sobota, 25 maja 2013

Cuatro

Na początek zamieszczam piosenkę, bo podczas jej słuchania wpadł mi pomysł na ten rozdział :)
http://www.youtube.com/watch?v=hC0wa6vj9Aw
_________________________________________________

Serce waliło mi jak oszalałe, oddech przyspieszył. Jak to możliwe, że po tylu latach skrzętnego ukrywania się przed moim „byłym –najlepszym –przyjacielem” nagle wpadam na niego, już po studiach, w małej mieścinie w centrum Polski, w dodatku w moim miejscu pracy? A gdy go widzę, to co robię? Uciekam, najzwyczajniej uciekam. Dlaczego? Bo jestem cholernym tchórzem. I właśnie spóźniłam się na spotkanie. Wbiegam do sali, rzucając trenerowi przepraszające spojrzenie. To raptem kilka minut, nie ma się przecież czym przejmować. Siadam na pierwszym miejscu z brzegu. Kiedy przychodzi moja kolej na przemowę to mówię coś o znaczeniu bycia drużyną, o wzajemnym wsparciu i o wierze w największe cele. Rozprawiam o tym, jakby to był najbardziej interesujący temat świata, w rzeczywistości jednak jestem daleko stąd, w jednym z warszawskich liceów. Zrywamy się z Andrzejem z ostatniej lekcji, idziemy na ogromne ciasto z kremem do kawiarni, śmiejemy się z zakochanych par przemierzających park niczym zombie, rozmawiamy o jego karierze i o mojej, bo niedawno postanowiłam, że odpuszczam sobie siatkówkę i zaczynam naukę na poważnie. Mówię mu o psychologii, o doświadczeniach Pawłowa i o kocie Schrödingera, a on z zainteresowaniem kiwa głową, chociaż tak naprawdę wiem, że słucha wyłącznie po to, żeby sprawić mi przyjemność. Obiecuję przyjść na następny mecz Metra w przyszły piątek. Będzie grał w pierwszym składzie! To świetnie, że wreszcie udało mu się wywalczyć to miejsce. Żegnamy się kilka godzin później, przybijając naszą specjalną piątkę na odchodne. Kiedy schodzi ze schodów potyka się i łamie nogę. Nici z grania w pierwszym składzie, on  jest bardzo smutny z tego powodu, a ja pomagam mu przez to przejść. Mówię, że będzie jeszcze mnóstwo meczów, w którym będzie grał jako podpora drużyny. Widać moje przekonania się sprawdziły i teraz występuje w barwach bydgoskiej Delecty. Wracam myślami do sali konferencyjnej, kończę swoją „prezentację” . Statystycy przez następne pół godziny omawiają mocne i słabe strony Bydgoszczy, a wciąż siedzę na krześle i rozmyślam. Wracam do tych miłych wspomnień, tych znaczących coś ważnego i tych zupełnie błahych. Skrzętnie jednak omijam dzień, kiedy widziałam go po raz ostatni. To nie było rozsądne z mojej strony, że zniknęłam na cztery lata z jego życia, ta co podawała się za jego najlepszą przyjaciółkę. Właściwie, to zdziwiłam się, że mnie poznał. Zupełnie nic nie zostało z tej rudowłosej chłopczycy, która całe życie spędziła w za dużej o kilka numerów bluzie brata. Na studiach wróciłam do mojego naturalnego koloru włosów i zaczęłam ubierać się jak człowiek. On też się zmienił. Nie wiem, czy to możliwe, ale przez pryzmat czasu wydaje się jeszcze wyższy niż kiedyś, a jego skromny, dopiero co wykształcający się zarost nastolatka przeobraził się w bujną brodę, z którą było mu nawet do twarzy.
Konferencja się skończyła, wszyscy zbierali się do wyjścia. Wyszłam z pomieszczenia za zawodnikami, z ociąganiem zbierając się do swojego gabinetu. Miałam jeszcze półtorej godziny do odbębnienia. Siatkarze Delecty właśnie kończyli trening w bełchatowskiej hali, a Skra go zaczynała. Zawodnicy rozpierzchli się po całym budynku tworząc małe grupki, a ja wraz z Karolem przemierzałam jeden z licznych korytarzy. Zza zakrętu usłyszałam śmiech, tak bardzo znajomy i wyraźny, że przed oczami stanęło mi kilka ostrych sytuacji, które szybko zaćmiły rzeczywistość.
- Karol- wyszeptałam nagle zdenerwowana, a ten spojrzał na mnie zdziwiony- Muszę znikać. A ty absolutnie nikomu nie możesz powiedzieć gdzie jestem- spojrzałam mu w oczy, w nadziei zobaczenia tam chociażby iskierki zrozumienia. Wciąż nie wiedział w czym rzecz, ale powoli pokiwał głową- Dzięki- szepnęłam mu do ucha i zniknęłam za najbliższymi drzwiami, które na szczęście były otwarte. Uch, składzik na mopy. Lepiej nie mogłam trafić. I wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że znowu chowam się w absurdalnych miejscach, tylko po to, żeby nie dopuścić do bezpośredniej konfrontacji z Nim. Jestem psychologiem do ciężkiej cholery, a nie małą dziewczynką! Szkoda, że rozsądek odezwał się dopiero wtedy, kiedy na przysłowiowe „wyjście z szafy” było już za późno.
- Endrju!- wykrzyknął wesoło Kłos. Z odgłosów wywnioskowałam, że zatonęli w swoich objęciach. Skąd oni do cholery znali się tak dobrze? Zwykłe powitanie na korytarzu to nie hańba chłopaki, naprawdę.
- Jak życie?- zapytał Wrona, a jego przyjaciel śmieszną polszczyzną oznajmił, że leci do szatni.
- Całkiem nieźle, na pewno płacą lepiej niż w Metrze- odparł, jego towarzysz się zaśmiał
- Ach, te pięć batonów za wygrane spotkanie… Niezapomniane czasy- podsumował, a ja już wiedziałam skąd to ich wylewne przywitanie. – A skoro już cię widzę, to mam pytanie: Ładna brunetka, wielkie zielone oczy, dżinsowa koszula, czarne spodnie i wielki, kolorowy zeszyt pod pachą- mówi ci to coś?- spytał, a ja telepatycznie chciałam przekazać Karolowi właściwą odpowiedź.
- Chyba masz na myśli Gabrielę!- uznał rozradowany, że udało mu się rozwiązać tę zagadkę. O mało z rozpędu nie pacnęłam się w czoło, a byłoby trochę dziwnie, gdyby w pustym składziku nagle odezwał się odgłos ręki uderzającej w potylicę. W porę się jednak opanowałam i zaniechałam jakichkolwiek głośnych gestów.
- Tak, dokładnie. Widziałeś ją może ostatnio?- zadał kolejne pytanie. Czy ktoś tu się nie powinien przypadkiem spieszyć na trening, Karol? Kłos pokazał, że ma odrobinę oleju w głowie i zaczął przyswajać niektóre fakty.
- Nie, po konferencji zniknęła mi z oczu. Może zwinęła się do domu- stwierdził swobodnie, a ja odetchnęłam z ulgą. Andrzejowi chyba zrzedła nieco mina.
- Och, szkoda. W takim razie do zobaczenia na meczu. Skopiemy wam dupy!- oznajmił radośnie, po czym przybił z przyjacielem piątkę. Po kilkunastu sekundach czułam się na tyle bezpiecznie, aby móc otworzyć drzwi. Kłos wciąż stał na korytarzu i najwyraźniej żądał wyjaśnień.
- Ratujesz mi życie, Karollo- wyznałam, całując go w policzek- wiszę ci ogromne piwo!- dodałam na odchodne i pobiegłam przed siebie
- Gabriela!- wrzasnął za mną oburzony, ale ja już byłam poza zasięgiem jego wzroku.
Byłam tchórzem. Pieprzonym tchórzem, który boi się wracać myślami do przeszłości, który nie ma odwagi wyjaśnić starych spraw. Bałam się, na samą myśl o konfrontacji z nim ogarniał mnie paniczny strach. Wolałam zostawić wszystko tak jak jest, zamknąć tę szufladę na klucz, a potem wyrzucić go do morza, żeby już nigdy do mnie nie wrócił. Jednak wraca. Wszystko wraca, właśnie dzisiaj, kiedy zaczynało się układać. Ten co rządzi światem chyba serio mnie nienawidzi albo chce zrobić z mojego życia jakąś chorą telenowelę. Moje własne zachowanie działa mi na nerwy. Gdzie się podziała ta stanowcza, stąpająca twardo po ziemi Gabriela Kruk? Zniknęła, w momencie kiedy zobaczyła starego przyjaciela i przypomniało jej się, jakim szczęśliwym była szczeniakiem, zanim to wszystko zepsuła. Bo to była moja wina. Nie umiem przywiązywać się do ludzi, bo prędzej czy później i tak wszystko psuję. Zepsułam i teraz, wpadając w błędne koło: oddalam się od kogoś, nie chcąc go krzywdzić, a krzywdzę go tym, że zostawiam go sam na sam z jego problemami. Pochyliłam się nad biurkiem w geście bezsilności, gdy do pokoju wparował Cupković. Po chamsku, bez pukania. Był cały w skowronkach, niczym nie przypominał „wczorajszego siebie”. Uśmiech nie schodził mu z twarzy, przez chwilę tylko szczerzył się stojąc w drzwiach.
- Ta czekolada aż tak ci pomogła?- zapytałam z sarkazmem, przeczesując włosy palcami
- Gaba, nie uwierzysz!- wykrzyknął uradowany, a gdyby jego energię można by było mierzyć w kubkach po jogurcie, to nie pomieściły by się w pokoju- Jelena jest w ciąży!- podzielił się ze mną radosną nowiną, a we mnie nagle coś drgnęło. Bo niby jestem tą zimną suką, ale kiedy mój kolega w pewien sposób oznajmia mi, że jest najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, to nie mogę nie wpaść mu w ramiona i zasypać go gratulacjami. Po tym akcie hurraoptymizmu poskakaliśmy jeszcze chwilę w miejscu, trzymając się niczym dzieci w przedszkolu za ręce.
- To cudownie- powiedziałam w końcu- mówiłam, że wcale nie chce z tobą zrywać!- wypomniałam mu, a on wciąż cieszył się jak głupi
- Wiem, miałaś rację. Muszę szybko lecieć do domu, szukałem ciebie po treningu, żeby ci powiedzieć- oznajmił, przytulił mnie raz jeszcze i wyleciał jak proca z gabinetu. Zaśmiałam się i z udawaną dezaprobatą pokręciłam głową. To dobrze, że chociaż moim znajomym dobrze się układało.
Powstrzymywałam samą siebie od zrobienia mapy pod tytułem „Gdzie nie spotkam Andrzeja”, ale kusiło mnie to ogromnie. Tak samo jak nie pojawienie się jutro w pracy oraz na wieczornym meczu. Przecież nie mogę wiecznie go unikać. A może jednak mogę? Będę uciekać za każdym razem, kiedy go zobaczę, chować się za wyższymi ludźmi (których nawiasem mówiąc w Bełchatowie dostatek), a może od razu zrezygnuję z pracy? Zdrowy rozsądek podpowiadał mi, żeby spotkać się z nim twarzą w twarz i wszystko wyjaśnić. Czy wspominałam kiedyś o tym, że w większości psycholodzy pomagają innym, ale swoich problemów rozwiązać nie dają rady? Jestem właśnie tym typem niedzielnego doktora, który umie leczyć tylko innych. Następnego dnia przez pierwszą godzinę siedziałam na hali, chowając się pod krzesełka za każdym razem, gdy uchylały się drzwi frontowe. Na swoje nieszczęście Aleksowi zebrało się na żarty i co chwila zachodził mnie od tyłu i krzyczał do ucha, żeby mnie rozbawić. Po kilku takich podejściach zdenerwowałam się nie na żarty
- Czemu z was są takie ludzie-buce?!- wrzasnęłam rozhisteryzowana, a na hali wszystko nagle ucichło. Połowa osób wpatrywała się we mnie z rozdziawionymi gębami, a reszta z nieskrywanym rozbawieniem. Najwyraźniej byli dzisiaj we frywolnych nastrojach.
- Jejku, wreszcie pokazałaś pazur- odezwał się Woicki, puszczając mi oczko. Sapnęłam tylko ze złością i wróciłam do swoich spraw. Atanasijević już nie odważył się mnie zaczepić. Gdy minęło kolejnych kilkanaście minut, wciąż na skraju nerwicy postanowiłam udać się do mojego ukochanego zakątka w tym budynku. Wchodząc do gabinetu poczułam zapach drewna i nowych książek, co nieco ukoiło moje nerwy. Po tym niedawnym wybuchu nikt nie kwapił się zbytnio na wizytę u „Pani Psycholog”. Ostatnio zauważyłam, że większość z nich przestała się tak do mnie zwracać. To chyba dzięki interwencji Karola.
Po powrocie do domu zjadłam lekki obiad, trochę ogarnęłam mieszkanie (wszystko po to, żeby nie myśleć o meczu), ale chcąc nie chcąc i tak zaczęłam przygotowywać się godzinę przed wyjściem. Przebrałam się w mniej sportowe ciuchy, rozpuściłam włosy i porządnie się umalowałam. W końcu kiedyś muszę wyglądać jak człowiek, przecież tam będą jacyś ludzie. Na hali byłam pół godziny przed rozpoczęciem meczu. Kręciło się tam już mnóstwo ludzi, w tym dość obszerny Klub Kibica. Zajęłam normalne miejsce w pierwszym rzędzie, tym razem nie jako część sztabu, lecz widz całego przedstawienia. Pierwszy set toczył się pod wyraźne dyktando Skry, lecz na drugą partię obudzili się goście i wyszarpali gospodarzom zwycięstwo 25:22. Trzeci set był seriami błędów z jednej i drugiej strony. W końcówce jednak to postawa Bełchatowian zdecydowała o ostatecznym wyniku. Już dwa do jednego dla PGE. Kamerzysta wyraźnie upodobał sobie moją osobę i zrobił to w najmniej odpowiednim momencie. Gdy Wrona zmierzał na zagrywkę z przyzwyczajenia spojrzał na telebim, a na nim… Na nim byłam ja. Piłka wypadła mu z rąk i potoczyła się w stronę ławki rezerwowych. Szybko się jednak opanował, pobiegł po nią i wykonał serwis. Trafił w środek siatki, co zaowocowało hurraoptymizmem wśród kibiców. Było już bowiem dwadzieścia do piętnastu na korzyść gospodarzy. Środkowy jednak nic nie robił sobie z tego wybuchu euforii i usiadł na ławce. Jego wzrok błądził po całym pomieszczeniu, szukając w każdym sektorze znajomej osoby. Zasłoniłam twarz włosami, udając, że szukam czegoś w torebce. Gdy podniosłam głowę, patrzył wprost na mnie. Zachłysnęłam się powietrzem i czym prędzej odwróciłam wzrok. Andrzeja musiał zmienić Wieczorek, bo ten pieprzył każdą akcję jakby na zawołanie. Wciąż był nieporuszony załamanymi minami kolegów i gniewnym spojrzeniem trenera. Patrzył na mnie cały czas, chyba bojąc się, że znowu mu ucieknę. Cóż, nie mylił się. Po meczu miałam zamiar jak najszybciej się stąd zwinąć. Spotkanie zakończyło się wynikiem 3:1 dla graczy z Bełchatowa, co przełamało ich złą passę. Wszyscy byli bardzo zadowoleni z przebiegu spotkania (nie licząc oczywiście Bydgoszczan), a ja wstałam i zaczęłam zbierać się do wyjścia. Nagle zauważyłam, że w moją stronę zmierza Andrzej z zaciętą miną, zupełnie ignorując kibiców proszących o autograf. Było już za późno na ucieczkę, zresztą nie zamierzałam zbłaźnić się na oczach kilkuset osób. Trącając kilkoro fanów, stanął przede mną i złapał mnie za nadgarstek.
- Co ty wyprawiasz?- pisnęłam wystraszona, nie wiedząc co zrobić
- Musimy poważnie porozmawiać- odparł i zaczął ciągnąć mnie w stronę szatni niczym cielę na sznurku.
- Puść mnie, bo zacznę krzyczeć!- ostrzegłam go. Chłopak tylko prychnął. Po chwili, odprowadzani przez ciekawskie spojrzenia kibiców jak i zawodników zniknęliśmy w korytarzu prowadzącym do szatni.- Chcesz sobie zniszczyć reputację?- zapytałam, może zbyt ostro. Dzisiaj moją obroną był atak.
- To teraz jest nieważne- powiedział. Na korytarzu panował półmrok, było zupełnie pusto.- Gdzie byłaś przez te wszystkie lata, Gaba?- jego głos znacznie złagodniał i stał się jakby… przygnębiony. Cholera, nie chciałam go zranić. A wyszło, niestety- jak zawsze.
- To długa historia- odparłam wymijająco. Zauważyłam, że puścił moją dłoń.
- Czemu tak nagle zniknęłaś?- drążył, a ja spuściłam wzrok, wykazując nagłe zainteresowanie sponsorami widniejącymi na jego klubowej koszulce.
- Tak jakoś wyszło…- bąknęłam, patrząc tępo przed siebie. Chłopak wyraźnie się zdenerwował
- Gabriela, powiedź mi do jasnej cholery co się z tobą działo!- krzyknął mi prosto w twarz, zmuszając mnie do poniesienia wzroku. Wciąż czułam się jak mała, zagubiona dziewczynka.
- Po prostu…- zająknęłam się, szukając w głowie odpowiednich słów- za bardzo się do ciebie przywiązałam- mruknęłam, starając się nie patrzeć mu w oczy. Zmarszczył brwi zdziwiony. Pospieszyłam z wyjaśnieniami- Nikt nigdy o mnie tak nie dbał, nikt nie był mi prawdziwym przyjacielem… Bałam się, że to się kiedyś skończy, że któreś z nas siebie zrani. A odchodząc, chyba przez przypadek stało się to, czego tak się obawiałam…- mówiłam, a moje oczy robiły się coraz wilgotniejsze. Poczułam, że słone krople spływają mi po policzkach. Andrzej wciąż wpatrywał się we mnie niewzruszony. Pociągnęłam nosem, a on miał nieruchome oczy, wyglądał jakby nic nie widział. W końcu obdarzył mnie spojrzeniem, a ja nie widziałam już nic, wszystko przez te cholerne łzy.
- Przepraszam- szepnęłam cichutko, wycierając oczy rękawem. Chłopak jakby czekając na ten ruch z mojej strony rozpostarł ramiona i przygarnął mnie do siebie
- Nie gniewam się- odparł, wtulając twarz w moje włosy- tylko obiecaj mi, że już nigdy nie uciekniesz bez wyjaśnienia- dodał, a ja wciąż płakałam jak bóbr. Wychlipałam jakąś obietnicę i staliśmy tak kilka minut, nie odzywając się w ogóle. Wspominam ten dzień bardzo dobrze, bo był rozwiązaniem wszystkich moich problemów. 
________________________________________________
Cześć! Tak, tak wszyscy rozwikłaliście zagadkę z Jeleną- jestem taka przewidywalna. Macie taki mały wątek z Wronką, ale to nie jest jakaś bardzo ważna rola, przynajmniej na razie. Zrozumcie, niedawno skończyłam pisać 10 rozdział, a 11 jest już w praniu, także zamieszczam to co mam.
I jeszcze raz ogromne PRZEPRASZAM. Jestem zimną suką, poważnie. Bo naprawdę nie mam czasu na czytanie Waszych opowiadań. Jestem taka zła i niedobra, że nie mogę nawet spojrzeć w lustro. Jutro wyjeżdżam na cały dzień, ale od czwartku mam wolne (tak, Wy pewnie też :D) i obiecuję, że wszystko ponadrabiam. Jestem taka okropna, nie powinnam dodawać tego rozdziału, zanim wszystkich Waszych nie przeczytam. I nie wiem, czy zdążę w najbliższym czasie wszystkich poinformować. I jeszcze raz ogromne PRZEPRASZAM- jestem zarąbana, w weekendy szczególnie. I dziękuję, że tu jesteście, mimo, że nie zawsze się ujawniacie. Bo skoro wchodzicie, to chyba Wam się podoba? :)

10 komentarzy:

  1. Podoba się, podoba! :D
    Cieszę się, że Cupko znów przygarnął dobry humor :)
    I mam nadzieję, że teraz już będzie tylko lepiej w życiu Gabrieli.
    Liczę na jakieś rozwinięcie jej znajomości z Karolkiem ^^
    Całuję ;*
    K.

    OdpowiedzUsuń
  2. oooo byłam pierwsza! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. No logiczne, że się podoba! Jest to jeden z moich ulubionych blogów, no może, kłamię, najlepszy z nich wszystkich.
    Cupko ojcem? Jak słodko! Od razu wiedziałam, że Jelena nie chce z nim zerwać. Jejejeku... słodziutko tak :)
    Co do Wrony i Gaby. Cieszę się, że rozwiązali swój spór i wszystko sobie wytłumaczyli. Czas najwyższy!
    Czekam z niecierpliwością na kolejny.
    Pozdrawiam :**

    OdpowiedzUsuń
  4. HUehuehue, jestę jasnowidzę :D
    A tak na poważnie, to ja chce więcej Wrooony, błaaagam :D Wiem, że masz już napisane rozdziały w przód, no ale nie dałoby się go jakoś tam wcisnąć? :D Ostatnio przechodzę wielką fascynację Endrju, wiec się nie dziw, że tak jęczę :D
    Nie rozumiem totalnie Gabi, dlaczego zostwiła Andrzeja? Dobrze przynajmniej, że teraz się odnaleźli :>

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo się podoba ;)
    Rozdział świetny i czekam na kolejny. Dobrze, że Andrzej i Gabi sobie wszystko wyjaśnili:D
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jest świetny, często tu zaglądam i czytam jeden rozdział po parę razy :) bo na prawdę lubię tu spędzać czas.
    Dobrze, że Gabi i Andrzej wszystko sobie wyjaśnili, mam nadzieję, że już pomiędzy nimi będzie dobrze. :)


    Pozdrawiam
    http://zwyklyczas.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Swietny opis zycia Andrzeja i Gabi 4 lat temu. Wszystko jest nieziemsko ujete, az nie wiem co napisac. Twoje lekkie pioro zachwyca mnie z rozdzialu na rozdzial. Ogromnie lubie Naszego Andrzejka i swietnie mi sie czyta o jego perypetiach z Gabu. Swietna sprawa, ze sie odnalezli.
    Swoja droga, przez Nia zrabal sobie mecz. Ach, te baby ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ach, ten Cupko!
    I Endrju, te wątki biorę w ciemno :3 Pani psycholog jak najbardziej się przydaje tym wielkoludom. Oni sami zadbać by o siebie nie potrafili, gdyby nie te żony ^^ Eh.. ja tu czekam na jakiś romansik. Chyba, że masz zupełnie inne plany. Nie pogardziłabym niczym. Jest pięknie i cudownie :3 Oby tak dalej. Zapraszam do siebie na jedenastkę: http://grasz-wygrywasz.blogspot.com/2013/05/jedenascie.html
    Krótka, no niestety. Dłuższy jest mój wywód pod spodem rozdział, eh. Czekam na kolejny, buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo podoba :) Już myślałam, że Gaba wyleci z tego schowka :P I myślałam, że z Wronką coś dłużej będzie ale wtedy przypomniałam sobie Karola i może to i lepiej :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. jakbyś miała czas i ochotę to zapraszam do siebie na 25 :)
    http://zwyklyczas.blogspot.com/

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń