czwartek, 9 maja 2013

Dos


Zdążyłam zrobić sobie szybki obiad, a gdy zostało mi półtorej godziny zaczęłam się przygotowywać. Stojąc przed szafą zastanawiałam się nad ubiorem. Przecież Kłos powiedział, że to będzie impreza, prawda? A na imprezę nie można pójść w zwykłych dżinsach i bluzie. Wybrałam dla siebie granatową sukienkę na ramiączka z kanciastym kołnierzem wyszywanym srebrnymi diamencikami oraz masywne, zielone szpilki, które nadawały kreacji odrobinę żywiołowości. Usta pociągnęłam szkarłatną szminką, a oczy starannie wytuszowałam i doprawiłam kreską. Włosy zostawiłam rozpuszczone, bo dzisiaj nadzwyczaj dobrze się układały i szkoda byłoby to zmarnować. Za piętnaście szósta zadzwonił domofon. Kazałam Karolowi chwilkę poczekać, zamknęłam za sobą drzwi, a klucz schowałam do torebki. Zbiegłam po schodach, o mało nie wywijając artystycznego orła na ostatnim schodku. Wypadłam jak burza z bloku i wpadłam na dwumetrowego osobnika w płaszczu. Obleciał mnie od góry do dołu, na co spłonęłam rumieńcem.
- Nieziemsko wyglądasz- pochwalił chłopak
- Jestem w kurtce.- zauważyłam sceptycznie.
- I tak jest bosko- odarł chłopak z uśmiechem. Wolałam podchodzić do siatkarzy z rezerwą, postanowiłam nigdy nie wiązać pracy z życiem osobistym. Ale czy to nie ja jechałam właśnie na imprezę do osoby, która w każdej chwili może wejść do mojego gabinetu z zamiarem wyrzucenia z siebie wszelkich trosk? Tak, to ja. Ale przecież poprzez bliższe poznanie polepszy mi się kontakt z chłopakami. Nie ma w tym nic złego. Oprócz tego, że prawie się nie znamy. Moje rozmyślania przerwała nagła cisza. Silnik zgasł, byliśmy na miejscu. Karol niczym prawdziwy gentelman otworzył drzwiczki od strony pasażera i pomógł wyjść mi z auta.
- Mam nadzieję, że nie przychodzimy tu jako para?- zapytałam, lekko stremowana.
- Żartujesz? Znamy się zaledwie dwa dni, ale jeśli chcesz się spieszyć…- zaczął zawadiacko, ale przerwałam dając mu sójkę w bok. Dalszą wymianę zdań przerwało otwarcie drzwi frontowych.
- Witam szanownych państwa- powiedział gospodarz ze śmiesznym angielskim akcentem i skłonił się nisko, prawie dotykając nosem wycieraczki- Miło, że zjawiliście się w moich skromnych progach.
- Cześć Aleks- przywitałam się z nim, podając mu dłoń. Po chwili Serb wraz z moim towarzyszem wykonali przedziwny rytualny taniec, który zakończyli spleceniem rąk i uderzeniem się w czoło. W tej właśnie pozycji zastał ich Maciek Muzaj
- Co robicie, gejuchy?- zapytał, przeciągając samogłoskę „u”.- Jak to tak, roko-czaka-mambwa beze mnie?! Jestem doprawdy załam…- biedak przerwał w pół zdania, zauważywszy moją skromną osobę stojącą przed wejściem. Zrobił się najpierw blady jak ściana, a potem czerwony jak wóz strażacki- Dzieńdobrypani- wydukał niewyraźnie i schował się z powrotem za drzwiami. Karol i Aleks parsknęli śmiechem, a ja postanowiłam zająć się kiedyś tą Maćkową nieśmiałością. Pracujemy razem, będziemy widywali się codziennie, a on- raptem dwa lata młodszy zwraca się do mnie per „Proszę Pani” i ucieka kiedy tylko mnie zobaczy. Odrzuciwszy na razie pomaganie zagubionym duszyczkom weszłam do mieszkania. Zdjęłam płaszcz i powiesiłam na wieszaku. Karol mruknął coś z aprobatą, puścił do mnie oczko i zniknął w tłumie gości. Aleks niczym prawdziwy gospodarz poczekał na mnie i pokazał mi wszystko, co może okazać się potrzebne podczas pobytu w jego domu. Nie omieszkał również zwrócić szczególnej uwagi na apteczkę w kuchni, choć miałam nadzieję że było to przypadkowe i chłopaki nie planują nic nabroić. Wśród gości odnalazłam kilkanaście znajomych twarzy, lecz kilka osób wydało mi się zupełnie obcych. W tym dwie około trzydziestoletnie kobiety siedzące przy stole i rozprawiające o swoich kłopotach bez zwracania uwagi na świat zewnętrzny. Kojarzyłam skądś ich twarze, ale nie byłam pewna skąd. Nagle jak spod ziemi wyskoczył Mariusz i wziął mnie pod rękę. Po drugiej stronie pojawił się Winiar i zrobił to samo.
- Witam panią psycholog!- wykrzyknął Michał wesoło, chwytając mnie niemalże pod pachy- zorganizowaliśmy ci towarzystwo, żebyś nie czuła się samotna- mówiąc to, doprowadził mnie do dwóch siedzących kobiet, które przerwały rozmowę i przypatrywały nam się z lekkim rozbawieniem.
- Oto moja żona- napuszył się Wlazły, wskazując na siedzącą po prawej stronie brunetkę w okularach
- A to moja- Winiarski dumnie wypiął pierś, demonstrując mi wybrankę swego serca.
- Kochana, ciesz się, że dzieci są w drugim pokoju bo ci idioci pobiliby się o to, kto jest bardziej podobny do ojca…- Odezwała się pani Dagmara, klepiąc krzesło koło siebie. Świadoma jej gestu posłusznie między nimi usiadłam.
- Miłej zabawy!- wykrzyknął Szampon i obaj wybiegli z pokoju w podskokach.
- Witaj w klubie trzeźwych- przywitała się pani Wlazły- ktoś tych pacanów musi odprowadzić do domu… Poza tym nie było gdzie dzieci oddać- uśmiechnęła się, podając mi dłoń- Jestem Paulina, a to Dagmara- dodała, wskazując na przyjaciółkę. Przywitałam się z obiema i bąknąwszy swoje imię ucichłam. Dziewczyny były jednak domyślne i zauważyły to, że się przy nich stresuję. Zaczęły zadawać mi pytania odnośnie pracy, zainteresowań oraz tego, jak żyje mi się w Bełchatowie. Opowiedziały też o sobie, dodały kilka zabawnych anegdotek z „życia żony siatkarza”, mówiły o swoich dzieciach, o metodach wychowania, aż po pewnym czasie rozmowa zeszła na gotowanie. Po jakimś czasie z pomieszczenia obok wybiegł mały, blond włosy chłopczyk. Uczepił się Pauliny i zaczął nad nią skakać, widocznie się nudził. Po chwili przybiegł kolejny, który z kolei uwiesił się na szyi Dagmary i po kilku minutach zasnął. Wlazły Junior był zupełnie zrozpaczony i w pełnej gotowości aby budzić kolegę, lecz mama i ciocia skutecznie odwiodły go od tego pomysłu. W pewnej chwili wpadłam na pewien pomysł. Od zawsze uwielbiałam bawić się z dziećmi, a Paulina wyglądała dzisiaj na dosyć zmęczoną.
Przykucnęłam przy małym Arku i głośno westchnęłam.
- Szkoda, że nie ma tu kogoś, kto razem ze mną zbudowałby wieżę z klocków…- rzuciłam zdanie w powietrze, ale chłopiec natychmiast się rozochocił
- Ja jestem!- krzyknął, o mało nie budząc swojego kolegi- Mam klocki, w pokoju.- dodał i ruszył w stronę drzwi. Paulina rzuciła mi spojrzenie typu „Wcale nie musisz tego robić”, a ja w odpowiedzi uśmiechnęłam się szeroko.
- Czekałam na moment zabawy cały wieczór. Nie przegapię takiej okazji!- szepnęłam, a potem przyłożyłam palec do ust. Kobieta rozpromieniła się i wydała z siebie bezgłośne podziękowanie.
- Idziesz, czy nie?- zapytał zniecierpliwiony chłopczyk, przyglądając mi się ze sceptyczną miną. Miał w sobie coś z ojca.
