Zdążyłam zrobić sobie szybki
obiad, a gdy zostało mi półtorej godziny zaczęłam się przygotowywać. Stojąc
przed szafą zastanawiałam się nad ubiorem. Przecież Kłos powiedział, że to
będzie impreza, prawda? A na imprezę nie można pójść w zwykłych dżinsach i
bluzie. Wybrałam dla siebie granatową sukienkę na ramiączka z kanciastym
kołnierzem wyszywanym srebrnymi diamencikami oraz masywne, zielone szpilki,
które nadawały kreacji odrobinę żywiołowości. Usta pociągnęłam szkarłatną
szminką, a oczy starannie wytuszowałam i doprawiłam kreską. Włosy zostawiłam
rozpuszczone, bo dzisiaj nadzwyczaj dobrze się układały i szkoda byłoby to
zmarnować. Za piętnaście szósta zadzwonił domofon. Kazałam Karolowi chwilkę
poczekać, zamknęłam za sobą drzwi, a klucz schowałam do torebki. Zbiegłam po
schodach, o mało nie wywijając artystycznego orła na ostatnim schodku. Wypadłam
jak burza z bloku i wpadłam na dwumetrowego osobnika w płaszczu. Obleciał mnie
od góry do dołu, na co spłonęłam rumieńcem.
- Nieziemsko wyglądasz- pochwalił
chłopak
- Jestem w kurtce.- zauważyłam
sceptycznie.
- I tak jest bosko- odarł chłopak
z uśmiechem. Wolałam podchodzić do siatkarzy z rezerwą, postanowiłam nigdy nie
wiązać pracy z życiem osobistym. Ale czy to nie ja jechałam właśnie na imprezę
do osoby, która w każdej chwili może wejść do mojego gabinetu z zamiarem
wyrzucenia z siebie wszelkich trosk? Tak, to ja. Ale przecież poprzez bliższe
poznanie polepszy mi się kontakt z chłopakami. Nie ma w tym nic złego. Oprócz
tego, że prawie się nie znamy. Moje rozmyślania przerwała nagła cisza. Silnik
zgasł, byliśmy na miejscu. Karol niczym prawdziwy gentelman otworzył drzwiczki
od strony pasażera i pomógł wyjść mi z auta.
- Mam nadzieję, że nie
przychodzimy tu jako para?- zapytałam, lekko stremowana.
- Żartujesz? Znamy się zaledwie
dwa dni, ale jeśli chcesz się spieszyć…- zaczął zawadiacko, ale przerwałam dając
mu sójkę w bok. Dalszą wymianę zdań przerwało otwarcie drzwi frontowych.
- Witam szanownych państwa-
powiedział gospodarz ze śmiesznym angielskim akcentem i skłonił się nisko,
prawie dotykając nosem wycieraczki- Miło, że zjawiliście się w moich skromnych
progach.
- Cześć Aleks- przywitałam się z
nim, podając mu dłoń. Po chwili Serb wraz z moim towarzyszem wykonali
przedziwny rytualny taniec, który zakończyli spleceniem rąk i uderzeniem się w
czoło. W tej właśnie pozycji zastał ich Maciek Muzaj
- Co robicie, gejuchy?- zapytał,
przeciągając samogłoskę „u”.- Jak to tak, roko-czaka-mambwa beze mnie?! Jestem
doprawdy załam…- biedak przerwał w pół zdania, zauważywszy moją skromną osobę
stojącą przed wejściem. Zrobił się najpierw blady jak ściana, a potem czerwony
jak wóz strażacki- Dzieńdobrypani- wydukał niewyraźnie i schował się z powrotem
za drzwiami. Karol i Aleks parsknęli śmiechem, a ja postanowiłam zająć się kiedyś
tą Maćkową nieśmiałością. Pracujemy razem, będziemy widywali się codziennie, a
on- raptem dwa lata młodszy zwraca się do mnie per „Proszę Pani” i ucieka kiedy
tylko mnie zobaczy. Odrzuciwszy na razie pomaganie zagubionym duszyczkom
weszłam do mieszkania. Zdjęłam płaszcz i powiesiłam na wieszaku. Karol mruknął
coś z aprobatą, puścił do mnie oczko i zniknął w tłumie gości. Aleks niczym
prawdziwy gospodarz poczekał na mnie i pokazał mi wszystko, co może okazać się
potrzebne podczas pobytu w jego domu. Nie omieszkał również zwrócić szczególnej
uwagi na apteczkę w kuchni, choć miałam nadzieję że było to przypadkowe i
chłopaki nie planują nic nabroić. Wśród gości odnalazłam kilkanaście znajomych
twarzy, lecz kilka osób wydało mi się zupełnie obcych. W tym dwie około
trzydziestoletnie kobiety siedzące przy stole i rozprawiające o swoich
kłopotach bez zwracania uwagi na świat zewnętrzny. Kojarzyłam skądś ich twarze,
ale nie byłam pewna skąd. Nagle jak spod ziemi wyskoczył Mariusz i wziął mnie
pod rękę. Po drugiej stronie pojawił się Winiar i zrobił to samo.
