, że dałam sobie spokój z
bieganiem. Kiedyś całkiem nieźle mi szło… Na biurku zobaczyłam stos karteczek w
różnych kolorach. Oniemiała usiadłam i wzięłam pierwszą z brzegu do ręki. Czyżbym
miała anonimowych klientów potrzebujących pomocy psychologicznej? Kartka była
złożona na dwa razy, rozprostowałam ją i zaczęłam czytać.
„Coś czuję, że
chłopaki często będą do Pani przychodzić… Ma Pani nieziemskie oczy! J
-W inicjatywie przyjacielskiej pisał Karol K.”
Następna kartka była kanarkowo żółta, zapisana małym,
czarnym druczkiem.
„Najmilsza!
Wybacz mi za to dzisiejsze zatrzymanie na ulicy… Pewnie wyszedłem na natręta,
ale chłopaki musieli mieć czas na dostarczenie listów… Witamy w klubie!
Proszący o wybaczenie Paweł Z.”
Kolejny liścik był pisany na białej kartce, tym razem niebieskim
atramentem:
Umawia się Pani na randki ze swoimi klientami?
- Oczekujący ze
zniecierpliwieniem Trzej Muszkieterowie
Następna notka była pisana była
bardzo niewyraźnie czarnym piórem:
Jestem bardzo ciekaw Pani metod… Wiem tylko, ze bedzie
super! : )
- Mario
Karteczek było tyle ile
zawodników, wszystkie były krótkimi tekstami od siatkarzy, niektóre podpisane,
a niektóre anonimowe. Ostatnia z nich była napisana dużymi, drukowanymi
literami na zielonym papierze:
JA
MAM ŻONĘ I NIE POWIEM O PANI NIC, CO MOGŁOBY BYĆ WYKORZYSTANE PRZECIWKO MNIE! Ale czuję, że ma Pani
poczucie humoru niech Pani uważa na różne dowcipy.
Te siatkarzyny z drużyny to
doprawdy dziecinne chłopaki… Proszę obawiać się krzyżów na plecach J
- Michał (ten przystojniejszy :D)
Parsknęłam śmiechem i otarłam łzy
wzruszenia, które niewiadomo kiedy ktoś przemycił na moją twarz. Dawno nikt nie
powiedział mi tylu pokrzepiających słów naraz! To naprawdę miłe, że zrobili dla
mnie coś takiego. Wyjęłam z drukarki czystą, białą kartkę, wzięłam długopis i
szybko nabazgrałam dla nich odpowiedź. Wyszłam z pokoju i przykleiłam ją taśmą
klejącą do drzwi. Odwróciłam się na pięcie i pognałam na trening. Panie
sprzątaczki przez następne kilka godzin mogły podziwiać napis:
Dziękuję za wszystkie listy! Jesteście świetni
(:
*Do Trzech Muszkieterów: Niestety nie umawiam się na
randki z pacjentami, ale zawsze możecie próbować! :D
Na hali pojawiłam się w
wyśmienitym humorze i witając się z każdym po kolei ruszyłam w stronę swojego
krzesła. Przez cały trening obserwowałam chłopaków w akcji, analizowałam ich
miny, sposób zachowania, podejścia do gry, trenera i kolegów z zespołu. Najlepsze
pierwsze wrażenie wywarli na mnie Aleks, Karol i Winiar. Tych trzech panów
dbało o to, żeby na treningu zawsze coś się działo. To tańczyli, to śpiewali,
to rzucali śmiesznymi anegdotkami… Sama ich obecność wywoływała uśmiech na
twarzy. Cała drużyna była dość luźno nastawiona do jutrzejszego meczu z
Treflem, bo ich obowiązkiem było wygrać to spotkanie. Nie mogli oczywiście
lekceważyć przeciwnika, ale każdy wiedział, że ten mecz potraktują jako trochę
cięższy trening. Tylko Bąkiewicz snuł się po boisku jak zbity pies, praktycznie
nic mu nie wychodziło. Sztab szkoleniowy zupełnie olewał jego zachowanie, ale
ja nie mogłam tak po prostu tego zostawić. Jeżeli nie stawi się w moim
gabinecie dzisiaj i jeśli po jutrzejszym spotkaniu nic się nie odmieni to
zaciągnę go tam siłą. Gdy chłopacy zbierali się do szatni krzyknęłam, żeby
chwilę poczekali. Nie usłyszeli mnie, a nie miałam zamiaru szukać ich po
szatniach. Wzięłam głęboki oddech i przeciągle zagwizdałam na palcach.
