Dzisiaj miałam wolne, ze względu
na wieczorny mecz chłopaków. Mieli jeden trening od rana, kilkugodzinną
przerwę, a potem batalię z graczami z Gdańska. Wybierałam się na ten mecz i
jako przedstawiciel „sztabu szkoleniowego” i zasługiwałam na miejscówkę tuż przy
boisku. Oczywiście, nie można tak po prostu wezwać psychologa na jedną z przerw
technicznych, bo od nakopania do dupy w tym zespole jest trener, ja jedynie
zbieram żniwa tych jego wrzasków. A czasem drze się doprawdy jak opętany, lecz
dzisiaj nie musi. Skra wygrywa pewnie 3:0, a ostatni set jest prawdziwym
pogromem, bo wychodzą z niego zwycięsko aż 25:11. Chłopcy są zadowoleni z
dzisiejszego meczu, a co mnie najbardziej cieszy- najlepszym zawodnikiem
spotkania jest Bąku, który z uśmiechem odbiera statuetkę i zostaje jeszcze
kilka minut na hali, aby rozdać autografy. Ja żegnam się ze sztabem, trenerem,
macham rozciągającym się zawodnikom, a Michałowi pokazuję kciuk do góry. Cieszę
się, że pomogłam mu poskładać życie. Pierwsze zadanie wykonane. Czeka mnie
pewnie jeszcze z tysiąc. Zwijam się do domu, a po drodze wstępuję do sklepu po
coś do jedzenia. Za kilka dni gramy z Delectą, a ja nie mam bladego pojęcia kto
reprezentuje ten klub, ale nie przejmuję się tym zbytnio- przecież moim
zadaniem jest pomagać zawodnikom Skry, nie innym. Zamyślona błądzę uliczkami
Bełchatowa, wybierając najdłuższą drogę z możliwych. Po godzinie spaceru
wchodzę do mieszania, rzucam torbę na podłogę i siadam na kanapie. Kilka sekund
później rozdzwania się mój telefon.
- Cześć mamo.- mówię, spoglądając
zawczasu na wyświetlacz
- Cześć kochanie!- krzyczy do
aparatu moja rodzicielka- Co u ciebie słychać?- pyta, a w tle słychać
brzęczenie telewizora i stukot garnków. Pewnie przygotowuje obiad.
- Wszystko dobrze mamo- odpowiadam
zdawkowo, chcąc posłuchać jej odrobinę dłużej
- A jak Bełchatów? Nie nudno ci
przypadkiem na tej wsi? Może byś wróciła do Warszawy, przecież Skra to nie
jedyny klub, który potrzebuje psychologa…- znowu zaczyna starą śpiewkę, że
dalej niż za Łódź to się nie mogłam wybrać. A guzik! Niech się cieszy, że nie
dostałam oferty z Rzeszowa.
- Miasto jest prześliczne, jest
cicho i przytulnie- odpowiadam, starając się modulować głos jak najlepiej-
kiedy do mnie przyjedziesz, to zobaczysz- zachęcam, chociaż wiem że ma zbyt
dużo na głowie, aby wsiąść w samochód i się do mnie wybrać.
- Jasne, jasne, a trzy małpy
właśnie wygrały Formułę 1- zrzędzi sceptycznie, co przyprawia mnie o krótką
salwę śmiechu.
- A żyrafa która?- zapytałam,
wciąż się z nią przekomarzając. Mama prychnęła ze złością
- Gabriela, porozmawiajmy
poważnie. Skończyłaś studia w Gdańsku i nagle przeniosłaś się do centrum
Polski… Nie chcesz wrócić do domu, być wreszcie bliżej rodziny?- wierci mi
dziurę w brzuchu, przytaczając wciąż te same argumenty.
- Za trzy tygodnie gramy z
Politechniką, wpadnę do domu na kilka dni- odparłam, zmieniając temat- Do
zobaczenia- dodałam
- Dbaj o siebie, córciu. I
jeszcze jedno-dodaje, zniżając głos do konspiracyjnego szeptu- wiesz, że nie możesz przed nim uciekać, przyjaźniliście się
kiedyś, on też teraz gra! To niemożliwe, żebyś się z nim nie spotkała -
mówi na odchodne, a ja zacisnęłam zęby. Znowu poruszyła ten drażliwy temat.
- Cześć mamo.- zakończyłam i
odłożyłam słuchawkę.
Gra? Ciekawe gdzie. Pewnie w
jakimś drugoligowym klubiku bez perspektyw. Nie, nie mogę tak myśleć. Nie chce życzyć mu źle, przecież byliśmy
najlepszymi przyjaciółmi. To on ze smoka zmienił mnie w księżniczkę. Bo ta
historia którą opowiedziałam Arkowi, była mimo swojej bajkowości prawdziwa.
Przynajmniej główni bohaterowie się zgadzali. W stu procentach. Szkoda tylko,
że zakończenie było zupełnie inne… Och, weź się w garść, Gabriela! To nowe
życie, nie ma już tych starych znajomych, teraz jest tylko praca, na której
musisz się skupić. W końcu jesteś psychologiem, do jasnej cholery! Motywacja
samej siebie na niewiele się zdała, bo mama przypomniała mi o rzeczach, o
których nie rozmyślałam już całe wieki. Wspominałam wspólne wypady na miasto,
kiedy wszyscy dawni znajomi omijali mnie szerokim łukiem, a jego nie, wręcz
przeciwnie- był duszą towarzystwa. I zauważył mnie. Nie słuchał tych
obrzydliwych plotek, tylko zapytał mnie o to, czy są prawdziwe. Prosto w twarz,
tak jak nikt inny nie odważył się tego zrobić. I mimo tego, co stało się potem-
ogromnie dużo mu zawdzięczam. Bo to on zmienił mnie z szarej myszki w kobietę,
która potrafiła walczyć o swoje, która nie bała się mieć własnego zdania. A
później wszystko się rozpadło, a ja zniknęłam, wyjechałam tak daleko, żeby nie
mógł mnie znaleźć. Zmieniłam numer telefonu, zostawiłam wszystkie dawne sprawy
za sobą. Zaczęłam studiować, zdałam z wyróżnieniem, a potem znalazłam się
tutaj.
Nie chcąc dłużej myśleć o
przeszłości, mimo wczesnej godziny wzięłam tabletkę na sen i położyłam się do łóżka.
Obudziłam się o szóstej, zmęczona jak diabli. Nie mogłam znowu zasnąć, wstałam
więc z łóżka i podjęłam szybką decyzję. Ubrałam buty, których od lat nie
zakładałam, mimo to woziłam je wszędzie ze sobą. Porwałam odtwarzacz MP3 i
wybiegłam z domu. Słońce wyglądało już zza horyzontu, wiał lekki, ciepły wiatr.
Ruszyłam pędem w stronę parku. Biegłam i biegłam, czując wiatr we włosach. Nie
myślałam o niczym, tylko o krokach. Lewa, prawa, lewa, oddech. Ten rytm
pochłaniał mnie tak bardzo, że wszystkie złe wspomnienia wyleciały mi z głowy.
Czułam, że mogę przenosić góry, od dawna nie czułam się tak szczęśliwa.
Liczyłam się tylko ja i droga rozciągająca się przez kilkaset metrów.
Przebiegłam prawie dwie godziny, nawet na światłach drepcząc w miejscu. Gdy
nogi zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa, wróciłam do domu. Zdjęłam buty i
obiecałam sobie, że będę biegać częściej. Kiedy doprowadziłam się do porządku
zostało mi tylko piętnaście minut na pojawienie się w pracy. Spakowałam do
torby dwa czekoladowe batoniki, notatnik i jedną z grubaśnych książek leżących
na półce. Szczerze mówiąc, spodziewałam się czegoś innego po mojej pracy. Nie
wiedziałam, że będę całe godziny przesiadywała bezczynnie w gabinecie, czasem
przyjdzie do mnie jakiś siatkarz z prostym problemem, pomogę mu i to wszystko.
Zabawne, że za takie głupoty mi płacą. Trener Nawrocki wspominał coś również o
terapii grupowej, bo w tym sezonie morale zespołu nieco podupadły i jeżeli
zaszłaby taka potrzeba, to musiałam zawsze być w pogotowiu. Na razie jednak
zawodnicy wydawali się silni psychicznie i na obecną chwilę byłam potrzebna w
klubie jak rybie rower. Po krótkim spacerze, który powoli stawał się moją
codziennością, otworzyłam drzwi budynku i obrałam znajomą już drogę na halę.
Przywitałam się ze wszystkimi i usiadłam na swoim stałym miejscu. W takim
stanie zauważył mnie trener.
- Gabrielo, nie musisz
przychodzić na treningi, to zupełnie zbędne- poinformował mnie, splatając
dłonie.
- Wiem panie trenerze. Nie miałam
się po prostu gdzie podziać, a chciałabym dopracować jeszcze ogólną
charakterystykę zawodników- wytłumaczyłam- mam nadzieję, że nie jestem wielkim
problemem?- zapytałam jeszcze, patrząc na niego z uniesionymi brwiami.