- Witam panią psycholog!-
wykrzyknął Michał wesoło, chwytając mnie niemalże pod pachy- zorganizowaliśmy
ci towarzystwo, żebyś nie czuła się samotna- mówiąc to, doprowadził mnie do
dwóch siedzących kobiet, które przerwały rozmowę i przypatrywały nam się z
lekkim rozbawieniem.
- Oto moja żona- napuszył się Wlazły,
wskazując na siedzącą po prawej stronie brunetkę w okularach
- A to moja- Winiarski dumnie
wypiął pierś, demonstrując mi wybrankę swego serca.
- Kochana, ciesz się, że dzieci
są w drugim pokoju bo ci idioci pobiliby się o to, kto jest bardziej podobny do
ojca…- Odezwała się pani Dagmara, klepiąc krzesło koło siebie. Świadoma jej
gestu posłusznie między nimi usiadłam.
- Miłej zabawy!- wykrzyknął
Szampon i obaj wybiegli z pokoju w podskokach.
- Witaj w klubie trzeźwych-
przywitała się pani Wlazły- ktoś tych pacanów musi odprowadzić do domu… Poza
tym nie było gdzie dzieci oddać- uśmiechnęła się, podając mi dłoń- Jestem
Paulina, a to Dagmara- dodała, wskazując na przyjaciółkę. Przywitałam się z
obiema i bąknąwszy swoje imię ucichłam. Dziewczyny były jednak domyślne i
zauważyły to, że się przy nich stresuję. Zaczęły zadawać mi pytania odnośnie
pracy, zainteresowań oraz tego, jak żyje mi się w Bełchatowie. Opowiedziały też
o sobie, dodały kilka zabawnych anegdotek z „życia żony siatkarza”, mówiły o
swoich dzieciach, o metodach wychowania, aż po pewnym czasie rozmowa zeszła na
gotowanie. Po jakimś czasie z pomieszczenia obok wybiegł mały, blond włosy
chłopczyk. Uczepił się Pauliny i zaczął nad nią skakać, widocznie się nudził. Po
chwili przybiegł kolejny, który z kolei uwiesił się na szyi Dagmary i po kilku
minutach zasnął. Wlazły Junior był zupełnie zrozpaczony i w pełnej gotowości
aby budzić kolegę, lecz mama i ciocia skutecznie odwiodły go od tego pomysłu. W
pewnej chwili wpadłam na pewien pomysł. Od zawsze uwielbiałam bawić się z
dziećmi, a Paulina wyglądała dzisiaj na dosyć zmęczoną.
Przykucnęłam przy małym Arku i
głośno westchnęłam.
- Szkoda, że nie ma tu kogoś, kto
razem ze mną zbudowałby wieżę z klocków…- rzuciłam zdanie w powietrze, ale
chłopiec natychmiast się rozochocił
- Ja jestem!- krzyknął, o mało
nie budząc swojego kolegi- Mam klocki, w pokoju.- dodał i ruszył w stronę
drzwi. Paulina rzuciła mi spojrzenie typu „Wcale nie musisz tego robić”, a ja w
odpowiedzi uśmiechnęłam się szeroko.
- Czekałam na moment zabawy cały
wieczór. Nie przegapię takiej okazji!- szepnęłam, a potem przyłożyłam palec do
ust. Kobieta rozpromieniła się i wydała z siebie bezgłośne podziękowanie.
- Idziesz, czy nie?- zapytał
zniecierpliwiony chłopczyk, przyglądając mi się ze sceptyczną miną. Miał w
sobie coś z ojca.
- Jasne, że idę!- odparłam i
ruszyłam za nim. Mały nie kłamał i rzeczywiście miał w pokoju ogromne pudło
pełne klocków.- Co budujemy?- zapytałam, sadowiąc się na puszystym, zielonym
dywanie.
- Smoka- odpowiedział stanowczo,
rozpakowując pudełko.
- A może zbudujemy jeszcze zamek?
Żeby smok miał co spalić. Wiesz przecież, że smoki zioną ogniem?- zapytałam,
powoli układając klocki
- Wiem. Trzeba zrobić zamek, bo
smok będzie bezrobotny- odparł, już skupiając się na swojej budowli.
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi. Całkiem szybko łapie jak na pięciolatka. Po
półgodzinie wyczerpującej pracy mieliśmy już smoka, a po kolejnych czterdziestu
minutach na dywanie stanął piękny zamek z otwieraną mechanicznie bramą. Na
straży stało kilkoro ludzików z włóczniami, aby uchronić króla przed
niebezpieczeństwem.
- Teraz opowiedz bajkę-
zarządził, a po chwili ziewnął rozdzierająco.
- A nie jesteś przypadkiem
śpiący?- zapytałam, przejrzawszy go na wylot.
- Nie!- skrzyżował rączki w
geście zawziętości i usadowił się wygodniej, oparłszy o fotel. Przyjrzałam mu
się podejrzliwie, po czym uniosłam ręce, pokazując że się poddaję.
- Niech więc będzie bajka-
zgodziłam się, a mały zaklaskał w dłonie.- Dawno, dawno temu, za siedmioma
górami porośniętymi gęstymi zaroślami, za siedmioma rwącymi rzekami, za dżunglą
i za kilkoma lasami była kraina Króla Bastiana. Król miał mnóstwo złota i
wszystkie rzeki i góry w obrębie stu kilometrów należały do niego. Bastian był
bardzo majętny, ale miał jeden bardzo duży problem, którego pieniądze nie mogły
rozwiązać. Na jego ziemiach grasował bowiem okropny i przerażający smok ziejący
ogniem. Spalał pola i lasy, zjadał krowy i owce, a do Pięknej Krainy nikt nie
chciał przyjeżdżać ze względu na strach o swoje życie. Król zwoływał zawodowych strzelców,
łuczników, a nawet magików, którzy tak jak potwór potrafili tworzyć ogień. Nikt
jednak nie sprostał smokowi, a wszyscy śmiałkowie ginęli. Kiedy Król Bastian
stracił nadzieję w Krainie pojawił się Książę Arek- usłyszawszy swoje imię
chłopiec otworzył półprzymknięte powieki i uśmiechnął się- pochodziło on z
bogatego rodu i przemierzył dwa szalejące morza, aby dostać się do celu. Był
bardzo waleczny i odważny, chciał pokonać smoka i uwolnić miasto od ciągłego
strachu. Pewnego wieczoru Książę Arek zakradł się do jamy smoka. Z jej wnętrza
usłyszał ciche łkanie, które wydobywało się z pyska smoka. Przezwyciężając
strach rycerz wszedł do jamy i ujrzał smutny widok- Ten potwór, ta bestia- jak
ją nazywali mieszkańcy Krainy, siedziała skulona w rogu jaskini i łkała
rzewnymi łzami. Książę przejęty żalem podszedł do smoka i zapytał, co się
stało. Zwierzę przestało płakać i opowiedziało mu swoją historię. Okazało się,
że wcale nie jest smokiem, tylko uwięzioną w jego ciele piękną, zaginioną
księżniczką. Zła czarownica ją zaczarowała, bo była zazdrosna o jej przyjaciół
i kochającą rodzinę. Wykorzystała księżniczkę i zamieniła ją w potwornego
smoka. Niszcząc lasy i siejąc wokół spustoszenie próbowała nawiązać kontakt z
ludźmi, lecz nie potrafiła. Zła czarownica rzuciła potworny urok- gdy
księżniczka mówiła, z jej ust buchał ogień. Odparła, że tylko prawdziwa
przyjaźń i poświęcenie może zniszczyć ten czar. Książę Arek zapałał sympatią do
smoka. Przez kilka dni spotykali się i rozmawiali, a gdy pewnego dnia rycerz
wybrał się do jaskini swojego nowego przyjaciela, nie zauważył smoczycy,
tylko…- zerknęłam na Arka, który pogrążył się we śnie. Uśmiechnęłam się lekko i
pogrążyłam się w rozmyślaniach.
- Co zobaczył rycerz?- z
zamyślenia wyrwał mnie nerwowy głos. Był tak niespodziewany w tej sytuacji, że
podskoczyłam ze strachu
- Ile tu już stoisz?- zapytałam
Karola, który nonszalancko opierał się o framugę. Jak mogłam nie usłyszeć, jak
zamyka za sobą drzwi?
- Prawie od początku bajki-
przyznał, podchodząc do mnie. Usiadł po mojej prawej stronie i ponowił
pytanie:- co zobaczył?
- Zobaczył księżniczkę.
Odczarowaną, znów piękną. Zostali najlepszymi przyjaciółmi, byli jak
rodzeństwo. Znaleźli sobie partnerów i żyli w zamku króla, który bardzo cieszył
się z nowo odzyskanej córki i odstąpił im swoje królestwo, a sam wybrał się na
podróż dookoła świata, bo nic już nie trzymało go w Pięknej Krainie-
zakończyłam opowieść- Szkoda, że takie zakończenia zdarzają się tylko w
bajkach- westchnęłam, po czym odgarnęłam Arkowi włosy spadające na czoło.
- Skąd wiesz, że tylko w
bajkach?- zapytał- A poza tym, czemu się w sobie nie zakochali?
- Miałam też w zanadrzu wersję o tym,
że księżniczka stała się krwiożerczym zombie i zjadła rycerzowi mózg, ale
dzieciak ma dopiero pięć lat więc uznałam że sobie odpuszczę- powiedziałam,
zupełnie ignorując jego pytanie. Karol taktownie nie drążył tematu.
- Zapytałbym, czy dobrze się
bawisz, ale sądząc po rozmiarach zamku z klocków lego to chyba wybornie-
szepnął dbając o to, żeby nie obudzić Juniora. W odpowiedzi zaśmiałam się cicho
- Zabawa rzeczywiście była
przednia. A u ciebie jak?- zapytałam, bawiąc się kosmykiem włosów.
- Brakowało mi pani psycholog na
tak wyśmienitej imprezie- wyznał, a ja przewróciłam oczami
- Jeżeli do końca mojej pracy
będziecie się do mnie zwracać „pani psycholog” to chyba oszaleję- wyznałam
żałośnie, a Kłos znowu się zaśmiał.
- A jak mamy się do ciebie
zwracać? Pani psycholog już się nieźle przyjęło.
- Zauważyłam, dopiero jeden z was
zwrócił się do mnie po imieniu. Pamiętasz jeszcze w ogóle, jak się nazywam?-
zapytałam, unosząc brwi.
- Oczywiście, że pamiętam-
prychnął zdenerwowany.- Nie jestem idiotą, Gabrielo.- dodał, trącając mnie
ramieniem.
- Okej, zdałeś egzamin. Wybacz,
że osądziłam cię pochopnie. Ale są chłopacy, którzy już zapomnieli, przez tę
cholerną „Panią Psycholog”
- Za nisko siebie oceniasz, ale
jeśli ci na tym zależy, to zaraz się przekonamy- powiedział, po czym zerwał się
z podłogi i złapał mnie za rękę. Wyleciał jak proca z pokoju, a ja- chcąc nie
chcąc, wraz z nim.- Stój tu- zakomenderował, zostawiając mnie na środku
prowizorycznego „parkietu” w salonie Aleksandara. Nagle muzyka ucichła, a obok
mnie znowu pojawił się Karol- Jeżeli wszyscy odpowiedzą poprawnie, to wisisz mi
jeden wolny taniec- szepnął mi do ucha, a ja przewróciłam oczami. Wciąż nie
wiedziałam, co ma zamiar zrobić, ale nie byłam zbyt zadowolona tym, że cała
uwaga skupiła się na nas.
- Proszę Państwa!- krzyknął Kłos-
Proszę wybaczyć mi tę zniewagę i przerwanie państwu zabawy, ale mam dla państwa
pewien quiz- w tym właśnie momencie złapałam się za głowę z żałosnym jękiem.-
Ilu z państwa wie, jak ta piękna niewiasta ma na imię? Ręce w górę, panowie!-
zakrzyknął. Wszystkie dłonie uniosły się niepewnie ku górze. Nawet Maciek,
siedzący samotnie na którymś z krzeseł, podniósł dłoń, tak samo jak Dante i
dwóch Serbów, któremu Wlazły przetłumaczył treść przemówienia.- Wygrałem!-
zwrócił się do mnie z radością- A teraz, na potwierdzenie mojego zwycięstwa
wykrzykniemy to imię, o które była taka afera. Raz, dwa, trzy!
- GABRIELA!- odezwał się męski
chór, a wszystkie żony uniosły kieliszki z wodą nad swoje głowy. W końcu bycie
kierowcą zobowiązuje.
- To co, mogę panią prosić do
tańca?- zapytał Karol, wyraźnie z siebie zadowolony. Nie wiadomo kiedy muzyka
zaczęła ponownie grać, a w głośnikach rozległo się „Zawsze tam gdzie Ty”, które
było chyba nieoficjalnym hymnem zespołu, bo do refrenu wyrywało się kilka lekko
zachrypniętych głosów.
- Powinnam czasem złamać dane
komuś słowo- zastanowiłam się, ale mimo tej groźby oplotłam mu ręce wokół szyi.
On złapał mnie w pasie i tu zyskał plusa, ponieważ ani mu się śniło zjeżdżać
niżej. Kiwaliśmy się niczym para nastolatków na dyskotece w gimnazjum, co jakiś
czas obijając się o inne pary. Oparłam głowę na jego ramieniu. Dzięki ci Panie
za dziesięciocentymetrowe obcasy! Dzięki nim widziałam coś więcej, niż tylko
przednią kieszonkę koszuli mojego partnera tanecznego. Przetańczyliśmy jeszcze
kilka piosenek, a co jakiś czas odbijał mnie Aleks, Cupko albo Zati,
opowiadając przy tym tańcu mnóstwo kawałów. Po kilkunastu minutach znów
wylądowałam w ramionach Karola, potykając się po raz trzeci o czyjeś nogi. Po
północy skończyliśmy zabawę, bo ktoś inteligentny zauważył, że przecież jutro
gramy mecz, więc wypadałoby się wyspać. Wszyscy goście przystali na tę
propozycję i zebrali się do domów. Pożegnawszy się z Atanasijevicem wsiadłam do
samochodu. Karol prowadził auto bardzo pewnie po nieoświetlonych uliczkach,
widać było, że dzisiaj nie pił. Podróż wydała się bardzo krótka, a jak na złość
tematów było zbyt wiele. Podziękowałam chłopakowi za transport i wysiadłam z
samochodu.
- Słodkich snów!- zawołał na
odchodne, a ja pomachałam mu i weszłam na klatkę schodową. Przez okno
zauważyłam, że odjechał dopiero wtedy, kiedy w domu zapaliło się światło.
Wykończona dzisiejszym wieczorem zdjęłam buty i tak jak stałam położyłam się do
łóżka. To był naprawdę dobry dzień!
____________________________
Hej! Wiem, że spodziewałyście się rozpierduchy na całe miasto, a była taka trochę herbatka u cioci na imieninach. Wybaczcie, po prostu ta "bajka", którą Gabriela opowiada Arkowi jest wstępem do trochę dłuższej historii. Ogólnie rozdział mi się nie bardzo podoba, bo pisałam go bardzo dawno. Zresztą, ja już tak mam, że czegokolwiek bym nie napisała to i tak wydaje mi się beznadziejne. Mam nadzieję, że tak nie jest. Wybaczcie mi jeszcze to, że rozdziały są taaaaaakie długie! Cięłam każdy po dwa razy, ale jak piszę to nie bardzo zastanawiam się, w którym momencie jest koniec, a w którym początek... W następnych częściach postaram się ukrócić wasze męczarnie :D
I dziękuję Wam za wszystkie wejścia i komentarze! Nie spodziewałam się, że będzie Was tak dużo. Dojdziemy kiedyś do setki komentarzy? :D
+ Zapisujcie się w zakładce "Informowani", (która jest tam na górze, nad obrazkiem) jeśli chcecie być powiadamiani o następnych rozdziałach, bo tak będzie dużo przejrzyściej i łatwiej dla mnie. Moje GG jest zapisane gdzieś po prawej stronie w zakładce Importante i nie zmienia się przez lata :)
Na koniec oczywiście mam nadzieję, że rozdział spodobał się bardziej niż mi. W następnym tygodniu dodam następny rozdział :)
Buziaki! :*
Gabi ma szczęście, że tak dobrze dogaduje się z chłopakami ;)czy mi się zdaje, czy jakoś do Kłosa ciągnie ją bardziej? I vice versa :D Fajnie, że zakolegowała się z Dagą i Pauliną, zawsze przyda się towarzystwo kobiet wśród takiej zgrai facetów ;) Od razu widać, że Gabi ma podejście do dzieci, dobrze, że pomogła Paulinie, przynajmniej tamta sobie odpoczęła ;)
OdpowiedzUsuńLubię baaardzo Muzaja, słodki jest w tej swojej nieśmiałości, mam nadzieje, że nasza Pani Psycholog trochę mu w tym pomoże ;)
Pozdrawiam ;)
Zapraszam na czwarty rozdział na http://lachociacho.blogspot.com/ :) Pozdrawiam, E. :)
OdpowiedzUsuńCoś czuję, że między Gabrysią,a Karolem będzie coś więcej ;)
OdpowiedzUsuńNie wiem czy wytrzymam do następnego tygodnia :p
PS Dziękuje za komentarz i pozdrawiam :)
Spokojnie, ja nie wymyślałam scenariuszy typu "wielka impreza, rzucamy ławkami" itp :P Więc mnie nie zawiodłaś. :)
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze mi się czyta Twoje opowiadanie. Jest płynne, spójne i ciekawe zarazem. A jest to wielki wyczyn. Podoba mi się bajka opowiedziana Arkowi, malec aż zasnął... SŁOOOOODKO! (kocham dzieci, wybacz :P)
Co do Karola, wolę nie zapeszać i nie mówić, że razem z "panią Psycholog" będą parą, ale coś się tam kroi, he he xD
Ale Maćkiem to mnie po prsotu zmiażdżyłaś xD Jak taki mały, sremowany nastolatek w obliczu pięknej damy.... :)
Pozdrawiam i do zoabczenia na następnym rozdziale.
Aha! i jeszcze jedno. Nie pisz krótszych rozdziałów, bo stracą one sens. Tak, jak jest teraz jest świetnie :)
Pozdrawiam
Świetny ;) ja tam się wcale rozpierduchy nie spodziewałam xD A herbatka u cioci na imieninach była bardzo przyjemna :)
OdpowiedzUsuńA tu masz mój numer GG:44806794 :) ostatnio zapomniałam dodać , przepraszam :*
Nie wiem co ty chcesz od tego rozdziału, jest faajny. Dzieje się coś :D Gabi będzie z Karolem ??
OdpowiedzUsuńNie wytrzymam do następnego tygodnia... :)
Pozdrawiam
http://zwyklyczas.blogspot.com/
Też chcę tak jak Gabi! ;D Skrzaty są niesamowite, a Karollo to już pobija wszystkich. Zakochał się czy mi się tylko wydaje? No, ale Muzaj na początku to mnie powalił na kolana. Czekam na kolejny :3 Poinformuj mnie tu jeśli możesz;) http://grasz-wygrywasz.blogspot.com/ buziaki :*
OdpowiedzUsuńIntrygująca ta bajka :) Świetny rozdział no i Karol :)
OdpowiedzUsuńTak czułam, że ta bajka to jakieś drugie dno ma ;) Z niecierpliwością będę czekać na dalszy rozwój sytuacji!
OdpowiedzUsuńMega impreza :D Wyobrażam sobie ich wszystkich wywijających na 'parkiecie' ;D
No i Karolek taki kochany... <3
Rozczuliło mnie to, że odjechał dopiero wtedy, jak w mieszkaniu Gabi zapaliło się światło... Niby nic, głupota, błahostka... Jednak to właśnie takie gesty pokazują, jak komuś zależy ;)
No wyczuwam romans, po prostu wyczuwam!
Całuję ;*
K.
Nadrobiłam wszystkie rozdziały i nie żałuję, że tu weszłam, bo to opowiadanie czyta się bardzo dobrze. ;)
OdpowiedzUsuńJeśli możesz, to poinformuj mnie o nowych rozdziałach na moim blogu.
Pojawił się dwudziesty szósty rozdział na when-the-sun-goes-downstairs.blogspot.com, serdecznie zapraszam. :)
Impreza konkretna :D
OdpowiedzUsuńhttp://od-pierwszego-przeswietlenia.blogspot.com/ #3 rozdział :)
OdpowiedzUsuń