Odwrócili się jak jeden mąż, zdziwieni. Uśmiechnęłam się z wyraźną satysfakcją.
- Chciałam tylko przypomnieć, że
przyjmuję w swoim gabinecie od zaraz, więc jeśli byście chcieli mnie znowu
zobaczyć, to wiecie gdzie szukać- odparłam, zwracając się bardziej do Michała,
niż do całej reszty. Gdy kilku z nich pokiwało głowami, odwróciłam się na
pięcie i udałam do siebie.
Gabriela Kruk nie jest humanistą
i potrafi wyciągać wnioski, a także myśleć o przyczynach i skutkach. Nauczona
doświadczeniem, dzisiaj wzięłam ze sobą grubaśną książkę, jakiś amerykański
thriller. Będąc na sto dwudziestej szóstej stronie, w momencie gdy główną
bohaterkę budzi dźwięk dzwonka do drzwi i kiedy okazuje się, że wcale nie jest
martwa w moim rzeczywistym świecie odzywa się nieśmiałe pukanie. Krzyczę głośno
„Proszę!”, drzwi uchylają się, a w drzwiach pojawia się twarz, o której
problemach rozmyślam praktycznie od początku dnia. Nie chodzi mi tu o
trzydziestopięcioletnią kobietę sukcesu, która nagle zaczyna mieć zwidy, ani o
jej mężu, który w rzeczywistości jest cholernym początkującym hipnotyzerem,
który miesza jej w umyśle. Na koniec i tak pewnie ją zamorduje. W moim
gabinecie stoi Michał Bąkiewicz, już w codziennym stroju, z wielką czarną torbą
na ramieniu. Wokół roznosi się przyjemny zapach męskich perfum, który dociera
do mnie dopiero po kilkunastu sekundach.
- Witaj Michał. Co cię do mnie
sprowadza?- zaczynam dyplomatyczne, uśmiechając się ze zrozumieniem, chociaż
mógłby równie dobrze przyjść i życzyć mi miłego wieczoru. Ale ja wiem, że tak
nie jest. Zbyt długo obserwowałam ludzi, żeby nie zauważać zmiany w ich zachowaniu.
Teraz widzę jak chłopak przeczesuje wilgotne po prysznicu włosy, patrzy w
podłogę, zajmując się skubaniem kremowego swetra. W końcu odzywa się.
- Problemy- podnosi głowę, a to
jedno słowo sprawia, że chcę jak najszybciej mu pomóc.
- Twoje problemy do moja praca-
odpowiadam, pokazując mu fotel- Siadaj.- Michał posłusznie siada, głowę opiera
na skórzanym oparciu, splata ręce. Patrzy na mnie swoimi dużymi, brązowymi
oczami i zaczyna mówić.
- Ostatnio nic mi nie wychodzi.
Spieprzyłem mój związek, pieprzę stosunki z rodziną, ze znajomymi, ze
wszystkimi. Nawet wszystkie akcje pieprzę. Nawrocki nie ma ze mnie nic dobrego
i wiem, że to nie jest kwestia słabej formy. Po prostu wszystko sypie mi się na
głowę, a ja nie umiem tego przeczekać. Próbowałem, Gaba i nie umiem. – Rozczulił
mnie sposób, w jaki zdrobnił moje imię. Jego głos był bardzo ciepły, mimo
całego tego żalu. Zapragnęłam go przytulić, przelać tę pozytywną energię na
niego, żeby wszystkie czarne chmury odeszły.
- A zrobiłeś coś, żeby to
wszystko naprawić?- zapytałam, a on otworzył usta, ale nie wydobył się z nich
żaden dźwięk. Siedział tylko jak rybka wyjęta z wody, łykając powietrze.
- Nie- odpowiedział w końcu,
zaskoczony.- Ale co miałem niby zrobić?- spytał rozżalony, wciąż nie wiedząc
jak pójść naprzód.
- Pogódź się z dziewczyną, albo
znajdź sobie kogoś nowego. Zadzwoń do rodziców, do rodzeństwa, przeproś ich.
Utrzymuj dobre kontakty ze znajomymi, częściej wychodź z domu, baw się. A
siatkówka to nie tylko sposób na zarabianie, to również zabawa. Przecież wciąż
jesteś tym małym dzieciakiem, któremu odbijanie piłki sprawiało radość, a poza
grą nie liczyło się nic więcej. Musisz się tylko obudzić, Michał. Baw się, bo
żyje się tylko raz, no chyba że jesteś hindusem, to masz kilka alternatyw-
zaśmiał się cicho, a w jego oczach zatańczyły wesołe iskierki.
- I musiałem przyjść do ciebie,
żeby dojść do takiego banalnego wniosku? Jestem idiotą- odparł, łapiąc się za
głowę. Był jednak znacznie weselszy, bo
wiedział już co zrobić.
- Czasem potrzebujemy tego kogoś,
kto wytłumaczy nam co i jak. A dzisiaj to ja jestem twoją Superwoman, która
ratuje cię w opresji.- zażartowałam, udając że zrywam się do lotu, aby pomagać
potrzebującym. Zaśmiał się ponownie, znowu odgarniając włosy z czoła. Komuś by
tu się przydał fryzjer…
- Dzięki Gaba, jesteś wielka-
wstał i uścisnął moją dłoń- Idę naprawiać to, co spieprzyłem.- dodał, szeroko
się uśmiechając.
- Powodzenia!- krzyknęłam za nim,
ale zdążył już zamknąć za sobą drzwi.
Więc to było moje pierwsze
zlecenie. Dość banalne, ale cieszę się, że mogłam mu pomóc. Teraz wystarczy
tylko obserwować postępy. Uśmiechnęłam się do siebie, czując szczęście z powodu
wykonania czegoś dobrego. Chyba właśnie dlatego zdecydowałam się na pracę
psychologa…
Gdy usadowiłam się wygodniej na fotelu
i otworzyłam ponownie książkę, przerwało mi natarczywe pukanie do drzwi.
- Kogo niesie?- zapytałam,
odkładając upragnioną lekturę.
- Najprzystojniejszego mężczyznę
jakiego w życiu widziałaś, ludzie mówią, że mam coś z greckiego boga…- odparł
Kłos, wchodząc do mojego gabinetu. Spojrzałam na niego sceptycznie
- Już myślałam, że
dwudziestopięcioletni Johnny Depp przeniósł się w czasie i zaczął mówić po
polsku…- mruknęłam z żalem.
- Auć, to był cios- Karol złapał
się za serce w udawanym geście rozpaczy.- Jak idzie praca naszej pani
psycholog?- zapytał i nieproszony walnął się z impetem na fotel. Pokręciłam z
dezaprobatą głową
- Całkiem nieźle, miałam już
pierwszego klienta. A ciebie Karolu, co do mnie sprowadza?- splotłam ręce,
opierając się o blat biurka. Kłos uśmiechnął się szeroko
- Impreza jest. Inauguracyjna.
Wszyscy chcemy się lepiej poznać… I dłużej popatrzeć- wytłumaczył, a ja
parsknęłam śmiechem.
- Nie powinniście urządzać imprez
dzień przed meczem- zganiłam. Karol machnął ręką
- E, nie takie rzeczy się robiło.
Dzisiaj o osiemnastej, w domu Aleksa. Będą wszyscy oprócz Daniela i Bąka, bo
Papa musi opiekować się dzieciakami, a ten drugi mówił, że musi dzisiaj coś
koniecznie załatwić. Piszesz się?- zapytał, imitując minę kota ze Shreka
- Jasne, czemu nie- odparłam-
muszę najpierw skończyć książkę, bo nie zasnę w nocy- dodałam, machając mu
przed nosem swoją lekturą.
- Steven zamorduje Marry z
chorobliwej zazdrości o Henrego, gdyż oboje są homoseksualistami. Steven
manipulował Henrym, żeby ten doprowadził swoją żonę do szaleństwa. Kiedy miała
zabić się z rozpaczy za nienarodzonym dzieckiem, którego w rzeczywistości nigdy
nie miała, jakiś pijany kierowca nieświadomie skraca jej cierpienia.- jego
streszczenie sprawiło, że otworzyłam usta zszokowana. Nie znosiłam, gdy ktoś
opowiadał mi treść książki, w którą zdążyłam się już wciągnąć.- Będę u ciebie
za piętnaście szósta.- błysnął uśmiechem i tyle go widziałam.
- ZDYCHAJ W MĘCZARNIACH TY
SZATAŃSKI BĘKARCIE!- wrzasnęłam, a wrzaskiem poleciał mój but, który odbił się
jak kauczukowa piłeczka od drzwi. Skubany miał niezły refleks.
Kolejną godzinę spędziłam na
wypełnianiu papierkowej roboty, która pochłonęła mnie w rzeczywistości na
odrobinę dłużej niż powinna. Szybko zebrałam się do domu, co jakiś czas
zerkając na zegarek. Zostały dwie godziny do przyjazdu Karola.
__________________________________________
No cześć! :) Zamieszczam pierwszy rozdział, bo prolog był tak przez Was rozchwytywany (he he he, nieprawda), że postanowiłam dodać szybko coś nowego. Ja przepraszam za tę niecierpliwość, po prostu zakładając bloga miałam w głowie te tysiące wyświetleń, kilkanaście komentarzy pod rozdziałem... Ja wiem, że takie rzeczy się robią z czasem albo jak opowiadanie jest słabe, to się wcale nie robią :D Miejmy nadzieję, że to przyjdzie, a ja postaram się być nieco bardziej cierpliwa. Bo kiedy czytam jakiegoś dobrego bloga, to zawsze zostawiam komentarz, bo to serio miłe, kiedy ktoś pisze coś od siebie. Nawet jeżeli to krytyka (nie żeby wiadro pomyj, ale coś konstruktywnego) to człowiekowi robi się miło, że ktoś chce pomóc, naprowadzić. Ale nie zrzędząc już dalej, po prawej stronie są blogi, które odwiedzam, mój twitter i szablon, który aktualnie znajduje się na blogu. W rzeczywistości powinien wyglądać dużo lepiej, ale nie potrafiłam poradzić sobie z ustawieniami, sorki :)
A, i dziękuję Szatynce za pierwszy komentarz. Dziewczyno, zapamiętam Cię do końca życia XD
Nabijajcie licznik, kochane! A ja chętnie poczytam Wasze opowiadania, bo do piątku siedzę w domu i nie mam co robić
Buziaki, i mam nadzieję, że rozdział się podobał. Jeżeli nie, to ja dopiero się rozkręcam! :D
EDIT: FACUNDO CONTE PODPISAŁ KONTRAKT ZE SKRĄ BEŁCHATÓW!!!
To się robi przerażające, bo przewidziałam i jego i Andrzeja Wronę... Chyba zacznę żyć z wróżenia. Wybaczcie, ale musiałam się z Wami tym podzielić! Jeżeli kiedyś Sebastian Sole zawita w Polsce to ja mogę umierać. Poważnie.
EDIT: FACUNDO CONTE PODPISAŁ KONTRAKT ZE SKRĄ BEŁCHATÓW!!!
To się robi przerażające, bo przewidziałam i jego i Andrzeja Wronę... Chyba zacznę żyć z wróżenia. Wybaczcie, ale musiałam się z Wami tym podzielić! Jeżeli kiedyś Sebastian Sole zawita w Polsce to ja mogę umierać. Poważnie.
Odkryłam dziś Twojego bloga i naprawdę mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńWiesz, ja też miałam w planach wyświetlenia komentarze i diabeł wie co jeszcze, ale pierwszą historię zakończyłam z 3 tys wyświetleń -,- z drugą leci do przodu, ale wiesz, jak będzie tak będzie
Super, nie mam życia, jestem kompletnym nolifem, siedzę o 22 :30 na kompie! (y) Ja mistrz!
Po pierwszym rozdziale trudno cokolwiek wywnioskować, ale myślę, że Gaba dobrze doradziła Michałowi, muszę się chyba zacząć stosować :)
Kiedy mogę liczyć na nowy rozdział? :)
Mam zapisane 34 strony w wordzie, więc będę się starała dodawać coś średnio raz w tygodniu, a potem się zobaczy. Obiecuję, że będzie ciekawiej, bo na razie to tylko takie babranie się we wstępie XD
OdpowiedzUsuńSpokojnie, ja też tu siedzę, a jutro pewnie wstanę niczym zombie... Takie nasze nerdowskie życie :D
Ojejejejejeju ! :D
OdpowiedzUsuńTo jest takie ... takieee ... megasuperzajebiaszcze ! :D I ogółem to bardzo mnie cholerka zainteresowałaś swym opowiadaniem moja droga ;D
Czekammm , czekam z niecierpliwością ! :)
Jak możesz to informuj mnie na GG:44806794 , proszę ;)
Kurcze! Ciągle obiecuję sobie, że już nie będę zaczynała nowych historii bo ledwo się wyrabiam z tymi, które czytam, a znowu się złamałam! I nie żałuję! Panowie są widocznie zainteresowani Gabrielą ;) Te liściki były takie fajne ;D "Ten przystojniejszy Michał" i tak był najlepszy :) Impreza? Już nie mogę się doczekać tek siatkarskiej rozpierduchy! ;) Tak więc czekam, czekam! I dziękuję Ci za miłe słowa na moim blogu ;) Pozdrawiam, Embouteillages :)
OdpowiedzUsuńbardzo przepraszam za ten błąd ortograficzny:) niby mam 5 z ortografii, ale jak każdemu zdaża mi się błąd i nawet go nie zauważam... przepraszam jeszcze raz, poprawię go i postaram się w następnych rozdziałach bardziej uważać:D
OdpowiedzUsuńnie, to tylko na rzecz prologu. nie dałabym rady cały czas pisać w tym samym stylu. w następnych rozdziałach będzie pisane z perspektyw różnych ludzi- głównej bohaterki, bohatera, ale i bohaterów "postronnych" (nie wiem jakim innym słowem to zamienić). cieszę się, że Cię zaciekawiło! dzisiaj po 17-tej pierwszy rozdział;)
wow świetny problemy siatkarzy zapowiada się nieźle :) czekam na więcej :) pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNiesamowity! Na pewno będę zaglądać tu częściej i czekam na kolejny rozdział. Zapraszam również do mnie http://siatkowka-mojamilosc.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :D
zapowiada się ciekawa historia, będę tu wpadać :)
OdpowiedzUsuńjakbyś miała czas i ochotę to zapraszam do siebie, może Cię zaciekawi :)
http://zwyklyczas.blogspot.com/
To zacznę od tego, że jeśli pod którymś rozdziałem nie zostawię komentarza, to przepraszam bardzo bardzo, ale przeczytany będzie na pewno! :) Jednakże postaram się być na bieżąco z komentowaniem ;>
OdpowiedzUsuńOpowiadanie ciekawie się zaczyna. Liściki od chłopaków były bardzo miłe, ale wg mnie najlepszy był od Winiara. MAm nadzieję, że Bąkiewiczowi wszystko się ułoży ;)
Świetnie piszesz, nie robisz błędów interpunkcyjnych i językowych, które zdarzają się na większości blogów, a ja jestem na nie strasznie wyczulone :D Poza tym jest ciekawie, inaczej. Raduję się niezmiernie, że Gaba będzie pracować w klubie, a nie reprezentacji, bo to coś innego. Większość blogów tyczy się właśnie naszych Orzełków, a tutaj taka przyjemna odskocznia ;]
Jestem strasznie ciekawa tej imprezy, bo coś czuję, że nie będzie taka najzwyklejsza (w końcu to Skrzaty!).
Pozdrawiam serdecznie c:
(Wiktoria)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWeszłam tu z ciekawości i chyba już zostanę na dłużej. Czekam na kolejny rozdział . :D
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie : http://realoveone.blogspot.com/
Bardzo Ci dziękuję za komentarz i dodanie bloga do ulubionych.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie http://wposzukiwaniubieliiczerwieni.blogspot.com/ pojawił się nowy rozdział :)
Lubię Gabrysię. Liściki były przeurocze ! <3 Dobrze, że Michał zwierzył się Gabrysi, a Karol jest nienormalny, a to streszczenie tej książki było przerażające, haha xd
OdpowiedzUsuńDzięki za odwiedziny na blogu ;D
Pozdrawiam :)
nierealni.blogspot.com
Od początku. Bardzo się cieszę, że dałaś mi o sobie znać :) Podoba mi się sposób w jaki wszystko i wszystkich opisujesz. W zakładce "Czytelnik" chętnie przyjmę informacje o Twoich nowych rozdziałach!
OdpowiedzUsuńOgólnie rzecz ujmując, urzekła mnie Twoja historia :D Wyczuwam jakieś romansidło na linii Gabi-Karol. Mam nadzieję, że moje przeczucia się sprawdzą, bo już polubiłam tę parę mimo, że parą (jeszcze?) nie są ;)
Ściskam Cię i życzę dużo cierpliwości i wytrwałości ;*
K.
http://us-against-the-world-xx.blogspot.com/
http://the-best-is-yet-to-come-xx.blogspot.com/
Zapowiada się ciekawie :> Bycie psychologiem bandy dorosłych facetów nie może być łatwe, ale mam nadzieje, że Gabi podoła temu zadaniu. Od razu widać, że przypadła im do gustu, więc jakoś sobie poradzi, no i na pewno będzie pracować w super atmosferze ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na 18 rozdział na
http://lonesome-tears-in-my-eyes.blogspot.com/ i pierwszy rozdział na nowym blogu http://i-want-to-hold-your-hand.blogspot.com/ mam nadzieje, że ci się spodoba :)
Nie wiem czemu (albo i wiem? hm..) ale najbardziej mnie 'rozwalił na łopatki' tekst - "- ZDYCHAJ W MĘCZARNIACH TY SZATAŃSKI BĘKARCIE!" xd mocne! ;D ii fajnie, że przez rozdział przewinął się motyw Mariusza, którego baaardzo lubię :) ale rozumiem, że na głównego bohatera wysuwa się Karol? :D
OdpowiedzUsuńa jeśli chodzi o tą 'odautorską' notkę, too powiem Ci, że też zakładając bloga (głównie z opowiadaniem) to też miałam nadzieję na jakieś fanfary czy coś :D ale piszę już drugie i w sumie jest średnio ;)
ale czytam dalej Twoje boo wciąga ;) pozdrawiam!