- Oczywiście, że nie. Na
treningach jesteś zawsze mile widziana. Ale ja na twoim miejscu wolałbym pospać
nieco dłużej- oznajmił z uśmiechem wzruszając ramionami i wrócił do krzyczenia
na chłopaków. Po dwóch godzinach zagnieździłam się w swoim gabinecie,
zagłębiając się w nową książkę. Była zdecydowanie bardziej wciągająca niż
poprzednia, a gdy podczas wertowania osiemdziesiątej dziewiątej strony rozległo
się pukanie, niespokojnie drgnęłam. Drzwi otworzyły się, a w nich stał Cupko,
wyglądający jak siedem i pół nieszczęścia. Ze smutną miną przywitał się i
usiadł na kanapie.
- Co się stało?- zapytałam,
odkładając książkę i siadając obok niego. Wyglądał, jakby miał zamiar za chwilę
się rozpłakać. Kiedy pociągnął żałośnie nosem byłam już dogłębnie przerażona.
Jedną z nielicznych rzeczy, z którymi sobie nie radziłam w psychologii byli
płaczący faceci. Chłopak chyba zauważył mój paniczny strach i dał sobie spokój
z wylewaniem rzeki łez w moją ukochaną koszulę.
- Jelena chce ze mną zerwać-
jęknął żałośnie, przeciągając wszystkie możliwe samogłoski. Otworzyłam oczy
szerzej ze zdumienia
- A to suka!- wykrzyknęłam, na
szczęście po polsku. Nie chciałam go na dobre do niej zrazić- Może to jakieś
nieporozumienie?- zreflektowałam się. -Opowiedz dokładnie co się stało-
poleciłam, sadowiąc się wygodniej.
- Zadzwoniła do mnie dzisiaj po
treningu i powiedziała, że ma mi coś bardzo ważnego do powiedzenia i że to dużo
zmieni, i że jest jej przykro, że nie powiedziała mi wcześniej. Kazała mi
przyjść do naszej kafejki o siódmej… Ostatnio bardzo dziwnie się zachowywała,
wychodziła gdzieś niby „do koleżanki”, a rzeczywiście wcale jej u niej nie
było!
- Zaraz- przerwałam mu- śledziłeś
ją?- Konstantin zamyślił się na parę sekund
- Zależy co masz na myśli…-
oznajmił w końcu, drapiąc się po głowie w geście bezradności- Ja się boję, że
ona ma kogoś innego!- wyznał, niemalże popadając w spazmy. Złapałam go za oba
ramiona i popatrzyłam głęboko w oczy.
- Chłopie, spokojnie. Zachowuj
się jak mężczyzna!- potrząsnęłam nim niczym szmacianą laleczką- Beczysz z
powodu czegoś, czego nie było. Spotkaj się z Jeleną, może to wcale nic złego?
Może chce powiedzieć ci coś miłego? Nie pomyślałeś o tym?- zapytałam, a Cupko
pokręcił zdumiony głową. Moje wrażenie, że niektórzy faceci są tępakami w
czasie pobytu w klubie coraz bardziej się pogłębiało. Złapałam się za głowę w
geście załamania- Spotkaj się z nią i wszystko sobie wyjaśnicie. A teraz
przestań się mazać i zachowuj się jak facet, nie baba.- zakomenderowałam,
wstając z kanapy. Z ociąganiem spełnił moją prośbę. Gdy zmierzał w stronę
drzwi, zatrzymałam go.
- Co?- zapytał, wciąż markotny.
- Masz batona- rzuciłam w jego
stronę czekoladowym smakołykiem- podobno podnosi poziom endorfin. Chłopak ze
zdziwieniem spojrzał na prezent.
- Dzięki- odparł, a na jego
twarzy pojawił się nikły uśmiech. Kurczę, mam nadzieję że wszystko się
wyjaśni. Zostałam sama, a dzisiaj już nikt nie potrzebował dobrych rad. Jutro
przyjeżdża drużyna z Bydgoszczy, a ja muszę przygotować jakąś motywacyjną mowę,
żeby zespół odrobinę podniósł się na duchu. Ostatni bilans meczowy wynosił
bowiem trzy porażki z rzędu i jedną wczorajszą wygraną, co nie rokowało dobrze
na jutrzejszy mecz z bydgoskim zespołem, który był aktualnie w pierwszej trójce
tabeli. Skra była czwarta. Koło piętnastej zebrałam się do domu, wstępując po
drodze do pizzerii. Zamówiłam małą pizzę na wynos, którą dość sprawna ekipa przygotowała w 10
minut. W domu najadłam się za trzech, obejrzałam jakiś denny program w
telewizji i wzięłam się za układanie planu jutrzejszego „dnia motywacyjnego”.
Gdy skończyłam, było już w pół do ósmej, a na zewnątrz zapalały się latarnie.
Ciekawe jak Cupković radzi sobie na spotkaniu z Jeleną. W duchu trzymałam za
niego kciuki i miałam nadzieję, że zakochani wszystko sobie wyjaśnią. Zwinięta
na kanapie przez resztę wieczoru czytałam książkę, którą skończyłam wpół do
pierwszej w nocy. Jeżeli tak dalej pójdzie, będę musiała się za kilka tygodni
wybrać do Łodzi w celu kupna kolejnych kilkunastu książek.
Rano zbudził mnie śpiew ptaków i
wesołe promienie słońca świecące prosto w twarz.- miło by było zacząć tak
dzień. A gdzie, guzik! Było zimno, praktycznie ciemno od burzowych chmur, które
spowijały ponure niebo, a krople deszczu w jednostajnym, przygnębiającym rytmie
bębniły o szyby. Obudziłam się w nijakim nastroju i przygotowując się do
wyjścia zdałam sobie sprawę, że nie mam parasolki. Klnąc na wszystkie świętości
i brak własnej zapobiegawczości wyjęłam z szafy jasnofioletowy płaszcz
przeciwdeszczowy i opuściłam moją kochaną, ciepłą przystań na rzecz burej
kałuży, w której wylądowałam zaraz po wyjściu na otwartą przestrzeń. Po
dotarciu na miejsce wyglądałam jak zmokła kura, z mojej torby i ubrania praktycznie
lała się woda. Odpuściłam sobie poranny trening chłopaków na rzecz ciepłego
łóżka, jak kazał mi poprzedniego dnia Nawrocki i nic dobrego z tego nie wynikło, bo nie dość, że
było mi zimno jak jasna cholera, to musiałam się spieszyć do sali
konferencyjnej, w której odbywało się przedmeczowe zebranie. W swoim gabinecie zostawiłam kurtkę i torbę
do wyschnięcia, a z tej ostatniej wyjęłam tylko notatnik z powtykanymi luzem
kartkami, które na całe szczęście nie zmokły. Ten zeszyt był całym moim życiem
i chyba nie dałabym sobie rady bez niego. Powinnam go kiedyś posklejać, bo
ostatnio coraz częściej się rozpadał. Pędząc z opuszczoną głową w stronę
wyznaczonego pokoju zderzyłam się z czyjąś masywną sylwetką. Wszystkie możliwe
notatki rozsypały się po całym korytarzu. Nie podnosząc nawet wzroku na
winowajcę całej sytuacji uklęknęłam szybko i zaczęłam wszystko zbierać. Osobnik
zrobił to samo i pomógł mi układać kartki.
- Przepraszam najmocniej,
naprawdę… Zupełnie pani nie zauważyłem- tłumaczył się przyjemnym barytonem,
który wydawał mi się dziwnie znajomy, podając mi przy tym plik zebranych już
kartek.
- Nie ma sprawy, to ja biegłam
jak głupia nie patrząc przed siebie- odparłam, wreszcie podnosząc głowę i
zabierając od niego zgubę. Kiedy nasze oczy się spotkały, dosłownie wbiło mnie
w ziemię. Jakim prawem on znajdował się tutaj? Chłopak również otworzył usta w
niemym zdziwieniu
- Gabriela?- wydusił wreszcie,
patrząc na mnie patrząc w moją twarz niczym sroka w gnat. Albo jak Wrona na
Kruka, jak zwykliśmy kiedyś żartować. Chyba odpłynął mi z twarzy cały koloryt,
a oczy zwiększyły się do wielkości spodków kosmicznych.
- Cześć Andrzej- wydukałam,
podnosząc się gwałtownie- Wiesz, ja muszę już lecieć, mam ważną sprawę do
zrobienia… Na razie!- bąknęłam na odchodne i czym prędzej dałam nogę.
- Gaba, czekaj!- krzyknął za mną,
ale niczym struś pędziwiatr zniknęłam za zakrętem.
________________________________________________
Witajcie! Na wstępie chciałabym Was OGROMNIE przeprosić za to, że nie wyrabiam się z czytaniem Waszych prac. Mimo tego, że jest weekend, to ja mam zapierdziel na całego, jak nie wolontariat, czy praca charytatywna to dochodzą lekcje i mnóstwo nauki, bo trzeba wszystko popoprawiać. Postaram wyrobić się jak najszybciej w Waszych blogach i poinformować o tym rozdziale. Pierwsze osoby powiadomię na GG, bo tak mi jest po prostu łatwiej. I mam nadzieję, że czujecie ten zwrot akcji? :) A jeżeli się Wam nie podoba to spokojnie, niedługo wszystko się pozmienia.
Jeszcze raz wielkie PRZEPRASZAM za to, że tak Was zaniedbuję. Mam nadzieję, że mi wybaczycie :)
Buziaki i do następnego! :)
O Matko, Matko Andrzeeeej <3 Normalnie jak Gabi zaczęła myśleć o tej starej znajomości z jakimś graczem, to tylko błagałam, żeby to był Andrzej Wrona, bo jakoś tak cholernie mi tu pasował i jest :D Normalnie jestem jasnowidzem ;)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem co Jelena chce powiedzieć Kostkowi, stawiam na to, że serb przesadzał, a tak naprawdę nic złego się nie dzieje. Taka drobna myśl mi się kotłuje w mózgu, że może ona jest w ciąży, ale no nie wiem, moja wyobraźnia jest dziwna ;D
Pozdrawiam ;)
nie spodziewałam się tego.
OdpowiedzUsuńJelena może jest w ciąży ? Jak przeczytałam, że muszą porozmawiać to pierwsze co mi przyszło do głowy.
Coś tak czuję, że Gabi świat wywróci się do góry nogami.
Czekam na kolejny :)
Pozdrawiam serdecznie :)
http://zwyklyczas.blogspot.com/
Ohohohoh, Andrzej! Niepotrzebnie nam sie Gabierla sploszyla. Baku jak sie wybil, lubie go :), zawsze jak sie pracuje nawet jako psycholog(teoretycznie miala rzecz, a bardzo wazna) to wygrana cieszy. Trener niby tylko krzyczy, ale to jest jedna z wazniejszych elementow wygranej; dzieki temu mozna sporo wskorac. Jak zwykle musialam nadrobic zaleglosci. Bede bardzo wdzieczna jak bylabys w stanie mnie informowac na gg. :)
OdpowiedzUsuńANDŻEJ ! :D SZAŁ MACICY ! :D
OdpowiedzUsuńA tak całkiem serio ;) Nie mam nic do Andżeja i kurde , tak czytając ten rozdział już od samego początku czułam , że to będzie Wronko :D
Świetny rozdział ;)
Pozdrawiam:*
http://nieuchwytna-perwersja.blogspot.com/
Ha! Musze się pochwalić :) Jak wspomniałaś o tym meczu z Delektą i starej miłości to myślałam o Andrzeju a tu proszę. :) Andrzej, Kłoś coś tu się będzie działo. Czekam z niecierpliwością na kolejny :) I nie przejmuj się teraz to chyba każdy poprawia. Jestem zawalona do końca maja. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPojawił się dwudziesty siódmy rozdział na when-the-sun-goes-downstairs.blogspot.com, serdecznie zapraszam. :)
OdpowiedzUsuńCzytając rozmowę Gabrieli i jej mamy, i kiedy ona mówiła o tym kimś kto gdzieś gra, to pomyślałam o Wronie, potem te przemyślenia Baby, nie wiem czemu, ale od razu on mi przyszedł na myśl. Dobrze, że to się sprawdziło, bo Andrzej spoko koleś! :)
OdpowiedzUsuńCupkovic mnie załamał, jak przysłowiowa baba się zachował, a nie jak facet, którym bądź co bądź jest!
Pozdrawiam :)
Andrzej Wrona? Niesamowity zwrot akcji. Co zaszło między nim a Gabrielą? Czekam na kolejny rozdział. To najlepsze opowiadanie jakie czytałam ;)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za komentarz i zapraszam na nowy rozdział http://siatkowka-mojamilosc.blogspot.com/
Pozdrawiam :)
http://od-pierwszego-przeswietlenia.blogspot.com/ #4 rozdział nie wiem jak Cię informować, więc przepraszam za SPAM :)
OdpowiedzUsuńCiekawe, co było w przeszłości pomiędzy Gabrielą, a Andrzejem...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. ;)
Kurcze... Czytałam od razu jak dodałaś, ale jakoś umknęło mi zostawienie komentarza... To wszystko przez to późne chodzenie spać. Kto to widział!
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że coś więcej kryje się za tym przypadkowym spotkaniem z Endrju... I szczerze mówiąc nie mogę się doczekać dalszego rozwoju sytuacji!
Pozdrawiam ;*
K.
Serdecznie zapraszam na 7 rozdział http://siatkowka-mojamilosc.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*