http://www.youtube.com/watch?v=hC0wa6vj9Aw
_________________________________________________
Serce waliło mi jak oszalałe,
oddech przyspieszył. Jak to możliwe, że po tylu latach skrzętnego ukrywania się
przed moim „byłym –najlepszym –przyjacielem” nagle wpadam na niego, już po
studiach, w małej mieścinie w centrum Polski, w dodatku w moim miejscu pracy? A
gdy go widzę, to co robię? Uciekam, najzwyczajniej uciekam. Dlaczego? Bo jestem
cholernym tchórzem. I właśnie spóźniłam się na spotkanie. Wbiegam do sali, rzucając
trenerowi przepraszające spojrzenie. To raptem kilka minut, nie ma się przecież
czym przejmować. Siadam na pierwszym miejscu z brzegu. Kiedy przychodzi moja
kolej na przemowę to mówię coś o znaczeniu bycia drużyną, o wzajemnym wsparciu
i o wierze w największe cele. Rozprawiam o tym, jakby to był najbardziej
interesujący temat świata, w rzeczywistości jednak jestem daleko stąd, w jednym
z warszawskich liceów. Zrywamy się z Andrzejem z ostatniej lekcji, idziemy na
ogromne ciasto z kremem do kawiarni, śmiejemy się z zakochanych par
przemierzających park niczym zombie, rozmawiamy o jego karierze i o mojej, bo
niedawno postanowiłam, że odpuszczam sobie siatkówkę i zaczynam naukę na
poważnie. Mówię mu o psychologii, o doświadczeniach Pawłowa i o kocie Schrödingera,
a on z zainteresowaniem kiwa głową, chociaż tak naprawdę wiem, że słucha
wyłącznie po to, żeby sprawić mi przyjemność. Obiecuję przyjść na następny mecz
Metra w przyszły piątek. Będzie grał w pierwszym składzie! To świetnie, że
wreszcie udało mu się wywalczyć to miejsce. Żegnamy się kilka godzin później,
przybijając naszą specjalną piątkę na odchodne. Kiedy schodzi ze schodów potyka
się i łamie nogę. Nici z grania w pierwszym składzie, on jest bardzo smutny z tego powodu, a ja pomagam
mu przez to przejść. Mówię, że będzie jeszcze mnóstwo meczów, w którym będzie
grał jako podpora drużyny. Widać moje przekonania się sprawdziły i teraz występuje
w barwach bydgoskiej Delecty. Wracam myślami do sali konferencyjnej, kończę
swoją „prezentację” . Statystycy przez następne pół godziny omawiają mocne i
słabe strony Bydgoszczy, a wciąż siedzę na krześle i rozmyślam. Wracam do tych
miłych wspomnień, tych znaczących coś ważnego i tych zupełnie błahych. Skrzętnie
jednak omijam dzień, kiedy widziałam go po raz ostatni. To nie było rozsądne z
mojej strony, że zniknęłam na cztery lata z jego życia, ta co podawała się za
jego najlepszą przyjaciółkę. Właściwie, to zdziwiłam się, że mnie poznał.
Zupełnie nic nie zostało z tej rudowłosej chłopczycy, która całe życie spędziła
w za dużej o kilka numerów bluzie brata. Na studiach wróciłam do mojego
naturalnego koloru włosów i zaczęłam ubierać się jak człowiek. On też się
zmienił. Nie wiem, czy to możliwe, ale przez pryzmat czasu wydaje się jeszcze
wyższy niż kiedyś, a jego skromny, dopiero co wykształcający się zarost
nastolatka przeobraził się w bujną brodę, z którą było mu nawet do twarzy.
Konferencja się skończyła,
wszyscy zbierali się do wyjścia. Wyszłam z pomieszczenia za zawodnikami, z
ociąganiem zbierając się do swojego gabinetu. Miałam jeszcze półtorej godziny
do odbębnienia. Siatkarze Delecty właśnie kończyli trening w bełchatowskiej
hali, a Skra go zaczynała. Zawodnicy rozpierzchli się po całym budynku tworząc
małe grupki, a ja wraz z Karolem przemierzałam jeden z licznych korytarzy. Zza
zakrętu usłyszałam śmiech, tak bardzo znajomy i wyraźny, że przed oczami
stanęło mi kilka ostrych sytuacji, które szybko zaćmiły rzeczywistość.
- Karol- wyszeptałam nagle zdenerwowana,
a ten spojrzał na mnie zdziwiony- Muszę znikać. A ty absolutnie nikomu nie
możesz powiedzieć gdzie jestem- spojrzałam mu w oczy, w nadziei zobaczenia tam
chociażby iskierki zrozumienia. Wciąż nie wiedział w czym rzecz, ale powoli
pokiwał głową- Dzięki- szepnęłam mu do ucha i zniknęłam za najbliższymi
drzwiami, które na szczęście były otwarte. Uch, składzik na mopy. Lepiej nie
mogłam trafić. I wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że znowu chowam się w
absurdalnych miejscach, tylko po to, żeby nie dopuścić do bezpośredniej
konfrontacji z Nim. Jestem psychologiem do ciężkiej cholery, a nie małą
dziewczynką! Szkoda, że rozsądek odezwał się dopiero wtedy, kiedy na
przysłowiowe „wyjście z szafy” było już za późno.
- Endrju!- wykrzyknął wesoło
Kłos. Z odgłosów wywnioskowałam, że zatonęli w swoich objęciach. Skąd oni do
cholery znali się tak dobrze? Zwykłe powitanie na korytarzu to nie hańba
chłopaki, naprawdę.
- Jak życie?- zapytał Wrona, a
jego przyjaciel śmieszną polszczyzną oznajmił, że leci do szatni.
- Całkiem nieźle, na pewno płacą
lepiej niż w Metrze- odparł, jego towarzysz się zaśmiał
- Ach, te pięć batonów za wygrane
spotkanie… Niezapomniane czasy- podsumował, a ja już wiedziałam skąd to ich
wylewne przywitanie. – A skoro już cię widzę, to mam pytanie: Ładna brunetka,
wielkie zielone oczy, dżinsowa koszula, czarne spodnie i wielki, kolorowy
zeszyt pod pachą- mówi ci to coś?- spytał, a ja telepatycznie chciałam
przekazać Karolowi właściwą odpowiedź.
- Chyba masz na myśli Gabrielę!-
uznał rozradowany, że udało mu się rozwiązać tę zagadkę. O mało z rozpędu nie
pacnęłam się w czoło, a byłoby trochę dziwnie, gdyby w pustym składziku nagle
odezwał się odgłos ręki uderzającej w potylicę. W porę się jednak opanowałam i
zaniechałam jakichkolwiek głośnych gestów.
- Tak, dokładnie. Widziałeś ją
może ostatnio?- zadał kolejne pytanie. Czy ktoś tu się nie powinien przypadkiem
spieszyć na trening, Karol? Kłos pokazał, że ma odrobinę oleju w głowie i
zaczął przyswajać niektóre fakty.
- Nie, po konferencji zniknęła mi
z oczu. Może zwinęła się do domu- stwierdził swobodnie, a ja odetchnęłam z
ulgą. Andrzejowi chyba zrzedła nieco mina.
- Och, szkoda. W takim razie do
zobaczenia na meczu. Skopiemy wam dupy!- oznajmił radośnie, po czym przybił z
przyjacielem piątkę. Po kilkunastu sekundach czułam się na tyle bezpiecznie,
aby móc otworzyć drzwi. Kłos wciąż stał na korytarzu i najwyraźniej żądał
wyjaśnień.
- Ratujesz mi życie, Karollo-
wyznałam, całując go w policzek- wiszę ci ogromne piwo!- dodałam na odchodne i
pobiegłam przed siebie
- Gabriela!- wrzasnął za mną
oburzony, ale ja już byłam poza zasięgiem jego wzroku.
Byłam tchórzem. Pieprzonym
tchórzem, który boi się wracać myślami do przeszłości, który nie ma odwagi
wyjaśnić starych spraw. Bałam się, na samą myśl o konfrontacji z nim ogarniał
mnie paniczny strach. Wolałam zostawić wszystko tak jak jest, zamknąć tę
szufladę na klucz, a potem wyrzucić go do morza, żeby już nigdy do mnie nie
wrócił. Jednak wraca. Wszystko wraca, właśnie dzisiaj, kiedy zaczynało
się układać. Ten co rządzi światem chyba serio mnie nienawidzi albo chce zrobić
z mojego życia jakąś chorą telenowelę. Moje własne zachowanie działa mi na
nerwy. Gdzie się podziała ta stanowcza, stąpająca twardo po ziemi Gabriela
Kruk? Zniknęła, w momencie kiedy zobaczyła starego przyjaciela i przypomniało
jej się, jakim szczęśliwym była szczeniakiem, zanim to wszystko zepsuła. Bo to
była moja wina. Nie umiem przywiązywać się do ludzi, bo prędzej czy później i
tak wszystko psuję. Zepsułam i teraz, wpadając w błędne koło: oddalam się od
kogoś, nie chcąc go krzywdzić, a krzywdzę go tym, że zostawiam go sam na sam z
jego problemami. Pochyliłam się nad biurkiem w geście bezsilności, gdy do
pokoju wparował Cupković. Po chamsku, bez pukania. Był cały w skowronkach,
niczym nie przypominał „wczorajszego siebie”. Uśmiech nie schodził mu z twarzy,
przez chwilę tylko szczerzył się stojąc w drzwiach.
- Ta czekolada aż tak ci
pomogła?- zapytałam z sarkazmem, przeczesując włosy palcami
- Gaba, nie uwierzysz!-
wykrzyknął uradowany, a gdyby jego energię można by było mierzyć w kubkach po
jogurcie, to nie pomieściły by się w pokoju- Jelena jest w ciąży!- podzielił
się ze mną radosną nowiną, a we mnie nagle coś drgnęło. Bo niby jestem tą zimną
suką, ale kiedy mój kolega w pewien sposób oznajmia mi, że jest
najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, to nie mogę nie wpaść mu w ramiona i
zasypać go gratulacjami. Po tym akcie hurraoptymizmu poskakaliśmy jeszcze
chwilę w miejscu, trzymając się niczym dzieci w przedszkolu za ręce.
- To cudownie- powiedziałam w
końcu- mówiłam, że wcale nie chce z tobą zrywać!- wypomniałam mu, a on wciąż
cieszył się jak głupi
- Wiem, miałaś rację. Muszę
szybko lecieć do domu, szukałem ciebie po treningu, żeby ci powiedzieć-
oznajmił, przytulił mnie raz jeszcze i wyleciał jak proca z gabinetu. Zaśmiałam
się i z udawaną dezaprobatą pokręciłam głową. To dobrze, że chociaż moim
znajomym dobrze się układało.
Powstrzymywałam samą siebie od
zrobienia mapy pod tytułem „Gdzie nie spotkam Andrzeja”, ale kusiło mnie to
ogromnie. Tak samo jak nie pojawienie się jutro w pracy oraz na wieczornym
meczu. Przecież nie mogę wiecznie go unikać. A może jednak mogę? Będę uciekać
za każdym razem, kiedy go zobaczę, chować się za wyższymi ludźmi (których
nawiasem mówiąc w Bełchatowie dostatek), a może od razu zrezygnuję z pracy?
Zdrowy rozsądek podpowiadał mi, żeby spotkać się z nim twarzą w twarz i
wszystko wyjaśnić. Czy wspominałam kiedyś o tym, że w większości psycholodzy
pomagają innym, ale swoich problemów rozwiązać nie dają rady? Jestem właśnie
tym typem niedzielnego doktora, który umie leczyć tylko innych. Następnego dnia
przez pierwszą godzinę siedziałam na hali, chowając się pod krzesełka za każdym
razem, gdy uchylały się drzwi frontowe. Na swoje nieszczęście Aleksowi zebrało
się na żarty i co chwila zachodził mnie od tyłu i krzyczał do ucha, żeby mnie
rozbawić. Po kilku takich podejściach zdenerwowałam się nie na żarty
- Czemu z was są takie
ludzie-buce?!- wrzasnęłam rozhisteryzowana, a na hali wszystko nagle ucichło.
