poniedziałek, 6 maja 2013

Uno


Punktualnie o godzinie osiemnastej stawiłam się na hali. Siatkarze tłumnie gromadzili się na boisku, a gdy po kilku minutach nieco spóźniony na salę wbiegł Winiarski z przepraszającym uśmiechem siatkarze zaczęli trening. Każdy z nich był zupełnie inny, niektórzy otwarci, inni zamknięci, byli jajcarze i ponuracy, byli tacy, którzy popołudniowy trening traktowali z przymrużeniem oka, choć znaczna większość podchodziła ambicjonalnie do każdej akcji. Wstyd się przyznać, ale zamiast robienia szczegółowych notatek, tak jak uczono na wykładach, szkicowałam postać każdego z zawodników i opisywałam ich w krótki, subiektywny sposób, bazując głównie na pierwszym wrażeniu. Było to nad wyraz niedojrzałe z mojej strony, gdyż w pierwszej pracy wypadałoby się postarać. Mimo tego, sprawiało mi to ogromną frajdę. Dawniej byłam niedobrą studentką. Po treningu pożegnałam się z chłopakami oraz trenerem i udałam się w stronę wyjścia. Kłos z Cupkovicem za bardzo rozpędzili się goniąc się po korytarzu, co zaowocowało potrąceniem mnie na schodach i upuszczeniem notatek. Rozsypały się prawie na całą kondygnację. Któryś z nich wrzasnął „Przepraszam!” i rzucił się na kolegę. Cicho westchnęłam i zaczęłam zbierać wszystkie „dokumenty”. Gdy zamierzałam podnieść jeden z nich, uprzedziła mnie czyjaś dłoń.
- Zostaw to!- pisnęłam, starając się schwycić szkic. Wlazły jednak szybko się zorientował i uniósł papierek do góry, zdecydowanie poza moim zasięgiem.
- Co to takiego?- zapytał, wczytując się w moje zawijasy.
- Nie twoja sprawa, oddaj!- wciąż próbowałam doskoczyć na wysokość jego rąk. Czułam się jak mała dziewczynka i na taką chyba wyglądałam.
- Mariusz Wlazły, numer drugi, kapitan drużyny…- cholera, że też musiał trafić na swój własny opis!- Typ: Ponurak, chociaż czasem walnie jakiś dobry dowcip. Zawsze skupiony na grze. Spokojny, zrównoważony, aż do bólu. Niby się uśmiecha, ale w wyjątkowych sytuacjach (kolega powie coś dowcipnego, ktoś potknie się o własne nogi, etc.) Trudno go zdenerwować, dobrze mu z oczu patrzy.- Załamana złapałam się za głowę. No, niezłe pierwsze wrażenie na nim wywarłam. Obok opisu był rysunek patykowatego człowieczka w getrach i z charakterystycznym uśmiechem. Kręcił piłkę na palcu wskazującym prawej dłoni. Podniosłam wzrok, starając się przybrać skruszoną minę. Wlazły spojrzał na mnie i zaczął się… śmiać. Śmiał się w niebogłosy, aż musiał złapać się za brzuch. Doprawdy, co w tym takiego zabawnego?
- Co cię bawi?- warknęłam, lekko wytrącona z równowagi.
- Nic, tylko że… Trafiłaś w sedno. Nikt opisał mnie w taki sposób, bazując na jednym spotkaniu. Obrazek też niezły. Naprawdę mam takie chude nogi?- dodał, uśmiechając się, czym kompletnie zbił mnie z tropu.- Masz tam jeszcze kogoś?- zapytał i nie czekając na odpowiedź chciał się dobrać do moich cennych notatek.
- Mam!- odburknęłam, ściskając plik kartek niczym ukochanego misia- Ale nie oddam.- dodałam, wciąż lekko oszołomiona. Mariusz zaśmiał się tylko i pożegnał.
- Poczekaj!- krzyknęłam za nim. Zatrzymał się i odwrócił w moją stronę- Czy te szkice mogą zostać między nami? To trochę nieprofesjonalne podejście z mojej strony i nie chciałabym, żeby tak postrzegali mnie wszyscy zawodnicy…- wytłumaczyłam, starając się być przekonująca.
- Jasne, moje milczenie masz jak w banku- odparł, udając, że zamyka sobie usta, a potem wyrzuca kluczyk. Uśmiechnął się znowu i odszedł. Stałam przez chwilę jak słup soli, a gdy już otrząsnęłam się z tej całej sytuacji, zaśmiałam się pod nosem i ruszyłam w stronę wyjścia. 
Od firmy dostałam małe mieszkanko pięć minut drogi od hali. Był tam salon z telewizorem, sypialnia, łazienka oraz kuchnia, i dla mnie najważniejsze- podłączenie do Internetu, co dawało mi stały kontakt ze światem. Zdjęłam buty, powiesiłam kurtkę na wieszaku, a torbę rzuciłam w kąt. Przygotowanie sobie gorącej herbaty i kanapki zajęło mi kilka minut, po których ułożyłam się ze swoją kolacją na kanapie (o mało nie wylewając wrzącego napoju) i włączyłam telewizor. Akurat trafiłam na mecz Politechniki Warszawskiej z Resovią Rzeszów. Otwarcie kibicowałam tym pierwszym, ponieważ właśnie od tego klubu zaczęła się moja przygoda z siatkówką, poza tym kilkoro moich znajomych z większym lub mniejszym powodzeniem reprezentowało warszawskie barwy. Poza tym, byłam rodowitą Warszawianką i dawni gracze „Metra Warszawa” byli mi znani. Nie miałam ochoty obdzwaniać całej rodziny i dzielić się informacją na temat mojego pierwszego dnia w pracy. Zamiast tego odłożyłam laptopa, ułożyłam się wygodniej na kanapie, a gdy mrugnęłam przy wyniku 22:19, oczy otworzyłam przy wyniku 21:23, ale już w czwartym secie. Zapowiadało się na tie-break ale niewiele mnie to obchodziło, gdyż powieki miałam jak z ołowiu. Wyłączyłam odbiornik i wpół śpiąca doczłapałam się do sypialni.
Rano obudził mnie dźwięk budzika, który na szczęście był ustawiony. Niezbyt dobrze bym wypadła spóźniając się do pracy pierwszego dnia. Tym razem odpuściłam sobie elegancki wygląd i zamiast sukienki i szpilek wybrałam czarne trampki, tegoż samego koloru rurki i zieloną bluzę z kapturem, w której odrobinę tonęłam, bo była o numer za duża. Falujące włosy sięgające prawie do pasa związałam w wysoką kitkę, rzęsy potraktowałam wydłużającym tuszem. Po zjedzeniu śniadania wpakowałam do torby portfel, komórkę, mój nieodłączny zeszyt z notatkami i długopis. Zamknęłam drzwi od domu i ruszyłam w stronę hali. W połowie mojej pięciominutowej wędrówki drogę zajechało mi czarne BMW. Stało się to tak niespodziewanie, że odskoczyłam od niego z wrzaskiem.
- JEZUS MARIA!- ryknęłam na całą ulicę, łapiąc się za serce. Bełchatów o dziewiątej rano nie był zbytnio zaludnionym miejscem, toteż nikt nie zwrócił na tek krzyk uwagi. Przyciemniana przednia szyba powoli się odsunęła.
- Wystarczy Paweł- Zatorski błysnął białymi zębami, najwyraźniej bardzo zadowolony ze swojego postępowania.
- Wystraszyłeś mnie jak jasna cholera!- krzyknęłam znowu, chyba bardziej w wyniku szoku niż strachu.
- Taki był plan- odparł, wciąż szeroko się uśmiechając.- Może cię podwieźć?- zapytał, uchylając drzwi od strony kierowcy, co było odrobinę bez sensu, bo łatwiej byłoby obejść auto, a nie czołgać się po jego kolanach.
- Zostało mi ze trzysta metrów do celu- odparłam niepewnie- chyba podziękuję, zważywszy na to, że wolałabym pierwszego dnia przyklejać sobie łatki „tej co wozi się z Zatorskim”- dodałam, szczerząc się wesoło.- zresztą, zaraz się spóźnię- powiedziałam jeszcze, ruszając z miejsca. Samochód zagrodził mi drogę, znów stanęłam jak wryta.
- Dlatego właśnie oferuję podwózkę- nalegał, bez przerwy się uśmiechając. Nagle wydał mi się przeraźliwie natrętny.- niespodziewanie jego telefon cicho zabrzęczał. Wziął urządzenie do ręki i zaczął czytać wiadomość.
- Naprawdę jestem zmuszona odpowiedzieć…- chłopak przerwał mi w pół słowa
- Dobrze, ja w takim razie nie będę nalegał. Do zobaczenia na treningu!- dodał na odchodne po czym ruszył z piskiem opon. Stałam tam jeszcze przez kilka chwil ze zdezorientowaną miną. Co to miało być? Otrząsnąwszy się ruszyłam z miejsca prawie biegiem. Zaraz będę spóźniona! Wparowałam do swojego gabinetu lekko zdyszana. Żałuję, że dałam sobie spokój z bieganiem. Kiedyś całkiem nieźle mi szło… Na biurku zobaczyłam stos karteczek w różnych kolorach. Oniemiała usiadłam i wzięłam pierwszą z brzegu do ręki. Czyżbym miała anonimowych klientów potrzebujących pomocy psychologicznej? Kartka była złożona na dwa razy, rozprostowałam ją i zaczęłam czytać.
„Coś czuję, że chłopaki często będą do Pani przychodzić… Ma Pani nieziemskie oczy! J
-W inicjatywie przyjacielskiej pisał Karol K.”
Następna kartka była kanarkowo żółta, zapisana małym, czarnym druczkiem.
„Najmilsza! Wybacz mi za to dzisiejsze zatrzymanie na ulicy… Pewnie wyszedłem na natręta, ale chłopaki musieli mieć czas na dostarczenie listów… Witamy w klubie!
Proszący o wybaczenie Paweł Z.”
Kolejny liścik był pisany na białej kartce, tym razem niebieskim atramentem:
Umawia się Pani na randki ze swoimi klientami?
- Oczekujący ze zniecierpliwieniem Trzej Muszkieterowie
Następna notka była pisana była bardzo niewyraźnie czarnym piórem:
Jestem bardzo ciekaw Pani metod… Wiem tylko, ze bedzie super! : )
- Mario
Karteczek było tyle ile zawodników, wszystkie były krótkimi tekstami od siatkarzy, niektóre podpisane, a niektóre anonimowe. Ostatnia z nich była napisana dużymi, drukowanymi literami na zielonym papierze:
JA MAM ŻONĘ I NIE POWIEM O PANI NIC, CO MOGŁOBY BYĆ WYKORZYSTANE PRZECIWKO MNIE!  Ale czuję, że ma Pani poczucie humoru niech Pani uważa na różne dowcipy. Te siatkarzyny z drużyny to doprawdy dziecinne chłopaki… Proszę  obawiać się krzyżów na plecach J
- Michał (ten przystojniejszy :D)
Parsknęłam śmiechem i otarłam łzy wzruszenia, które niewiadomo kiedy ktoś przemycił na moją twarz. Dawno nikt nie powiedział mi tylu pokrzepiających słów naraz! To naprawdę miłe, że zrobili dla mnie coś takiego. Wyjęłam z drukarki czystą, białą kartkę, wzięłam długopis i szybko nabazgrałam dla nich odpowiedź. Wyszłam z pokoju i przykleiłam ją taśmą klejącą do drzwi. Odwróciłam się na pięcie i pognałam na trening. Panie sprzątaczki przez następne kilka godzin mogły podziwiać napis:
Dziękuję za wszystkie listy! Jesteście świetni (:
*Do Trzech Muszkieterów: Niestety nie umawiam się na randki z pacjentami, ale zawsze możecie próbować! :D
Na hali pojawiłam się w wyśmienitym humorze i witając się z każdym po kolei ruszyłam w stronę swojego krzesła. Przez cały trening obserwowałam chłopaków w akcji, analizowałam ich miny, sposób zachowania, podejścia do gry, trenera i kolegów z zespołu. Najlepsze pierwsze wrażenie wywarli na mnie Aleks, Karol i Winiar. Tych trzech panów dbało o to, żeby na treningu zawsze coś się działo. To tańczyli, to śpiewali, to rzucali śmiesznymi anegdotkami… Sama ich obecność wywoływała uśmiech na twarzy. Cała drużyna była dość luźno nastawiona do jutrzejszego meczu z Treflem, bo ich obowiązkiem było wygrać to spotkanie. Nie mogli oczywiście lekceważyć przeciwnika, ale każdy wiedział, że ten mecz potraktują jako trochę cięższy trening. Tylko Bąkiewicz snuł się po boisku jak zbity pies, praktycznie nic mu nie wychodziło. Sztab szkoleniowy zupełnie olewał jego zachowanie, ale ja nie mogłam tak po prostu tego zostawić. Jeżeli nie stawi się w moim gabinecie dzisiaj i jeśli po jutrzejszym spotkaniu nic się nie odmieni to zaciągnę go tam siłą. Gdy chłopacy zbierali się do szatni krzyknęłam, żeby chwilę poczekali. Nie usłyszeli mnie, a nie miałam zamiaru szukać ich po szatniach. Wzięłam głęboki oddech i przeciągle zagwizdałam na palcach. Odwrócili się jak jeden mąż, zdziwieni. Uśmiechnęłam się z wyraźną satysfakcją.
- Chciałam tylko przypomnieć, że przyjmuję w swoim gabinecie od zaraz, więc jeśli byście chcieli mnie znowu zobaczyć, to wiecie gdzie szukać- odparłam, zwracając się bardziej do Michała, niż do całej reszty. Gdy kilku z nich pokiwało głowami, odwróciłam się na pięcie i udałam do siebie.
Gabriela Kruk nie jest humanistą i potrafi wyciągać wnioski, a także myśleć o przyczynach i skutkach. Nauczona doświadczeniem, dzisiaj wzięłam ze sobą grubaśną książkę, jakiś amerykański thriller. Będąc na sto dwudziestej szóstej stronie, w momencie gdy główną bohaterkę budzi dźwięk dzwonka do drzwi i kiedy okazuje się, że wcale nie jest martwa w moim rzeczywistym świecie odzywa się nieśmiałe pukanie. Krzyczę głośno „Proszę!”, drzwi uchylają się, a w drzwiach pojawia się twarz, o której problemach rozmyślam praktycznie od początku dnia. Nie chodzi mi tu o trzydziestopięcioletnią kobietę sukcesu, która nagle zaczyna mieć zwidy, ani o jej mężu, który w rzeczywistości jest cholernym początkującym hipnotyzerem, który miesza jej w umyśle. Na koniec i tak pewnie ją zamorduje. W moim gabinecie stoi Michał Bąkiewicz, już w codziennym stroju, z wielką czarną torbą na ramieniu. Wokół roznosi się przyjemny zapach męskich perfum, który dociera do mnie dopiero po kilkunastu sekundach.
- Witaj Michał. Co cię do mnie sprowadza?- zaczynam dyplomatyczne, uśmiechając się ze zrozumieniem, chociaż mógłby równie dobrze przyjść i życzyć mi miłego wieczoru. Ale ja wiem, że tak nie jest. Zbyt długo obserwowałam ludzi, żeby nie zauważać zmiany w ich zachowaniu. Teraz widzę jak chłopak przeczesuje wilgotne po prysznicu włosy, patrzy w podłogę, zajmując się skubaniem kremowego swetra. W końcu odzywa się.
- Problemy- podnosi głowę, a to jedno słowo sprawia, że chcę jak najszybciej mu pomóc.
- Twoje problemy do moja praca- odpowiadam, pokazując mu fotel- Siadaj.- Michał posłusznie siada, głowę opiera na skórzanym oparciu, splata ręce. Patrzy na mnie swoimi dużymi, brązowymi oczami i zaczyna mówić.
- Ostatnio nic mi nie wychodzi. Spieprzyłem mój związek, pieprzę stosunki z rodziną, ze znajomymi, ze wszystkimi. Nawet wszystkie akcje pieprzę. Nawrocki nie ma ze mnie nic dobrego i wiem, że to nie jest kwestia słabej formy. Po prostu wszystko sypie mi się na głowę, a ja nie umiem tego przeczekać. Próbowałem, Gaba i nie umiem. – Rozczulił mnie sposób, w jaki zdrobnił moje imię. Jego głos był bardzo ciepły, mimo całego tego żalu. Zapragnęłam go przytulić, przelać tę pozytywną energię na niego, żeby wszystkie czarne chmury odeszły.