- Jasne, że idę!- odparłam i ruszyłam za nim. Mały nie kłamał i rzeczywiście miał w pokoju ogromne pudło pełne klocków.- Co budujemy?- zapytałam, sadowiąc się na puszystym, zielonym dywanie.
- Smoka- odpowiedział stanowczo, rozpakowując pudełko.
- A może zbudujemy jeszcze zamek? Żeby smok miał co spalić. Wiesz przecież, że smoki zioną ogniem?- zapytałam, powoli układając klocki
- Wiem. Trzeba zrobić zamek, bo smok będzie bezrobotny- odparł, już skupiając się na swojej budowli. Uśmiechnęłam się w odpowiedzi. Całkiem szybko łapie jak na pięciolatka. Po półgodzinie wyczerpującej pracy mieliśmy już smoka, a po kolejnych czterdziestu minutach na dywanie stanął piękny zamek z otwieraną mechanicznie bramą. Na straży stało kilkoro ludzików z włóczniami, aby uchronić króla przed niebezpieczeństwem.
- Teraz opowiedz bajkę- zarządził, a po chwili ziewnął rozdzierająco.
- A nie jesteś przypadkiem śpiący?- zapytałam, przejrzawszy go na wylot.
- Nie!- skrzyżował rączki w geście zawziętości i usadowił się wygodniej, oparłszy o fotel. Przyjrzałam mu się podejrzliwie, po czym uniosłam ręce, pokazując że się poddaję.
- Niech więc będzie bajka- zgodziłam się, a mały zaklaskał w dłonie.- Dawno, dawno temu, za siedmioma górami porośniętymi gęstymi zaroślami, za siedmioma rwącymi rzekami, za dżunglą i za kilkoma lasami była kraina Króla Bastiana. Król miał mnóstwo złota i wszystkie rzeki i góry w obrębie stu kilometrów należały do niego. Bastian był bardzo majętny, ale miał jeden bardzo duży problem, którego pieniądze nie mogły rozwiązać. Na jego ziemiach grasował bowiem okropny i przerażający smok ziejący ogniem. Spalał pola i lasy, zjadał krowy i owce, a do Pięknej Krainy nikt nie chciał przyjeżdżać ze względu na strach o swoje życie.  Król zwoływał zawodowych strzelców, łuczników, a nawet magików, którzy tak jak potwór potrafili tworzyć ogień. Nikt jednak nie sprostał smokowi, a wszyscy śmiałkowie ginęli. Kiedy Król Bastian stracił nadzieję w Krainie pojawił się Książę Arek- usłyszawszy swoje imię chłopiec otworzył półprzymknięte powieki i uśmiechnął się- pochodziło on z bogatego rodu i przemierzył dwa szalejące morza, aby dostać się do celu. Był bardzo waleczny i odważny, chciał pokonać smoka i uwolnić miasto od ciągłego strachu. Pewnego wieczoru Książę Arek zakradł się do jamy smoka. Z jej wnętrza usłyszał ciche łkanie, które wydobywało się z pyska smoka. Przezwyciężając strach rycerz wszedł do jamy i ujrzał smutny widok- Ten potwór, ta bestia- jak ją nazywali mieszkańcy Krainy, siedziała skulona w rogu jaskini i łkała rzewnymi łzami. Książę przejęty żalem podszedł do smoka i zapytał, co się stało. Zwierzę przestało płakać i opowiedziało mu swoją historię. Okazało się, że wcale nie jest smokiem, tylko uwięzioną w jego ciele piękną, zaginioną księżniczką. Zła czarownica ją zaczarowała, bo była zazdrosna o jej przyjaciół i kochającą rodzinę. Wykorzystała księżniczkę i zamieniła ją w potwornego smoka. Niszcząc lasy i siejąc wokół spustoszenie próbowała nawiązać kontakt z ludźmi, lecz nie potrafiła. Zła czarownica rzuciła potworny urok- gdy księżniczka mówiła, z jej ust buchał ogień. Odparła, że tylko prawdziwa przyjaźń i poświęcenie może zniszczyć ten czar. Książę Arek zapałał sympatią do smoka. Przez kilka dni spotykali się i rozmawiali, a gdy pewnego dnia rycerz wybrał się do jaskini swojego nowego przyjaciela, nie zauważył smoczycy, tylko…- zerknęłam na Arka, który pogrążył się we śnie. Uśmiechnęłam się lekko i pogrążyłam się w rozmyślaniach.
- Co zobaczył rycerz?- z zamyślenia wyrwał mnie nerwowy głos. Był tak niespodziewany w tej sytuacji, że podskoczyłam ze strachu
- Ile tu już stoisz?- zapytałam Karola, który nonszalancko opierał się o framugę. Jak mogłam nie usłyszeć, jak zamyka za sobą drzwi?
- Prawie od początku bajki- przyznał, podchodząc do mnie. Usiadł po mojej prawej stronie i ponowił pytanie:- co zobaczył?
- Zobaczył księżniczkę. Odczarowaną, znów piękną. Zostali najlepszymi przyjaciółmi, byli jak rodzeństwo. Znaleźli sobie partnerów i żyli w zamku króla, który bardzo cieszył się z nowo odzyskanej córki i odstąpił im swoje królestwo, a sam wybrał się na podróż dookoła świata, bo nic już nie trzymało go w Pięknej Krainie- zakończyłam opowieść- Szkoda, że takie zakończenia zdarzają się tylko w bajkach- westchnęłam, po czym odgarnęłam Arkowi włosy spadające na czoło.
- Skąd wiesz, że tylko w bajkach?- zapytał- A poza tym, czemu się w sobie nie zakochali?
- Miałam też w zanadrzu wersję o tym, że księżniczka stała się krwiożerczym zombie i zjadła rycerzowi mózg, ale dzieciak ma dopiero pięć lat więc uznałam że sobie odpuszczę- powiedziałam, zupełnie ignorując jego pytanie. Karol taktownie nie drążył tematu.
- Zapytałbym, czy dobrze się bawisz, ale sądząc po rozmiarach zamku z klocków lego to chyba wybornie- szepnął dbając o to, żeby nie obudzić Juniora. W odpowiedzi zaśmiałam się cicho
- Zabawa rzeczywiście była przednia. A u ciebie jak?- zapytałam, bawiąc się kosmykiem włosów.
- Brakowało mi pani psycholog na tak wyśmienitej imprezie- wyznał, a ja przewróciłam oczami
- Jeżeli do końca mojej pracy będziecie się do mnie zwracać „pani psycholog” to chyba oszaleję- wyznałam żałośnie, a Kłos znowu się zaśmiał.
- A jak mamy się do ciebie zwracać? Pani psycholog już się nieźle przyjęło.
- Zauważyłam, dopiero jeden z was zwrócił się do mnie po imieniu. Pamiętasz jeszcze w ogóle, jak się nazywam?- zapytałam, unosząc brwi.
- Oczywiście, że pamiętam- prychnął zdenerwowany.- Nie jestem idiotą, Gabrielo.- dodał, trącając mnie ramieniem.
- Okej, zdałeś egzamin. Wybacz, że osądziłam cię pochopnie. Ale są chłopacy, którzy już zapomnieli, przez tę cholerną „Panią Psycholog”
- Za nisko siebie oceniasz, ale jeśli ci na tym zależy, to zaraz się przekonamy- powiedział, po czym zerwał się z podłogi i złapał mnie za rękę. Wyleciał jak proca z pokoju, a ja- chcąc nie chcąc, wraz z nim.- Stój tu- zakomenderował, zostawiając mnie na środku prowizorycznego „parkietu” w salonie Aleksandara. Nagle muzyka ucichła, a obok mnie znowu pojawił się Karol- Jeżeli wszyscy odpowiedzą poprawnie, to wisisz mi jeden wolny taniec- szepnął mi do ucha, a ja przewróciłam oczami. Wciąż nie wiedziałam, co ma zamiar zrobić, ale nie byłam zbyt zadowolona tym, że cała uwaga skupiła się na nas.
- Proszę Państwa!- krzyknął Kłos- Proszę wybaczyć mi tę zniewagę i przerwanie państwu zabawy, ale mam dla państwa pewien quiz- w tym właśnie momencie złapałam się za głowę z żałosnym jękiem.- Ilu z państwa wie, jak ta piękna niewiasta ma na imię? Ręce w górę, panowie!- zakrzyknął. Wszystkie dłonie uniosły się niepewnie ku górze. Nawet Maciek, siedzący samotnie na którymś z krzeseł, podniósł dłoń, tak samo jak Dante i dwóch Serbów, któremu Wlazły przetłumaczył treść przemówienia.- Wygrałem!- zwrócił się do mnie z radością- A teraz, na potwierdzenie mojego zwycięstwa wykrzykniemy to imię, o które była taka afera. Raz, dwa, trzy!
- GABRIELA!- odezwał się męski chór, a wszystkie żony uniosły kieliszki z wodą nad swoje głowy. W końcu bycie kierowcą zobowiązuje.
- To co, mogę panią prosić do tańca?- zapytał Karol, wyraźnie z siebie zadowolony. Nie wiadomo kiedy muzyka zaczęła ponownie grać, a w głośnikach rozległo się „Zawsze tam gdzie Ty”, które było chyba nieoficjalnym hymnem zespołu, bo do refrenu wyrywało się kilka lekko zachrypniętych głosów.
- Powinnam czasem złamać dane komuś słowo- zastanowiłam się, ale mimo tej groźby oplotłam mu ręce wokół szyi. On złapał mnie w pasie i tu zyskał plusa, ponieważ ani mu się śniło zjeżdżać niżej. Kiwaliśmy się niczym para nastolatków na dyskotece w gimnazjum, co jakiś czas obijając się o inne pary. Oparłam głowę na jego ramieniu. Dzięki ci Panie za dziesięciocentymetrowe obcasy! Dzięki nim widziałam coś więcej, niż tylko przednią kieszonkę koszuli mojego partnera tanecznego. Przetańczyliśmy jeszcze kilka piosenek, a co jakiś czas odbijał mnie Aleks, Cupko albo Zati, opowiadając przy tym tańcu mnóstwo kawałów. Po kilkunastu minutach znów wylądowałam w ramionach Karola, potykając się po raz trzeci o czyjeś nogi. Po północy skończyliśmy zabawę, bo ktoś inteligentny zauważył, że przecież jutro gramy mecz, więc wypadałoby się wyspać. Wszyscy goście przystali na tę propozycję i zebrali się do domów. Pożegnawszy się z Atanasijevicem wsiadłam do samochodu. Karol prowadził auto bardzo pewnie po nieoświetlonych uliczkach, widać było, że dzisiaj nie pił. Podróż wydała się bardzo krótka, a jak na złość tematów było zbyt wiele. Podziękowałam chłopakowi za transport i wysiadłam z samochodu.
- Słodkich snów!- zawołał na odchodne, a ja pomachałam mu i weszłam na klatkę schodową. Przez okno zauważyłam, że odjechał dopiero wtedy, kiedy w domu zapaliło się światło. Wykończona dzisiejszym wieczorem zdjęłam buty i tak jak stałam położyłam się do łóżka. To był naprawdę dobry dzień!
____________________________
Hej! Wiem, że spodziewałyście się rozpierduchy na całe miasto, a była taka trochę herbatka u cioci na imieninach. Wybaczcie, po prostu ta "bajka", którą Gabriela opowiada Arkowi jest wstępem do trochę dłuższej historii. Ogólnie rozdział mi się nie bardzo podoba, bo pisałam go bardzo dawno. Zresztą, ja już tak mam, że czegokolwiek bym nie napisała to i tak wydaje mi się beznadziejne. Mam nadzieję, że tak nie jest. Wybaczcie mi jeszcze to, że rozdziały są taaaaaakie długie! Cięłam każdy po dwa razy, ale jak piszę to nie bardzo zastanawiam się, w którym momencie jest koniec, a w którym początek... W następnych częściach postaram się ukrócić wasze męczarnie :D
I dziękuję Wam za wszystkie wejścia i komentarze! Nie spodziewałam się, że będzie Was tak dużo. Dojdziemy kiedyś do setki komentarzy? :D
+ Zapisujcie się w zakładce "Informowani", (która jest tam na górze, nad obrazkiem) jeśli chcecie być powiadamiani o następnych rozdziałach, bo tak będzie dużo przejrzyściej i łatwiej dla mnie. Moje GG jest zapisane gdzieś po prawej stronie w zakładce Importante i nie zmienia się przez lata :)
Na koniec oczywiście mam nadzieję, że rozdział spodobał się bardziej niż mi. W następnym tygodniu dodam następny rozdział :)
Buziaki! :*

12 komentarzy:

  1. Gabi ma szczęście, że tak dobrze dogaduje się z chłopakami ;)czy mi się zdaje, czy jakoś do Kłosa ciągnie ją bardziej? I vice versa :D Fajnie, że zakolegowała się z Dagą i Pauliną, zawsze przyda się towarzystwo kobiet wśród takiej zgrai facetów ;) Od razu widać, że Gabi ma podejście do dzieci, dobrze, że pomogła Paulinie, przynajmniej tamta sobie odpoczęła ;)
    Lubię baaardzo Muzaja, słodki jest w tej swojej nieśmiałości, mam nadzieje, że nasza Pani Psycholog trochę mu w tym pomoże ;)
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapraszam na czwarty rozdział na http://lachociacho.blogspot.com/ :) Pozdrawiam, E. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Coś czuję, że między Gabrysią,a Karolem będzie coś więcej ;)
    Nie wiem czy wytrzymam do następnego tygodnia :p
    PS Dziękuje za komentarz i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Spokojnie, ja nie wymyślałam scenariuszy typu "wielka impreza, rzucamy ławkami" itp :P Więc mnie nie zawiodłaś. :)
    Bardzo dobrze mi się czyta Twoje opowiadanie. Jest płynne, spójne i ciekawe zarazem. A jest to wielki wyczyn. Podoba mi się bajka opowiedziana Arkowi, malec aż zasnął... SŁOOOOODKO! (kocham dzieci, wybacz :P)
    Co do Karola, wolę nie zapeszać i nie mówić, że razem z "panią Psycholog" będą parą, ale coś się tam kroi, he he xD
    Ale Maćkiem to mnie po prsotu zmiażdżyłaś xD Jak taki mały, sremowany nastolatek w obliczu pięknej damy.... :)
    Pozdrawiam i do zoabczenia na następnym rozdziale.
    Aha! i jeszcze jedno. Nie pisz krótszych rozdziałów, bo stracą one sens. Tak, jak jest teraz jest świetnie :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny ;) ja tam się wcale rozpierduchy nie spodziewałam xD A herbatka u cioci na imieninach była bardzo przyjemna :)

    A tu masz mój numer GG:44806794 :) ostatnio zapomniałam dodać , przepraszam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wiem co ty chcesz od tego rozdziału, jest faajny. Dzieje się coś :D Gabi będzie z Karolem ??
    Nie wytrzymam do następnego tygodnia... :)



    Pozdrawiam
    http://zwyklyczas.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Też chcę tak jak Gabi! ;D Skrzaty są niesamowite, a Karollo to już pobija wszystkich. Zakochał się czy mi się tylko wydaje? No, ale Muzaj na początku to mnie powalił na kolana. Czekam na kolejny :3 Poinformuj mnie tu jeśli możesz;) http://grasz-wygrywasz.blogspot.com/ buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Intrygująca ta bajka :) Świetny rozdział no i Karol :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak czułam, że ta bajka to jakieś drugie dno ma ;) Z niecierpliwością będę czekać na dalszy rozwój sytuacji!
    Mega impreza :D Wyobrażam sobie ich wszystkich wywijających na 'parkiecie' ;D
    No i Karolek taki kochany... <3
    Rozczuliło mnie to, że odjechał dopiero wtedy, jak w mieszkaniu Gabi zapaliło się światło... Niby nic, głupota, błahostka... Jednak to właśnie takie gesty pokazują, jak komuś zależy ;)
    No wyczuwam romans, po prostu wyczuwam!
    Całuję ;*
    K.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nadrobiłam wszystkie rozdziały i nie żałuję, że tu weszłam, bo to opowiadanie czyta się bardzo dobrze. ;)
    Jeśli możesz, to poinformuj mnie o nowych rozdziałach na moim blogu.

    Pojawił się dwudziesty szósty rozdział na when-the-sun-goes-downstairs.blogspot.com, serdecznie zapraszam. :)

    OdpowiedzUsuń
  11. http://od-pierwszego-przeswietlenia.blogspot.com/ #3 rozdział :)

    OdpowiedzUsuń