Połowa osób wpatrywała się we mnie z rozdziawionymi gębami, a reszta z
nieskrywanym rozbawieniem. Najwyraźniej byli dzisiaj we frywolnych nastrojach.
- Jejku, wreszcie pokazałaś
pazur- odezwał się Woicki, puszczając mi oczko. Sapnęłam tylko ze złością i
wróciłam do swoich spraw. Atanasijević już nie odważył się mnie zaczepić. Gdy
minęło kolejnych kilkanaście minut, wciąż na skraju nerwicy postanowiłam udać
się do mojego ukochanego zakątka w tym budynku. Wchodząc do gabinetu poczułam
zapach drewna i nowych książek, co nieco ukoiło moje nerwy. Po tym niedawnym
wybuchu nikt nie kwapił się zbytnio na wizytę u „Pani Psycholog”. Ostatnio
zauważyłam, że większość z nich przestała się tak do mnie zwracać. To chyba
dzięki interwencji Karola.
Po powrocie do domu zjadłam lekki
obiad, trochę ogarnęłam mieszkanie (wszystko po to, żeby nie myśleć o meczu),
ale chcąc nie chcąc i tak zaczęłam przygotowywać się godzinę przed wyjściem.
Przebrałam się w mniej sportowe ciuchy, rozpuściłam włosy i porządnie się
umalowałam. W końcu kiedyś muszę wyglądać jak człowiek, przecież tam będą jacyś
ludzie. Na hali byłam pół godziny przed rozpoczęciem meczu. Kręciło się tam już
mnóstwo ludzi, w tym dość obszerny Klub Kibica. Zajęłam normalne miejsce w
pierwszym rzędzie, tym razem nie jako część sztabu, lecz widz całego
przedstawienia. Pierwszy set toczył się pod wyraźne dyktando Skry, lecz na
drugą partię obudzili się goście i wyszarpali gospodarzom zwycięstwo 25:22.
Trzeci set był seriami błędów z jednej i drugiej strony. W końcówce jednak to
postawa Bełchatowian zdecydowała o ostatecznym wyniku. Już dwa do jednego dla
PGE. Kamerzysta wyraźnie upodobał sobie moją osobę i zrobił to w najmniej
odpowiednim momencie. Gdy Wrona zmierzał na zagrywkę z przyzwyczajenia spojrzał
na telebim, a na nim… Na nim byłam ja. Piłka wypadła mu z rąk i potoczyła się w
stronę ławki rezerwowych. Szybko się jednak opanował, pobiegł po nią i wykonał
serwis. Trafił w środek siatki, co zaowocowało hurraoptymizmem wśród kibiców.
Było już bowiem dwadzieścia do piętnastu na korzyść gospodarzy. Środkowy jednak
nic nie robił sobie z tego wybuchu euforii i usiadł na ławce. Jego wzrok
błądził po całym pomieszczeniu, szukając w każdym sektorze znajomej osoby.
Zasłoniłam twarz włosami, udając, że szukam czegoś w torebce. Gdy podniosłam
głowę, patrzył wprost na mnie. Zachłysnęłam się powietrzem i czym prędzej
odwróciłam wzrok. Andrzeja musiał zmienić Wieczorek, bo ten pieprzył każdą
akcję jakby na zawołanie. Wciąż był nieporuszony załamanymi minami kolegów i
gniewnym spojrzeniem trenera. Patrzył na mnie cały czas, chyba bojąc się, że
znowu mu ucieknę. Cóż, nie mylił się. Po meczu miałam zamiar jak najszybciej
się stąd zwinąć. Spotkanie zakończyło się wynikiem 3:1 dla graczy z Bełchatowa,
co przełamało ich złą passę. Wszyscy byli bardzo zadowoleni z przebiegu
spotkania (nie licząc oczywiście Bydgoszczan), a ja wstałam i zaczęłam zbierać
się do wyjścia. Nagle zauważyłam, że w moją stronę zmierza Andrzej z zaciętą
miną, zupełnie ignorując kibiców proszących o autograf. Było już za późno na
ucieczkę, zresztą nie zamierzałam zbłaźnić się na oczach kilkuset osób.
Trącając kilkoro fanów, stanął przede mną i złapał mnie za nadgarstek.
- Co ty wyprawiasz?- pisnęłam
wystraszona, nie wiedząc co zrobić
- Musimy poważnie porozmawiać-
odparł i zaczął ciągnąć mnie w stronę szatni niczym cielę na sznurku.
- Puść mnie, bo zacznę krzyczeć!-
ostrzegłam go. Chłopak tylko prychnął. Po chwili, odprowadzani przez ciekawskie
spojrzenia kibiców jak i zawodników zniknęliśmy w korytarzu prowadzącym do
szatni.- Chcesz sobie zniszczyć reputację?- zapytałam, może zbyt ostro. Dzisiaj
moją obroną był atak.
- To teraz jest nieważne-
powiedział. Na korytarzu panował półmrok, było zupełnie pusto.- Gdzie byłaś
przez te wszystkie lata, Gaba?- jego głos znacznie złagodniał i stał się jakby…
przygnębiony. Cholera, nie chciałam go zranić. A wyszło, niestety- jak zawsze.
- To długa historia- odparłam
wymijająco. Zauważyłam, że puścił moją dłoń.
- Czemu tak nagle zniknęłaś?-
drążył, a ja spuściłam wzrok, wykazując nagłe zainteresowanie sponsorami
widniejącymi na jego klubowej koszulce.
- Tak jakoś wyszło…- bąknęłam,
patrząc tępo przed siebie. Chłopak wyraźnie się zdenerwował
- Gabriela, powiedź mi do jasnej
cholery co się z tobą działo!- krzyknął mi prosto w twarz, zmuszając mnie do
poniesienia wzroku. Wciąż czułam się jak mała, zagubiona dziewczynka.
- Po prostu…- zająknęłam się,
szukając w głowie odpowiednich słów- za bardzo się do ciebie przywiązałam-
mruknęłam, starając się nie patrzeć mu w oczy. Zmarszczył brwi zdziwiony.
Pospieszyłam z wyjaśnieniami- Nikt nigdy o mnie tak nie dbał, nikt nie był mi
prawdziwym przyjacielem… Bałam się, że to się kiedyś skończy, że któreś z nas
siebie zrani. A odchodząc, chyba przez przypadek stało się to, czego tak się
obawiałam…- mówiłam, a moje oczy robiły się coraz wilgotniejsze. Poczułam, że
słone krople spływają mi po policzkach. Andrzej wciąż wpatrywał się we mnie
niewzruszony. Pociągnęłam nosem, a on miał nieruchome oczy, wyglądał jakby nic
nie widział. W końcu obdarzył mnie spojrzeniem, a ja nie widziałam już nic,
wszystko przez te cholerne łzy.
- Przepraszam- szepnęłam
cichutko, wycierając oczy rękawem. Chłopak jakby czekając na ten ruch z mojej
strony rozpostarł ramiona i przygarnął mnie do siebie
- Nie gniewam się- odparł,
wtulając twarz w moje włosy- tylko obiecaj mi, że już nigdy nie uciekniesz bez
wyjaśnienia- dodał, a ja wciąż płakałam jak bóbr. Wychlipałam jakąś obietnicę i
staliśmy tak kilka minut, nie odzywając się w ogóle. Wspominam ten dzień bardzo
dobrze, bo był rozwiązaniem wszystkich moich problemów.
________________________________________________
Cześć! Tak, tak wszyscy rozwikłaliście zagadkę z Jeleną- jestem taka przewidywalna. Macie taki mały wątek z Wronką, ale to nie jest jakaś bardzo ważna rola, przynajmniej na razie. Zrozumcie, niedawno skończyłam pisać 10 rozdział, a 11 jest już w praniu, także zamieszczam to co mam.
I jeszcze raz ogromne PRZEPRASZAM. Jestem zimną suką, poważnie. Bo naprawdę nie mam czasu na czytanie Waszych opowiadań. Jestem taka zła i niedobra, że nie mogę nawet spojrzeć w lustro. Jutro wyjeżdżam na cały dzień, ale od czwartku mam wolne (tak, Wy pewnie też :D) i obiecuję, że wszystko ponadrabiam. Jestem taka okropna, nie powinnam dodawać tego rozdziału, zanim wszystkich Waszych nie przeczytam. I nie wiem, czy zdążę w najbliższym czasie wszystkich poinformować. I jeszcze raz ogromne PRZEPRASZAM- jestem zarąbana, w weekendy szczególnie. I dziękuję, że tu jesteście, mimo, że nie zawsze się ujawniacie. Bo skoro wchodzicie, to chyba Wam się podoba? :)
Podoba się, podoba! :D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Cupko znów przygarnął dobry humor :)
I mam nadzieję, że teraz już będzie tylko lepiej w życiu Gabrieli.
Liczę na jakieś rozwinięcie jej znajomości z Karolkiem ^^
Całuję ;*
K.
oooo byłam pierwsza! :D
OdpowiedzUsuńNo logiczne, że się podoba! Jest to jeden z moich ulubionych blogów, no może, kłamię, najlepszy z nich wszystkich.
OdpowiedzUsuńCupko ojcem? Jak słodko! Od razu wiedziałam, że Jelena nie chce z nim zerwać. Jejejeku... słodziutko tak :)
Co do Wrony i Gaby. Cieszę się, że rozwiązali swój spór i wszystko sobie wytłumaczyli. Czas najwyższy!
Czekam z niecierpliwością na kolejny.
Pozdrawiam :**
HUehuehue, jestę jasnowidzę :D
OdpowiedzUsuńA tak na poważnie, to ja chce więcej Wrooony, błaaagam :D Wiem, że masz już napisane rozdziały w przód, no ale nie dałoby się go jakoś tam wcisnąć? :D Ostatnio przechodzę wielką fascynację Endrju, wiec się nie dziw, że tak jęczę :D
Nie rozumiem totalnie Gabi, dlaczego zostwiła Andrzeja? Dobrze przynajmniej, że teraz się odnaleźli :>
Bardzo się podoba ;)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny i czekam na kolejny. Dobrze, że Andrzej i Gabi sobie wszystko wyjaśnili:D
Pozdrawiam :)
Jest świetny, często tu zaglądam i czytam jeden rozdział po parę razy :) bo na prawdę lubię tu spędzać czas.
OdpowiedzUsuńDobrze, że Gabi i Andrzej wszystko sobie wyjaśnili, mam nadzieję, że już pomiędzy nimi będzie dobrze. :)
Pozdrawiam
http://zwyklyczas.blogspot.com/
Swietny opis zycia Andrzeja i Gabi 4 lat temu. Wszystko jest nieziemsko ujete, az nie wiem co napisac. Twoje lekkie pioro zachwyca mnie z rozdzialu na rozdzial. Ogromnie lubie Naszego Andrzejka i swietnie mi sie czyta o jego perypetiach z Gabu. Swietna sprawa, ze sie odnalezli.
OdpowiedzUsuńSwoja droga, przez Nia zrabal sobie mecz. Ach, te baby ;)
Ach, ten Cupko!
OdpowiedzUsuńI Endrju, te wątki biorę w ciemno :3 Pani psycholog jak najbardziej się przydaje tym wielkoludom. Oni sami zadbać by o siebie nie potrafili, gdyby nie te żony ^^ Eh.. ja tu czekam na jakiś romansik. Chyba, że masz zupełnie inne plany. Nie pogardziłabym niczym. Jest pięknie i cudownie :3 Oby tak dalej. Zapraszam do siebie na jedenastkę: http://grasz-wygrywasz.blogspot.com/2013/05/jedenascie.html
Krótka, no niestety. Dłuższy jest mój wywód pod spodem rozdział, eh. Czekam na kolejny, buziaki :*
Bardzo podoba :) Już myślałam, że Gaba wyleci z tego schowka :P I myślałam, że z Wronką coś dłużej będzie ale wtedy przypomniałam sobie Karola i może to i lepiej :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńjakbyś miała czas i ochotę to zapraszam do siebie na 25 :)
OdpowiedzUsuńhttp://zwyklyczas.blogspot.com/
Pozdrawiam :)