- A zrobiłeś coś, żeby to wszystko naprawić?- zapytałam, a on otworzył usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Siedział tylko jak rybka wyjęta z wody, łykając powietrze.
- Nie- odpowiedział w końcu, zaskoczony.- Ale co miałem niby zrobić?- spytał rozżalony, wciąż nie wiedząc jak pójść naprzód.
- Pogódź się z dziewczyną, albo znajdź sobie kogoś nowego. Zadzwoń do rodziców, do rodzeństwa, przeproś ich. Utrzymuj dobre kontakty ze znajomymi, częściej wychodź z domu, baw się. A siatkówka to nie tylko sposób na zarabianie, to również zabawa. Przecież wciąż jesteś tym małym dzieciakiem, któremu odbijanie piłki sprawiało radość, a poza grą nie liczyło się nic więcej. Musisz się tylko obudzić, Michał. Baw się, bo żyje się tylko raz, no chyba że jesteś hindusem, to masz kilka alternatyw- zaśmiał się cicho, a w jego oczach zatańczyły wesołe iskierki.
- I musiałem przyjść do ciebie, żeby dojść do takiego banalnego wniosku? Jestem idiotą- odparł, łapiąc się za głowę. Był jednak znacznie weselszy,  bo wiedział już co zrobić.
- Czasem potrzebujemy tego kogoś, kto wytłumaczy nam co i jak. A dzisiaj to ja jestem twoją Superwoman, która ratuje cię w opresji.- zażartowałam, udając że zrywam się do lotu, aby pomagać potrzebującym. Zaśmiał się ponownie, znowu odgarniając włosy z czoła. Komuś by tu się przydał fryzjer…
- Dzięki Gaba, jesteś wielka- wstał i uścisnął moją dłoń- Idę naprawiać to, co spieprzyłem.- dodał, szeroko się uśmiechając.
- Powodzenia!- krzyknęłam za nim, ale zdążył już zamknąć za sobą drzwi.
Więc to było moje pierwsze zlecenie. Dość banalne, ale cieszę się, że mogłam mu pomóc. Teraz wystarczy tylko obserwować postępy. Uśmiechnęłam się do siebie, czując szczęście z powodu wykonania czegoś dobrego. Chyba właśnie dlatego zdecydowałam się na pracę psychologa…
Gdy usadowiłam się wygodniej na fotelu i otworzyłam ponownie książkę, przerwało mi natarczywe pukanie do drzwi.
- Kogo niesie?- zapytałam, odkładając upragnioną lekturę.
- Najprzystojniejszego mężczyznę jakiego w życiu widziałaś, ludzie mówią, że mam coś z greckiego boga…- odparł Kłos, wchodząc do mojego gabinetu. Spojrzałam na niego sceptycznie
- Już myślałam, że dwudziestopięcioletni Johnny Depp przeniósł się w czasie i zaczął mówić po polsku…- mruknęłam z żalem.
- Auć, to był cios- Karol złapał się za serce w udawanym geście rozpaczy.- Jak idzie praca naszej pani psycholog?- zapytał i nieproszony walnął się z impetem na fotel. Pokręciłam z dezaprobatą głową
- Całkiem nieźle, miałam już pierwszego klienta. A ciebie Karolu, co do mnie sprowadza?- splotłam ręce, opierając się o blat biurka. Kłos uśmiechnął się szeroko
- Impreza jest. Inauguracyjna. Wszyscy chcemy się lepiej poznać… I dłużej popatrzeć- wytłumaczył, a ja parsknęłam śmiechem.
- Nie powinniście urządzać imprez dzień przed meczem- zganiłam. Karol machnął ręką
- E, nie takie rzeczy się robiło. Dzisiaj o osiemnastej, w domu Aleksa. Będą wszyscy oprócz Daniela i Bąka, bo Papa musi opiekować się dzieciakami, a ten drugi mówił, że musi dzisiaj coś koniecznie załatwić. Piszesz się?- zapytał, imitując minę kota ze Shreka
- Jasne, czemu nie- odparłam- muszę najpierw skończyć książkę, bo nie zasnę w nocy- dodałam, machając mu przed nosem swoją lekturą.
- Steven zamorduje Marry z chorobliwej zazdrości o Henrego, gdyż oboje są homoseksualistami. Steven manipulował Henrym, żeby ten doprowadził swoją żonę do szaleństwa. Kiedy miała zabić się z rozpaczy za nienarodzonym dzieckiem, którego w rzeczywistości nigdy nie miała, jakiś pijany kierowca nieświadomie skraca jej cierpienia.- jego streszczenie sprawiło, że otworzyłam usta zszokowana. Nie znosiłam, gdy ktoś opowiadał mi treść książki, w którą zdążyłam się już wciągnąć.- Będę u ciebie za piętnaście szósta.- błysnął uśmiechem i tyle go widziałam.
- ZDYCHAJ W MĘCZARNIACH TY SZATAŃSKI BĘKARCIE!- wrzasnęłam, a wrzaskiem poleciał mój but, który odbił się jak kauczukowa piłeczka od drzwi. Skubany miał niezły refleks.
Kolejną godzinę spędziłam na wypełnianiu papierkowej roboty, która pochłonęła mnie w rzeczywistości na odrobinę dłużej niż powinna. Szybko zebrałam się do domu, co jakiś czas zerkając na zegarek. Zostały dwie godziny do przyjazdu Karola.

__________________________________________
No cześć! :) Zamieszczam pierwszy rozdział, bo prolog był tak przez Was rozchwytywany (he he he, nieprawda), że postanowiłam dodać szybko coś nowego. Ja przepraszam za tę niecierpliwość, po prostu zakładając bloga miałam w głowie te tysiące wyświetleń, kilkanaście komentarzy pod rozdziałem... Ja wiem, że takie rzeczy się robią z czasem albo jak opowiadanie jest słabe, to się wcale nie robią :D Miejmy nadzieję, że to przyjdzie, a ja postaram się być nieco bardziej cierpliwa. Bo kiedy czytam jakiegoś dobrego bloga, to zawsze zostawiam komentarz, bo to serio miłe, kiedy ktoś pisze coś od siebie. Nawet jeżeli to krytyka (nie żeby wiadro pomyj, ale coś konstruktywnego) to człowiekowi robi się miło, że ktoś chce pomóc, naprowadzić. Ale nie zrzędząc już dalej, po prawej stronie są blogi, które odwiedzam, mój twitter i szablon, który aktualnie znajduje się na blogu. W rzeczywistości powinien wyglądać dużo lepiej, ale nie potrafiłam poradzić sobie z ustawieniami, sorki :)
A, i dziękuję Szatynce za pierwszy komentarz. Dziewczyno, zapamiętam Cię do końca życia XD
Nabijajcie licznik, kochane! A ja chętnie poczytam Wasze opowiadania, bo do piątku siedzę w domu i nie mam co robić
Buziaki, i mam nadzieję, że rozdział się podobał. Jeżeli nie, to ja dopiero się rozkręcam! :D
EDIT: FACUNDO CONTE PODPISAŁ KONTRAKT ZE SKRĄ BEŁCHATÓW!!!
To się robi przerażające, bo przewidziałam i jego i Andrzeja Wronę... Chyba zacznę żyć z wróżenia. Wybaczcie, ale musiałam się z Wami tym podzielić! Jeżeli kiedyś Sebastian Sole zawita w Polsce to ja mogę umierać. Poważnie.

16 komentarzy:

  1. Odkryłam dziś Twojego bloga i naprawdę mi się podoba :)
    Wiesz, ja też miałam w planach wyświetlenia komentarze i diabeł wie co jeszcze, ale pierwszą historię zakończyłam z 3 tys wyświetleń -,- z drugą leci do przodu, ale wiesz, jak będzie tak będzie
    Super, nie mam życia, jestem kompletnym nolifem, siedzę o 22 :30 na kompie! (y) Ja mistrz!
    Po pierwszym rozdziale trudno cokolwiek wywnioskować, ale myślę, że Gaba dobrze doradziła Michałowi, muszę się chyba zacząć stosować :)
    Kiedy mogę liczyć na nowy rozdział? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam zapisane 34 strony w wordzie, więc będę się starała dodawać coś średnio raz w tygodniu, a potem się zobaczy. Obiecuję, że będzie ciekawiej, bo na razie to tylko takie babranie się we wstępie XD
    Spokojnie, ja też tu siedzę, a jutro pewnie wstanę niczym zombie... Takie nasze nerdowskie życie :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojejejejejeju ! :D
    To jest takie ... takieee ... megasuperzajebiaszcze ! :D I ogółem to bardzo mnie cholerka zainteresowałaś swym opowiadaniem moja droga ;D
    Czekammm , czekam z niecierpliwością ! :)
    Jak możesz to informuj mnie na GG:44806794 , proszę ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurcze! Ciągle obiecuję sobie, że już nie będę zaczynała nowych historii bo ledwo się wyrabiam z tymi, które czytam, a znowu się złamałam! I nie żałuję! Panowie są widocznie zainteresowani Gabrielą ;) Te liściki były takie fajne ;D "Ten przystojniejszy Michał" i tak był najlepszy :) Impreza? Już nie mogę się doczekać tek siatkarskiej rozpierduchy! ;) Tak więc czekam, czekam! I dziękuję Ci za miłe słowa na moim blogu ;) Pozdrawiam, Embouteillages :)

    OdpowiedzUsuń
  5. bardzo przepraszam za ten błąd ortograficzny:) niby mam 5 z ortografii, ale jak każdemu zdaża mi się błąd i nawet go nie zauważam... przepraszam jeszcze raz, poprawię go i postaram się w następnych rozdziałach bardziej uważać:D
    nie, to tylko na rzecz prologu. nie dałabym rady cały czas pisać w tym samym stylu. w następnych rozdziałach będzie pisane z perspektyw różnych ludzi- głównej bohaterki, bohatera, ale i bohaterów "postronnych" (nie wiem jakim innym słowem to zamienić). cieszę się, że Cię zaciekawiło! dzisiaj po 17-tej pierwszy rozdział;)

    OdpowiedzUsuń
  6. wow świetny problemy siatkarzy zapowiada się nieźle :) czekam na więcej :) pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Niesamowity! Na pewno będę zaglądać tu częściej i czekam na kolejny rozdział. Zapraszam również do mnie http://siatkowka-mojamilosc.blogspot.com/
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  8. zapowiada się ciekawa historia, będę tu wpadać :)


    jakbyś miała czas i ochotę to zapraszam do siebie, może Cię zaciekawi :)
    http://zwyklyczas.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. To zacznę od tego, że jeśli pod którymś rozdziałem nie zostawię komentarza, to przepraszam bardzo bardzo, ale przeczytany będzie na pewno! :) Jednakże postaram się być na bieżąco z komentowaniem ;>

    Opowiadanie ciekawie się zaczyna. Liściki od chłopaków były bardzo miłe, ale wg mnie najlepszy był od Winiara. MAm nadzieję, że Bąkiewiczowi wszystko się ułoży ;)

    Świetnie piszesz, nie robisz błędów interpunkcyjnych i językowych, które zdarzają się na większości blogów, a ja jestem na nie strasznie wyczulone :D Poza tym jest ciekawie, inaczej. Raduję się niezmiernie, że Gaba będzie pracować w klubie, a nie reprezentacji, bo to coś innego. Większość blogów tyczy się właśnie naszych Orzełków, a tutaj taka przyjemna odskocznia ;]


    Jestem strasznie ciekawa tej imprezy, bo coś czuję, że nie będzie taka najzwyklejsza (w końcu to Skrzaty!).

    Pozdrawiam serdecznie c:
    (Wiktoria)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  11. Weszłam tu z ciekawości i chyba już zostanę na dłużej. Czekam na kolejny rozdział . :D


    Zapraszam do siebie : http://realoveone.blogspot.com/



    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo Ci dziękuję za komentarz i dodanie bloga do ulubionych.
    Zapraszam do mnie http://wposzukiwaniubieliiczerwieni.blogspot.com/ pojawił się nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Lubię Gabrysię. Liściki były przeurocze ! <3 Dobrze, że Michał zwierzył się Gabrysi, a Karol jest nienormalny, a to streszczenie tej książki było przerażające, haha xd
    Dzięki za odwiedziny na blogu ;D
    Pozdrawiam :)

    nierealni.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Od początku. Bardzo się cieszę, że dałaś mi o sobie znać :) Podoba mi się sposób w jaki wszystko i wszystkich opisujesz. W zakładce "Czytelnik" chętnie przyjmę informacje o Twoich nowych rozdziałach!
    Ogólnie rzecz ujmując, urzekła mnie Twoja historia :D Wyczuwam jakieś romansidło na linii Gabi-Karol. Mam nadzieję, że moje przeczucia się sprawdzą, bo już polubiłam tę parę mimo, że parą (jeszcze?) nie są ;)
    Ściskam Cię i życzę dużo cierpliwości i wytrwałości ;*
    K.
    http://us-against-the-world-xx.blogspot.com/
    http://the-best-is-yet-to-come-xx.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. Zapowiada się ciekawie :> Bycie psychologiem bandy dorosłych facetów nie może być łatwe, ale mam nadzieje, że Gabi podoła temu zadaniu. Od razu widać, że przypadła im do gustu, więc jakoś sobie poradzi, no i na pewno będzie pracować w super atmosferze ;)
    Zapraszam do mnie na 18 rozdział na
    http://lonesome-tears-in-my-eyes.blogspot.com/ i pierwszy rozdział na nowym blogu http://i-want-to-hold-your-hand.blogspot.com/ mam nadzieje, że ci się spodoba :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie wiem czemu (albo i wiem? hm..) ale najbardziej mnie 'rozwalił na łopatki' tekst - "- ZDYCHAJ W MĘCZARNIACH TY SZATAŃSKI BĘKARCIE!" xd mocne! ;D ii fajnie, że przez rozdział przewinął się motyw Mariusza, którego baaardzo lubię :) ale rozumiem, że na głównego bohatera wysuwa się Karol? :D
    a jeśli chodzi o tą 'odautorską' notkę, too powiem Ci, że też zakładając bloga (głównie z opowiadaniem) to też miałam nadzieję na jakieś fanfary czy coś :D ale piszę już drugie i w sumie jest średnio ;)
    ale czytam dalej Twoje boo wciąga ;) pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń